Niesamowite, że ten skromny, acz śmiały dramat sci-fi wyszedł kiedyś spod ręki faceta, który od blisko 30 lat zainteresowany jest głównie franczyzą 'Gwiezdnych Wojen'. Jeśli czegoś to dowodzi, to jedynie faktu, że pieniądze nie idą w parze z twórczą kreatywnością. A szkoda, bo 'THX 1138' zdradza niesamowity potencjał i ambicje młodego reżysera, który jeśli tylko by chciał, mógłby być drugim Coppolą czy Scorsese. Pełnometrażowy debiut Lucasa, będący pełniejszą wersją jego (i tak świetnego) filmu studenckiego, nie został doceniony w dniu premiery i nie jest należycie doceniany blisko 40 lat później. Wtedy padł ofiarą niemrawej dystrybucji Warner Bros, którego decydenci nie byli zainteresowani filmem tak niekonwencjonalnym, teraz jest ofiarą dziedzictwa swego twórcy. Wszak często spotyka się opinie, że film owszem, jest niezły, ale przecież to tylko twór gościa od 'Gwiezdnych Wojen', jakby zapominając o jego faktycznej wartości i roli jaką 'THX 1138' odegrał w amerykańskim kinie. Iście orwellowska wizja Lucasa po blisko czterech dekadach jest przecież filmem ciągle aktualnym, zwłaszcza w dobie błyskawicznego rozwoju demograficznego, niepohamowanego konsumpcjonizmu i niebezpieczeństw związanych z globalnym ociepleniem. Coraz bliżej nam do ciasnej puszki pełnej wyobcowanych jednostek, jaką jest świat w filmie Lucasa. Co ciekawe reżyser nie opowiada w nim tylko o przyszłości - ta służy jako metafora czasów ówczesnych.
Z perspektywy czasu 'THX 1138' jest wizjonerstwem wysokiej próby, z którego kolejni twórcy czerpią do dziś ('Blade Runner', 'Equilibrium', 'Gattaca', '12 małp'). Trudno gdzieś spotkać taką opinię, ale zaryzykuję dość śmiałe stwierdzenie, że nie tylko kino sci-fi, ale cała amerykańska kinematografia ma olbrzymi dług względem Lucasa i jego debiutanckiego filmu. 'THX 1138', pierwsze dziecko założonego przez Coppolę American Zoetrope, posłużyło bowiem jako twórcze podwaliny dla całej dekady, dla wszystkich tych twórców, którzy w kilku następnych latach stanowili śmietankę amerykańskich filmowców. Obraz Lucasa to pierwsza wyraźna oznaka, że gdzieś poza wielkimi studiami czai się młode pokolenie kreatywnych ludzi, którzy na trwałe odcisną piętno na amerykańskiej kinematografii. I szkoda tylko samego Lucasa, który po tym niedocenionym (!) sukcesie, wolał realizować już tylko dziecięce marzenia.
"Niesamowite, że ten skromny, acz śmiały dramat sci-fi wyszedł kiedyś spod ręki faceta, który od blisko 30 lat zainteresowany jest głównie franczyzą 'Gwiezdnych Wojen'."
Bardzo ładnie powiedziane :D
Cały Twój post jest trafny, ciekawa opinia.
Co do GW-nie jestem nawet ich Fanem. Co najwyżej lubię i oglądałem z 3 czy 4 razy stare części, nowe 2 razy. Kiedyś to stara trylogia wydawał mi się dziełem. Ostatnio obejrzałem wszystkie części i zmieniłem zdanie. Nowa trylogia okazała się bardzo ciekawa (choć banalna-ale takie są GW), za to stara trylogia okazała się zbyt starodawna i w ogóle mnie nie bawiła... cóż, zmiany zmiany zmiany ;)
THX jest świetny. to prawdziwy dramat. Że s-f, to dodaje tło i pewne przesłanie. Takie filmy powinny trafiać do szerokiej publiki, poniewaz to bardzo wartościowe kino.
Chociaż "THX 1138" nie przypadł mi specjalnie do gustu i bliżej mi do opinii z tego tematu http://www.filmweb.pl/topic/1222602/Nie+mog%C4%99+ju%C5%BC+s%C5%82ucha%C4%87+cuk rzenia+temu+s%C5%82abemu+filmowi....html to muszę przyznać, że sama wizja świata oraz relacje współlokatorów robią wrażenie. Nigdy nie analizowałem historii kina, nie porównywałem różnych wizji totalitarnych SF latami, ale może faktycznie coś jest na rzeczy. Może "THX 1138" faktycznie miał spory wpływ na kino. Jeśli chodzi jednak o antyutopie SF, należałoby też zwrócić uwage na "Fahrenheit 451" z '66 (dzieło szatana o książkach trafiających do piekła :)), który wpływ na kino także mógł mieć spory.
Abstrahując od wpływu filmu, świetnie zredagowana opinia, z której pierwszym i ostatnim zdaniem zgadzam się w stu procentach. :)