PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=10006}

Tacy byliśmy

The Way We Were
1973
7,3 6,9 tys. ocen
7,3 10 1 6866
6,3 13 krytyków
Tacy byliśmy
powrót do forum filmu Tacy byliśmy

o tym, że mam do czynienia z arcydziełem wiedziałam już od pierwszych minut filmu, od sceny w której robert redford wiązał sznurówkę barbrze streisand. w tym filmie zachwyca wszystko, począwszy od scenariusza (z zakończeniem dokładnie takim, jakim powinno ono być) przez grę aktorów aż do ścieżki dźwiękowej. oglądajcie ten film, kiedy tylko będziecie mieli ku temu okazję. naprawdę warto.

gillyflower

jakoś mnie nie przekonałaś.

ocenił(a) film na 8
masonito

wszystko jest miłość, a miłość jest niewdzięczna. szczególnie niewdzięcznie się ją filmuje. bardzo łatwo przekroczyć bowiem granicę między prawdą a idealizacją i nakręcić kolejne z rzędu romasidło; albo zbyt ckliwe i patetyczne, albo zbyt banalne i umniejszające. (i koniecznie powierzyć w tym romansidle główną rolę żeńską aktorce, której talent nie dorównuje urodzie a w jej usta włożyć słowa, w które nie uwierzy nikt oprócz kobiet czytających w dzieciństwie za dużo bajek. i żeby nie było: ja też przeczytałam w dzieciństwie trochę bajek a także - z racji płci chociażby - nie mogę gardzić romansidłami, oglądam je jednak z przymrużeniem oka. ale o tym dlaczego nie traktuję ich serio za chwilę).

sydney pollack połowę sukcesu miał w kieszeni zanim w ogóle padł pierwszy klaps na planie 'the way we were' - miał mianowicie dobry scenariusz. a że był zdolnym reżyserem nie zmarnował tego potencjału lecz go pomnożył. i chwała mu za to, że nie wpadł w sidła romansidła! w roli katie morosky obsadził aktorkę, której - umówmy się - najważniejszym atutem nie jest fizjonomia lecz mózg. barbra streisand grając zaangażowaną politycznie idealistkę jest po prostu autentyczna. uwierzyłam jej, bo ona sama sprawia wrażenie, że wierzy w to, co mówi. niemniej zachwytu mam dla roberta redforda. jego hubbell gardner przeczy stereotypowi przystojnego i głupiutkiego sportowca; on ma coś do powiedzenia, a w zasadzie do napisania. i tak na przykład w czasach gdy razem studiowali pisze znamienne dla filmu słowa o sobie samym: 'w pewien sposób był jak kraj, w którym mieszkał. wszystko przychodziło mu zbyt łatwo'. gdy już świadomi swojego uczucia spotkają się z katie po latach, ona zapyta go właśnie o to:
'- czy nadal wszystko przychodzi zbyt łatwo?
- nie wszystko.
- a co nie przyszło łatwo?'
hubbel już jednak nic nie odpowiada, tylko ją całuje.

to nie była łatwa miłość, jeśli takowa w ogóle istnieje. w związku z tym to nie mógł być łatwy związek. on miał poczucie humoru, ona wszystko traktowała śmiertelnie poważnie. on był łagodny, uśmiechnięty i zdystansowany do wielu spraw, ona natomiast była nadpobudliwą i gadatliwą aktywistką. dzielące ich różnice wychodziły na wierzch za każdym razem, gdy spotykali się z innymi ludźmi. ona czuła się źle wśród jego kolegów; on nie rozumiał jej znajomych. obydwoje bardzo się starali ratować ten związek, nie udało im się jednak utemperować swoich charakterów. rozstają się, lecz nikt tu nikogo nie porzuca - obydwoje rozumieją, że ten związek nie ma przyszłości. rozstają się - po pierwsze bardzo słusznie, a po drugie bardzo życiowo. w życiu wiele rzeczy się nie udaje. w życiu nie żyje się długo i szczęśliwie. ale można długo żyć jednym szczęściem. oni dla siebie tym szczęściem w życiu byli, widać to w ostatniej scenie - katie i hubbell spotykają się po latach od rozstania i uśmiechają się do siebie, pogodzeni z losem. mają tę bolesną ale i kojącą świadomość, że tak właśnie miało być. to byli naprawdę mądrzy bohaterowie. to naprawdę była miłość. i właśnie za tę prawdę należą się panu pollackowi wielkie brawa.

(nie miałam zamiaru nikogo przekonywać. pisałam to z miłości do tego filmu. bo wszystko jest miłość).

ocenił(a) film na 8
gillyflower

z rozemocjonowania zapomniałam dodać, że
w filmie nie ma wielkich i wzniosłych słów, bezsensownych deklaracji, postacie nie rozstają się w skutek intryg czy przeciwności losu - powód tego, że nie mogą być razem tkwi w nich samych. rzadko można to obejrzeć na ekranie a jakże często w życiu.

a także na tym filmie nie musiałam mrużyć oczu

ocenił(a) film na 7
gillyflower

A ja jestem prosto po seansie i wydaje mi się, że to Katie bardziej kochała Hubbell'a i że go do tej miłości przekonała... To znaczy, w filmie zostało to moim zdaniem mocno podkreślone, że to ona zabiega o jego względy i jako silnej i dominującej osobowości, udaje jej się osiągnąć cel...A że Hubbell, jest typem gościa ,,płynącego z prądem" przyjmuje tą miłość i z czasem nawet odwzajemnia..niemniej, nie dźwignął jej charakteru i nie pokochał jej za to jaka jest. Podziwiał ją, ale nie pokochał. Końcowa scena, to pokazanie Hubbell'a jako tego przegranego...Bez kobiety ,,która nigdy nie odpuszcza" i bez rodziny, dziecka...Jak się człowiek boi za bardzo, to tak ma... Ale są charaktery i charaktery.
Film jest naprawdę dobry.
Bez niepotrzebnego patosu.