Tajemnica Brokeback Mountain

Brokeback Mountain
2005
7,4 198 tys. ocen
7,4 10 1 197555
7,7 56 krytyków
Tajemnica Brokeback Mountain
powrót do forum filmu Tajemnica Brokeback Mountain

Każdy z nas pragnie kochać i być kochanym. A jednak czasem miłość okazać się może przekleństwem, kainowym piętnem, z którym trudno żyć, którego nie sposób się pozbyć. Jack i Ennis na własnej skórze przekonali się, jak bardzo bolesna jest ta prawda. Spotkali się pewnego gorącego lata, połączeni wspólną pracą. Mrukliwy Ennis i szalony Jack stanowili dziwną parę, ale w głuszy lasów Wyoming i monumentalnych gór, przypadli sobie do gustu. Ich przyjaźń niczym czyste źródełko szemrała spokojnie, niezauważalnie stając się częścią ich życia, powoli, dzień po dniu, żłobiąca coraz głębsze rysy w ich duszach. Aż w końcu, pijani alkoholem i emocjami, przekroczyli granicę i ich świat uległ całkowitej przemianie. Przyjaźń przemieniła się w miłość. Miłość stała się ich życiem - i to dosłownie. W złym miejscu, w nieodpowiednim czasie mogła zdecydować o ich być lub nie być. Żyjący na granicy świata realnego i wyimaginowanego Jack nie miałby oporów, by skoczyć na główkę do płytkiej, nieznanej wody, jeśli tylko miałby Ennisa u boku. Ennis jednak pozbawiony jest natury outsidera, rebelianta, który zaryzykuje wszystko dla miłości. Krótkie lato na Brokeback Mountain to wszystko, na co może sobie pozwolić. Potem starać się będzie wrócić do normalnego życia, zmusić siebie, by zadał kłam swoim uczuciom. I przez długi czas będzie mu się to udawało. Lecz prawdziwa miłość nigdy nie ginie. Jeśli odmówi się jej prawa, staje się przekleństwem wysysającym siły, niszczącym nie tylko tych, których dotyka bezpośrednio, ale i całego otoczenia. Kradzione chwile intymności są niczym niekończąca się tortura, której obaj poddają się z masochistycznym wręcz uporem, bo żyć bez miłości nie mogą, a z miłością się boją. Droga bez wyjścia - w którąkolwiek spojrzeć stronę, na końcu zieje przepaść tragedii. I pozostaje tylko ból. Pozostają wspomnienia i to najgorsze ze wszystkich sformułowań: "a gdyby tak".

Z wielkimi obawami wybierałem się na obraza Anga Lee, bo w moim przekonaniu opowiadanie Proulx nie da się przenieść na ekran kinowy. Siłą opowiadania bowiem nie była historia dwóch facetów, którzy choć siebie kochają miłością wielką, żyć ze sobą nie mogą, nie potrafią, lecz to jak ta opowieść została napisana. Krótka, przeraźliwie ograniczona pozostawia po sobie przeogromne poczucie straty, pustki. Po przeczytaniu "Brokeback Mountain" moją pierwszą myślą było: "Jak to? To już koniec? Przecież to nie może być koniec? Tak mało, tak niewiele, tak krótko?" W formie Proulx udało się przemycić uczucia Ennisa, jakie miał, kiedy ujrzał obie koszule na wieszaku! To pragnienie, by historia trwała dalej, by się nie kończyła w tak gwałtowny, tragiczny, niesatysfakcjonujący dla nikogo sposób.
I niestety moje obawy po części się sprawdziły. Film Anga Lee jest filmem pięknym i lirycznym. Mocno osadzony w konwencji westernu wydobywa i podkreśla homoerotyzm widoczny w micie męskiej przyjaźni, jaki przecież obejrzeć można w tak rasowych westernach jak "Open Range". Jest w tym filmie wiele pięknych widoków, wspaniałej muzyki i niezłej gry aktorskiej (z Ledgerem na czele). Koniec końców jednak filmowy "Brokeback Mountain" to jednak tylko cień opowiadania. To ruchome ilustracje czasem pokazujące więcej, czasem mniej niż słowo pisane, a jednak nigdy aż z taką siłą wzbudzania uczuć. Jest nieco zbyt sentymentalny, zbyt oczywisty, a zarazem za mało w nim chemii. Ledger i Gyllenhaal grają dobrze (choć trochę irytował mnie ich nadmierny makijaż), Heath wręcz bardzo dobrze, a jednak czegoś mi zabrakło, być może inaczej sobie po prostu Jacka i Ennisa wyobrażałem (co jest tylko dodatkowym dowodem na wyższość opowiadania).

Cały ten medialny szum wokół tego filmu po obejrzeniu filmu dziwi mnie jeszcze bardziej niż wcześniej. Nie jest to przecież najlepszy film o miłości. Nie jest to nawet najlepszy film o miłości między mężczyznami. Pamiętam bardziej tragiczno-romantyczne pary męsko-męskie, zatem kompletnie nie rozumiem o co tyle szumu.
"Brokeback Mountain" to film dobry, ale jak dla mnie nic więcej. Na rozdaniu Oscarów na pewno nie jemu będę kibicował.

torne

Cóż, moim zdaniem także czegoś temu obrazowi brakuje. Właściwie niespecjalnie przemówili do mnie bohaterowie. Historia bardzo interesujaca, lecz bohaterowie nie do końca dopracowani.
Niemniej jednak uważam iż to najlepszy film o tej tematyce :) Cóś w nim jest, a zarazem czegoś mi brak. Mieszane uczucia miałem po seansie.
Obejrzałem go jednak neidawno drugi raz i uważam, że nie jest to film, który zasługuje na te wszystkie nagrody. Muszę jednak obejrzeć inne filmy nominowane do Oscara - m.in. "Capote", a wtedy powiem czy był najlepszy... W tej chwili jednak uważam iż obok "Monachium" jest to najciekawszy obraz ubiegłego roku.

ocenił(a) film na 10
torne

Dziś niektórzy uważają, że mogą decydować za kogoś, kogo i jak ma kochać, tak jakby mieli do tego jakieś prawo...

ocenił(a) film na 10
sant

Zgadzam się! Ale wracając do filmu, według mnie "Lato miłości" było ciut lepsze - jeszcze większą rolę odgrywał nastrój, obraz itp No ale to europesjka produkacja (angielska chyba ??) więc widać różnicę. I tak Tajemnica Brokeback mountain zasługuje na Oscara, ale na ile to nie wiem.

ocenił(a) film na 10
sant

Zgadzam się! Ale wracając do filmu, według mnie "Lato miłości" było ciut lepsze - jeszcze większą rolę odgrywał nastrój, obraz itp No ale to europesjka produkacja (angielska chyba ??) więc widać różnicę. I tak Tajemnica Brokeback mountain zasługuje na Oscara, ale na ile to nie wiem.

ocenił(a) film na 10
Sweet_Escape

Wydaje mi się, że "Lato miłości" nie miało aż takiej wymowy i takiego przesłania. Mimo, iż tam też rzecz się dzieje wokół miłości, to "Brokeback Mountain" jak dla mnie ukazuje bardziej wzniośle i osobiście życie zakochanych ludzi i trudności z tym związane, trudności, których mogłoby nie być.

ocenił(a) film na 10
sant

"Brokeback Mountain" jak dla mnie ukazuje bardziej wzniośle i osobiście życie zakochanych ludzi i trudności z tym związane, trudności, których mogłoby nie być."

Zgadzam się, ale "Lato miłości" miało to coś czego Brokeback mountain nie ma. Nie wiem co to jest: wzgórza brytanii czy po prostu prostsze ukazanie tematu, bo bardziej współczesne czasy i to były nastolatki? Nie wiem, być może tajemnica tkwi właśnie w sposobie kamerowania, nie wiem aż tak nie znam się, ale ciut lepszy jest od Tajemnicy Brokeback mountani pod tym względem, natomiast tak jak napisałeś ma większe przesłanie i wymowę, za co Oscara powinien dostać przynajmniej!

ocenił(a) film na 10
Sweet_Escape

Ja po cichu liczę na wszyćkie :] osiem :)

sant

Nie. Mało prawdopodobne - z aktorów prawdziwe szanse ma chyba tylko Williams. Film jest świetny, ale nie mogę uwierzyć, że nie było w ubiegłym roku lepszych... Muszę obejrzeć "Miasto gniewu", bo coś mi się dziwnie zdaje, że to właśnie ten :)

ocenił(a) film na 10
Albertino

"Miasto Gniewu" czyli "Crash" widziałem i musze przyznać że nie urzekło mnie zbytnio, jako, że muzyka filmowa zajmuje u mnie wysokie miejsce to mogę oddać plusik dla muzyki z tego filmu. Poruszyła mnie jedynie śmierć..., a później ból matki oraz jej niesłuszna pretensja do starszego syna...ale nie będę pisał szczegółów. Poza tym reszta przeciętna.
Pozdrawiam

ocenił(a) film na 7
sant

Oj, muszę bronić "Crash", bo pomimo paru wad w reżyserii, ma rewelacyjny scenariusz i całą plejadę interesujących postaci (z których kilka zostało odegranych lepiej niż w BM - chociażby Matt Dillon, któremu będę w oscarową noc kibicował).
Co do ról w BM, to moim zdaniem jedynie Ledger naprawdę na nominację zasłużył, ale widząc pozostałe nazwiska raczej nie wierzę, że dostanie Oscara. Ja, po obejrzeniu "Monachium" wahałbym się, czy BM zasługuje na tytuł najlepszego filmu.

ocenił(a) film na 10
torne

"Manachium" oj nie nie nie!!!! Straszny plagiat!!! Mało nie usnąłem w kinie na tym bublu. Pomieszanie faktu z rzeczywistością jest tak duże, że film jest nudny i niczym nie zachwyca. Już Underworld Evolution lepiej podobał mi się (mimo, iż praktycznie brak mu fabuły - ale kto po takim filmie spodziewałby się fauły)

ocenił(a) film na 8
torne

Ja też czytałam opowiadanie, w sumie z ciekawości, aby zobaczyć jak bardzo różni się od filmu i jak tam zostali przedstawieni główni bohaterowie. Opowiadanie mnie trochę zawiodło, głównie z powodu długości. Uważałam nawet, że wątek z koszulami, który w filmie jest dla mnie tak bardzo widoczny i znaczący, w opowiadaniu był przyćmieniony. Dlatego wolę film, jest dłuższy i dokładniej wszystko ukazuje. Osobiście nie postawiłabym rzadnego minusa dla tego filmu, a oscar powinien dostać zarówno Jake jak i Legder. Oboje byli świetni!

Meg8024

Sant... "Pomieszanie faktu z rzeczywistością" - a nie wyszło ci przypadkiem z tego zdania masło maślane?
A poza tym jak coś może się "lepiej podobać"?
A już tak na sam koniec to oczywiście nie masz racji. A o tym "bublu" jak ty to mówisz (czyli Underworld) to na forach filmów dla normalnych ludzi nie wspominaj.
Tyle na temat.

ocenił(a) film na 10
Albertino

No tak, powinienem raczej napisać "pomieszanie rzeczywistości z fikcją" Natomiast oczywiste jest, że coś się podoba bardziej, coś mniej, do czegoś przywiązujemy mniejszą, a - do czegoś większą uwagę. Nie widze nic w tym dziwnego....
Jeśli zaś chodzi o "Underworld", to napisałem, że na tym filmie przynajmniej się nie nudziłem w przeciwieństwie do "Monachium", które jest nudne i ciągnie się niczym tasiemiec bez ekscesów. Ale to nie forum o tych filmach, tylko o innym znacznie ciekawszym. Tyle ja na temat

ocenił(a) film na 10
torne

Według mnie Ange Lee wydobył z opowiadania Proulx wszystko to, co najlepsze, dzięki czemu powstał poruszający, epicki obraz, który na szczęście unika taniego sentymentalizmu i potrafi trzymać w napięciu do samego końca. Faktycznie opowiadanie jest nie tylko krótsze, ale również bardziej surowe i skryte, niczym postać samego Ennisa.

Filmowa wersja jest bardziej rozbudowana i dynamiczna, ale równocześnie działa to na korzyść filmu. Mamy bowiem dokładniejsze spojrzenie na unikalną, burzliwą więź łączącą głównych bohaterów. Co ciekawe, choć słowo miłość bodaj ani razu nie pada z ich ust, to jednak jej intensywność czuć w każdej minucie filmu. Aktorzy również mnie nie zawiedli, zwłaszcza Gyllenhal w roli Jacka, odważny, gotowy postawić wszystko na ‘jedną kartę’, choć Ennis czyli Ledger jest równie dobry. Wprawdzie western nie należy do moich ulubionych gatunków filmowych, ale w tym roku mile zaskoczył mnie podwójną reaktywacją w postaci właśnie ‘BM’ oraz ‘Trzeech Pogrzebów Melquiadesa Estrady’.

cherry

Muszę przyznać, że film jest niezły i poruszający choć nie gustuje w filmach tego typu. Zapewne zbierze najwięcej oskarów, ale to raczej zasługa kiepskiego roku jakim niewątpliwie był 2005.

ocenił(a) film na 10
superpalka

No nie, aż tak cienki to ten rok nie był...

ocenił(a) film na 10
superpalka

Kiepski 2005? Chyba mówimy o jakimś innym roku ;) Jak dla mnie był jak najbardziej udany, dzięki takim świetnym tytułom jak choćby ‘2046’, ‘3-Iron’, ‘Broken Flowers’, ‘Dear Wendy’, ‘Palindromy’, ‘Tarnation’, ‘Cache’, ‘Historia Przemocy’, ‘Corpse Bride’, ‘Capote’, z ‘3 Pogrzebami...’ i ‘BM’ na czele.

ocenił(a) film na 7
cherry

Ja też uważam, że 2005 rok był rokiem obfitującym w wiele ciekawych filmów, tym bardziej tyle nagród dla BM trochę mnie dziwi. Film jest dobry, ale nie AŻ TAK DOBRY.

ocenił(a) film na 10
torne

Mnie natomiast w ogóle nie dziwią i uważam, że na nie w pełni zasłużył :) Nie miałam jakiś wielkich oczekiwań, a tu takie pozytywne zaskoczenie, po prostu mnie zachwycił.

ocenił(a) film na 6
torne

Yeah, I need uh… I’m just—I don’t know—I don’t understand, umm, how this happened?:)
Znaczy staram sie ale nie mogę jednak zrozumieć tego zamieszania wokół tego filmu:( film po pierwsze trochę mi sie dłużył, chwilami był moim zdaniem zbyt sentymantalny i zbyt melodramatyczny(choc moze taki własnie miał być, a ja po prostu nie przepadam za takimi klimatami). Uważam że ten cały szum temu filmowi bardziej szkodzi niż pomaga, bo ja podchodziłem do niego właśnie przez to powszechne "hip-hurra" dośc sceptycznie. A najgorsze chyba jest to, że pozostawił mnie dośc chłodnym:/ i nie zamierzam kibicować mu kibicować na oscarach z jednym wyjątkiem - Michelle Williams - mimo, że wątpię żeby została nagrodzona, jednak uważam, że jest to aktorka, która w bardzo rozważny i ostrożny sposób buduję swoją karierę, za co ją bardzo szanuję i bardzo jej kibicuje:) jestem pewien że jeszcze nie jedną jej dobrą rolę będziemy mogli zobaczyć:)

Torne - tylko taki mały wybieg osobisty:) Chciałem powiedzieć, że na prawdę bardzo cenię Twoje recenzje filmów:) moze nie zawsze sie z nimi zgadzam ale i tak uwaząm że są świetne:) szacuneczek;)

Pozdrowienia!

ocenił(a) film na 4
torne

Witam

I gratuluję 'Torne' bardzo wyczerpującej, ciekawej, nieco jakby poetyckiej i dość wnikliwej oraz trochę analitycznej opinii na temat tego filmu.
Miło mi było przeczytać.

Książki Proulx nie czytałem /i raczej nie przeczytam/ więc nie mam porównania pomiędzy treścią filmu, a jego jakby pierwowzorem czyli książką.

Zasadniczo podzielam Twoją opinię o tym filmie. I podobnie uważam, że nie jest to -moim zdaniem- jakieś nadzwyczaj wybitne arcydzieło, nazbyt przereklamowane.
Ale jak mówi porzekadło: "gdy nie wiadomo o co chodzi, to najpewniej chodzi o... pieniądze" ;))

Po pierwszym obejrzeniu filmu -co też starałem się wyrazić w swych komentarzach, na ile potrafiłem- byłem zasmucony, przygnębiony, czy wręcz nieco 'zdołowany' całością filmu, ukazującą trudny dramat.
Myślę, że oprócz narracji, w dużym stopniu przyczyniła się do wywołania we mnie tego stanu muzyka. /Jakieś takie "azjatycko-amerykańsko-hollywo odzkie 'kocio-kantry' "/.
Poza tym odczuwałem jakby w tym filmie -a może w istocie w temacie, formie i treści- brakowało jakiegoś duchowego pierwiastka. Tego owego 'czegoś', czego nawet nie potrafię określić. A w miejscu tego nieokreślonego 'czegoś' była pustka. -Hm.. nie potrafię tego inaczej ująć. /Być może dlatego, że autorka książki -na bazie której powstał film- inaczej poprostu nie potrafiła przekazać tego, co przekazała. A z drugiej strony -też być może, że- reżyser Ang Lee miał właśnie taki, a nie inny pomysł na ekranizację książki Proulx/.
Ale koniec końców, oskarów to ja bym temu filmowi tak hojnie nie przyznawał. Ale to tylko moje subiektywne zdanie.

ocenił(a) film na 7
komentarz

Dzięki
I z całego serca polecam opowiadanie, jest o niebo lepsze... pewnie to sprawa estetyki - tam gdzie film jest piekny, opowiadanie jest prawdziwe, tam gdzie w filmie mamy poetykę i mit, w opowiadaniu mamy surowe prawdziwe życie. I chyba właśnie dlatego, że w opowiadaniu to są prawdziwi ludzie, z krwi i kości, ta opowieść robi takie wrażenie. Pięknem filmu Anga Lee można się zachwycać, ale emocjonalnie pozostawia (przynajmniej mnie) obojętnym