Nie czuję się na siłach ze swoim nędznym połączeniem naprawdę przejrzeć najciekawszych (i najdłuższych) tematów, żeby móc uczciwie się w nich wypowiedzieć, więc napiszę tu, co mi przychodzi do głowy.
Po pierwsze - jeszcze przed obejrzeniem BM rzucił mi się w oczy pewien fakt, zresztą dość oczywisty i o tyle nieodparty, że przykładów robi się z biegiem lat coraz więcej: filmy traktujące o gejowskiej miłości są zauważane na wszelkiego rodzaju festiwalach, co potem przekłada się na ich popularność kinową, niekoniecznie w jakims szczególnym związku z ich wysoką jakoscią (Brokeback, Złe wychowanie, Tabu – gdzie dwóch pierwszych zarzut niewysokiej jakosci nie dotyczy). W ogóle Tabu (Tabu aka Gohatto) było chyba najbardziej jaskrawym przykładem tego zjawiska – nie wiem, czy gdyby tego filmu nie można było zareklamować hasłem: miłość samurajów, to czy spotkałby się on z takim zainteresowaniem w Europie (o ile z jakimkolwiek). Był to skądinąd film na wiele sposobów chybiony i przez znawców filmów o Shinsengumi umieszczany raczej w ogonie ich klasyfikacji. A przecież doczekał się najważniejszych europejskich nagród.
Wydaje mi się, że Brokeback powstał celowo na fali popularności takich tematów. Nie żeby to była jakaś szczególna wada.
Ciekawe jest też to, że te słynne filmy gejowskie często starają się odwołać do takich środowisk, co do których wiadomo (lub można przypuszczać), że homoseksualizm się tam zdarzał, ale wyciągnięcie tego faktu na światło dzienne bulwersuje – vide kowboje czy samuraje. Szczerze powiedziawszy, przypuszczam, że prędzej czy później wypłynie jakiś film o homoseksualizmie w armii.
Kolejna sprawa: scenariusz tego filmu powstał w oparciu o powieść autorstwa kobiety. Można się zastanawiać, w jaki sposób to wpłynęło na jego ostateczną formę. Gdzieś w innych tematach pojawiały się wypowiedzi z gatunku: jestem heterykiem, to o homoseksualnej miłości trudno mi się wypowiadać. Tymczasem za całą tą historią stoi kobieta. Nie będę próbowała wciskać tu moich teorii na temat tego, w jaki sposób kobiety widzą męski homoseksualizm tak w ogóle i w jakim stopniu ich wizja odbiega od rzeczywistości (nade wszystko yaoi dostarcza tu skądinąd sporego materiału porównawczego), bo to temat szeroki, głęboki i niezbadany, ale na pewno daje to do myślenia.
A po obejrzeniu: film jest owszem dobry, nawet bardzo dobry (szczególnie jak na standardy Hollywood), ale kilka rzeczy mi zgrzytało. Nie są to może rzeczy, które muszą przeszkadzać każdemu – moja sytuacja jest o tyle wyjątkowa, że większość rzeczy, które oglądam/czytam od kilku lat traktuje w ten czy inny sposób o gejowskiej miłości, więc przypuszczalnie mogę się czepiać różnych szczegółów.
Formalnie film jest bez zarzutu. Dziwny jest fakt, że nie jest tear-jerkerem, chociaż ma po temu wszelkie predyspozycje. A co do zgrzytów: gdyby oceniać pierwszą część tego filmu w kategoriach PWP, to wypadłaby beznadziejnie – seks zdarza się tak trochę zbyt po prostu i w raczej sztampowych okolicznościach, dociekliwe umysły mogą niepokoić pewne kwestie techniczne (coś nie za szybko się to dzieje ?), a dialog `I’m not gay`, `Me neither` może lepiej byłoby sobie oszczędzić – zdaje mi się, że jest on już nad miarę oklepany. Potem już nawet koneserom tematu gejowskiego przestaje zgrzytać i to jest niewątpliwy sukces. Ciekawą sprawą jest to, że można sobie w wypadku przedstawionego w tym filmie związku podyskutować na temat tego, kto w zasadzie dominuje. Dziwnie rzadki luksus jeżeli chodzi tak w ogóle o filmy/książki przedstawiające gejów.
Rzeczą, która może denerwować, ale nie musi, jest wiązanie dialogów: mówi się w tym filmie w moim poczuciu stosunkowo niewiele i raczej krótko, a mimo tego te same słowa są powtarzane czy parafrazowane w kilku kolejnych dialogach (np.: umawiająca się z Ennisem kelnerka pyta się najpierw jego córki: `Am I good enough for him ?` a jakiś czas później odnośnie jej nowego chłopaka padają słowa, o ile mnie pamięć nie myli: `Is he any good ?` `He’s good for me`). Zdarzało się to parę razy i dla mnie było widoczne już przy pierwszym oglądaniu. Analogicznie jest z motywem łyżki do opon – łyżką do opon potraktowano geja z sąsiedztwa Ennisa, a potem daje się widzowi do zrozumienia, że tym samym narzędziem zabito Jack`a. Można się zastanawiać, co miało to na celu.
Odnośnie treści, co jest chyba sprawą zasadniczą: brzmi to sztampowo, ale BM faktycznie bardzo ładnie realizuje motyw arkadii: stosunkowo sielankowy początek i raczej sielankowo wyglądające wypady na Brokeback (było ich w końcu kilka, a naprawdę nieprzyjemnie wyglądała tylko ostatnia kłótnia przy samochodach) są skontrastowane z nieciekawą codziennością. W tym sensie wydawało mi się, że bohaterowie tęsknili tyleż do siebie co do tamtego lata w górach, kiedy mieli po dwadzieścia lat, siebie nawzajem i żadnych faktycznie poważnych problemów. Nie ma tam już ich rodziców i nie ma jeszcze żon, dzieci i teściów.
Są tu głosy bardzo entuzjastyczne, bardzo bardzo entuzjastyczne. Dla mnie ten film nie jest na pewno najlepszym filmem o gejach, jaki widziałam. Z filmów zachodnich lepsze wydaje mi się choćby `Złe wychowanie` - jako bardziej wyrafinowane i mające więcej zapadających w pamięć scen, które są perełkami same w sobie.
Ogólnie rzecz biorąc – dobrze, ale daleko od ideału, który faktycznie biłby na głowę całą konkurencję. Przy tym w moim mniemaniu szeroko pojęty koniec BM jest dużo lepszy od szeroko pojętego początku.
"Kolejna sprawa: scenariusz tego filmu powstał w oparciu o powieść autorstwa kobiety. Można się zastanawiać, w jaki sposób to wpłynęło na jego ostateczną formę. Gdzieś w innych tematach pojawiały się wypowiedzi z gatunku: jestem heterykiem, to o homoseksualnej miłości trudno mi się wypowiadać. Tymczasem za całą tą historią stoi kobieta."
A oto, co mówi ( fragment z http://kobieta.gazeta.pl/wysokie-obcasy/1,53662,3180015.html [kobieta.gazeta.pl/wysok ...] ) autorka opowiadania Annie Proulx:
Być gejem w Wyoming
Ze wszystkich krajobrazów, które pokochała, najważniejsze stają się górskie pustkowia Wyoming, najsłabiej zaludnionego stanu USA. Na długo, zanim to stanie się możliwe, decyduje, że tutaj będzie pisać. W 1995 r., tuż po śmierci matki, pakuje się i wyprowadza.
To tutaj w jednym z wiejskich barów zauważa mężczyznę, który przygląda się chłopcom grającym w bilard. Może po prostu szuka syna, tłumaczy sobie pisarka. Ale coś w jego wzroku każe jej zastanowić się, jak to było być gejem w latach 60. w Wyoming. Nie ma wątpliwości - musiało być ciężko. Kiedy pisze opowiadanie 'Brokeback Mountain', nie przypuszcza, że zostanie kiedyś zekranizowane. Nie wierzy nawet, że ktoś zechce je wydać, temat jest przecież kontrowersyjny. Dla niej to na razie jedno z wielu opowiadań, chociaż pisze je z trudem - 20 stron w ciągu sześciu miesięcy: 'Musiałam wgryźć się w umysły dwóch młodych, prostych chłopaków, którzy zakochują się w sobie. To nie było łatwe dla starszej, heteroseksualnej kobiety'.
Opowiadanie nie tylko ukazuje się natychmiast w prestiżowym 'New Yorkerze', ale także zdobywa wyróżnienia - Nagrodę O. Henry'ego i National Magazine Award. Potem wychodzi także w zbiorze 'Close Range. Wyoming Stories'. Jeszcze w 'New Yorkerze' tekst czyta scenarzystka Diana Ossana. Jest tak poruszona, że natychmiast pokazuje go Larry'emu McMurtry'emu, pisarzowi i scenarzyście, z którym współpracuje. Od razu kupują prawa do tekstu. Pozostaje im znaleźć reżysera i producentów, ale to okazuje się najtrudniejsze. Hollywood przez siedem lat zbiera się na odwagę, żeby nakręcić ten film.
Żałoba Anga Lee
'To nie jest gejowski western, to nie jest romans kowbojów!' - oburza się Proulx. Ta sensacyjna etykieta, która przylgnęła do filmu i opowiadania 'Brokeback Mountain', denerwuje ją tak bardzo, że w końcu przestaje udzielać na ten temat wywiadów. 'To jest opowieść o dwóch biednych, niepotrafiących się wysłowić, zagubionych dzieciakach i sytuacji, której się nie spodziewali, nie rozumieją i nie potrafią sprostać. Oczywiście Jack i Ennis ulegają mitowi kowboja, ale podobnie czyni większość ludzi w tym stanie'.
Zanim jednak dojdzie do sensacji, nagrody w Wenecji, Złotych Globów, nominacji do Oscarów i sukcesu kasowego, pisarka ma obawy co do losów swego dzieła. 'Bałam się, że krajobraz zostanie zatracony, dialogi zmienione, seks złagodzony - opowiada. - Kiedy spotkałam się z Angiem Lee, byłam pełna podejrzeń. Ale w pewnym momencie wspomniał, że niedawno stracił ojca. Ze sposobu, w jaki to mówił, wywnioskowałam, że coś ze swej żałoby przeniesie do filmu. Myślę, że tak się stało'.
Miała dobre przeczucie - reżyserowi udało się oddać dojmujące w opowiadaniu poczucie nieodwołalnej straty. Nic dziwnego, że kiedy Proulx w końcu ogląda film, jest poruszona. Twierdzi, że jest chyba jedyną amerykańską pisarką, której tekst trafia na ekran nieprzekłamany. Wielkie wrażenie robi na niej gra Heatha Ledgera, odtwórcy głównej roli: 'Wniknął w tę historię nawet głębiej niż ja - uważa. - Wszystko to, co dla mnie było trudne do uchwycenia w tej postaci, on po prostu zagrał. Wszedł całkowicie w skórę bohatera, nie tylko w jego koszulę'.
Wielu ludziom, nie tylko w Wyoming, nie podoba się ani opowiadanie Proulx, ani film Anga Lee. Są tacy, którzy przysięgają, że wśród kowbojów nie ma ani jednego geja. Pojawiają się zarzuty, że Proulx i Lee 'zabili Johna Wayne'a', znieważyli jeden z najważniejszych amerykańskich mitów. Ale pisarka już siedem lat temu zaczęła dostawać listy. Po filmie ich przybywa: 'To moja historia - piszą ludzie w różnym wieku i z różnych części Stanów. - To dlatego musiałem wyjechać z Idaho, Wyoming, Iowy'.
Pytano ją, czy nie boi się, że film kogoś urazi. 'Jedyni ludzie, którzy mogą mieć problem z tym filmem, to ci, którzy są niepewni siebie i swojej seksualności - odpowiedziała. - Jack i Ennis zapewne mieliby z nim problem'.
Life is brutal na to wychodzi :) Szkoda, że tolerancja nie jest uniwersalna w przypadku homoseksualizmu, ale podejrzewam, że za kilkadziesiąt, no może kilkaset lat już nikomu nie będzie przeszkadzało, czy ktoś jest homo czy hetero i wszyscy będą żyli długo i szczęśliwie ;] No pomijając fakt, że za kilkadziesiąt lat nie będzie Ziemi, bo się sami wybijemy :P