Dawno dawno temu z moją kochaną kuzynką poszłyśmy na szybkich i wściekłych. Wyszłyśmy zakochane w Vinie. 2 część chyba jeszcze widziałam, reszty już nie.
Na 8 poszłam z ukochanym. Ubawiłam się przednio! Kiedy zobaczyliśmy pierwszą scenę, w której Dom wygrywa wyścig na Kubie, tyłem, płonącym rzęchem, to powiedziałam do mojego faceta: jeśli takie rzeczy dzieją się na początku to czym to przebiją? Dalej było tylko lepiej.
Drużyna piłkarska dziewczynek tańcząca hake przed meczem, karkołomna ucieczka z więzienia, czarujące dialogi, (znane paszcze z gry o tron i pani Charlize, której chyba coś się stało z twarzą...) pościg po Nowym Jorku, (wspaniała Helen Miren!) samochodowy deszcz i rwąca auto-rzeka.
Kolejny etap filmu jeszcze lepszy! czarny święty Mikołaj z neonowym lamborghini, no wisienka na torcie czyli podróż do dalekiej zimnej Rosji (wszyscy ubrani jak w zimny listopad w mieście, panie dekolty do pasa) no i tu to się dzieje! Oj dzieje się! Jak Roman wyskoczył spod lodu na drzwiach lambo a Hobbs "wysiadł" z pędzącego auta żeby przesunąć sunącą po lodzie obok rakietę i wrócić za kierownicę to już wiedziałam, że sky is no limit.
Ostatecznie okręt zatopił Dom a sceny z bobasem w samolocie i Deckardem rozpuściły mi serce i wywołały ból brzucha ze śmiechu. (Statham taki sexy!)
Bardzo fajna rozrywka z oczywiście pozostawioną furtką dla części 9.