Tajemnica Brokeback Mountain

Brokeback Mountain
2005
7,4 198 tys. ocen
7,4 10 1 197547
7,7 56 krytyków
Tajemnica Brokeback Mountain
powrót do forum filmu Tajemnica Brokeback Mountain

Ludzie i Góry

ocenił(a) film na 10

Bawi mnie wrzawa wokół nowego dzieła Anga Lee, z jednej strony mamy homoseksualistów, którzy nagle odkryli, że ich problem znalazł swoje miejsce w kinematografii i przyczepili się do Brokeback Mountain jak do ostatniej „karty przetargowej” w swojej walce o tolerancję, z drugiej strony stoją heteroseksualiści, których obecność kina gejowskiego zaskoczyła najwyraźniej w niemniejszym stopniu, co tych „zainteresowanych” .

Liczne nagrody, które szczęśliwie zdają się zapowiadać więcej stonowanych, hollywoodzkich produkcji, paradoksalnie zdają się być największym przekleństwem Brokeback Mountain. Nowy film Anga Lee w żadnym aspekcie nie był tworzony z myślą o owych laurach, przez co przeciętny widz, nastawiony na wielkie fajerwerki, może poczuć się zaskoczony kontemplacyjnym nastrojem filmu.
Szukając źródła ideologicznego zacietrzewienia, które towarzyszy BM najlepiej będzie odnieść się do słowa pisanego, od którego wszystko się zaczęło.
Mimo, iż obraz jest dość dokładną ekranizacją opowiadania Annie Proulx, to chociażby ze względu na oczywiste ograniczenia, jakie narzuca taśma filmowa, nie potrafi ukazać wszystkiego tego, co z niespotykaną gracją wyczarowała zdobywczyni Pulitzera. Lee, mimo swojego reżyserskiego kunsztu, nie jest w stanie przekazać widzowi, że to nie „słodki zapach miłości” unosił się w hotelowym pokoju, w którym kochankowie spędzili ze sobą noc, lecz odór „spermy, potu, whiskey, stęchłego dywanu, gówna i taniego mydła”. Naturalizm prozy Proulx jest bowiem zręczną maską, jaką autorka nakłada na swoją historię po to, aby miłość odkrywać przed czytelnikiem powoli, dokładnie tak, jak odkryli ją w sobie Ennis i Jack. To, co w książce z początku sprawia wrażenie zachowania pierwotnego i prymitywnego, w filmie, ze względu na niemożność użycia pewnych artystycznych środków (oraz przymusowe wykorzystanie innych) z góry zostaje „obnażone” jako miłość (pomijając pierwszą scenę erotyczną w namiocie). Z wyrazu twarzy bohaterów można czytać jak z kartki, podczas gdy Proulx zdaje się „czytać ze swojego odbiorcy”, obnażając jego błędne poglądy, poruszając, a w końcu i ucząc czegoś ważnego: miłość to miłość i choćby była w opozycji do naszej „estetyki miłości”, nie mamy na nią żadnego wpływu.
Oczywiście nie można odmówić Lee, że nie pokazuje tego wszystkiego-, bo pokazuje, tyle tylko, że w inny, delikatniejszy sposób. Może to i lepiej, bo rzekoma kontrowersyjność Brokeback Mountain paradoksalnie nie tkwi w jego tematyce, łamaniu obyczajowego tabu, czy pokazaniu paru chaotycznych, kowbojskich stosunków. „Brokeback…” jest produkcją hollywoodzką, z jej konwencją, pięknymi pejzażami, długimi pocałunkami i jeszcze dłuższymi pożegnaniami. To właśnie w uniwersalizacji całej historii, niemalże mitycznym przedstawieniu pary tragicznym kochanków tkwi cała prowokacja, to, co najbardziej przeraża konserwatystów. Zarówno dla Anga Lee, jak i Annie Proulx, problem homoseksualizmu nie jest bowiem tematem tabu. Kino azjatyckie zdążyło już przywyknąć do tego tematu (nadmienię chociażby Tabu, czy Happy Together Wong Kar Waia), a dzieło literackie rządzi się zupełnie innymi prawami niż film. Prawdą jest natomiast, iż otoczka skandalu, jaką owiana jest ta produkcja, w znacznej mierze jest stworzona przez ludzi, którzy o Brokeback Mountain nie mają bladego pojęcia. Paradoks tej sytuacji jest tym zabawniejszy, że w rzeczywistości melodramat Anga Lee od swej erotycznej strony wcale nie bulwersuje, nie przekracza żadnych granic, których inni reżyserzy nie przekroczyliby wcześniej. Mimo, iż seks jest nakreślony, nie jest niczym nadzwyczajnym dla przeciętnego kinomana, który chociaż raz widział jakąkolwiek produkcję Gusa van Santa, bądź Pedro Almodovara.
Skąd więc to całe zamieszanie? Dlaczego takie produkcje jak „Sześć stóp pod ziemią”, „Anioły w Ameryce”, „Złe wychowanie” czy chociażby wyświetlany od niedawna „Ojciec i syn” nie wzbudzały (aż) takich kontrowersji? Odpowiedź jest prosta- im bardziej coś jest popularne/ doceniane, tym większym staje się zagrożeniem, a wobec niebezpieczeństwa trzeba mieć określone stanowisko. Tego, iż najprostszym stanowiskiem jest negacja (nie wspominając o ślepej afirmacji), najlepiej dowodzą rzesze polskich „kinomanów”, którzy film ocenili na długo przed jego premierą.

Mimo wszystko polecam ten film Polakom. Tym, którzy nie boją się taśmy filmowej, oraz tym, którzy do kina chodzą po to, by zobaczyć f i l m, a nie żeby odbyć kolejną, bezsensowną, ideologiczną krucjatę.
Polecam, bo warto.

Fei

Najlepsze porównanie do książki jakie widziałem.
Przeczytajcie to sobie!

ocenił(a) film na 10
Fei

Trafiłeś w samo sedno sprawy. Najlepiej bowiem jest film z góry zanegować i uznać za nic nie warty, niż obejrzeć i przekonać się, że ma w sobie jakieś walory artystyczne, które przez ten cały szum medialny mogą zostać niedostrzeżone i zupełnie pominięte. A już sam fakt zdobycia przez film Anga Lee uznania tak bardzo właśnie jest niektórym nie na rękę, że starają się go za wszelką cenę zdyskredytować, a nawet uznawać za szkodliwy. Takie właśnie podejście jeszcze bardziej wpływa na niekorzystny odbiór filmu i rodzi jego liczne, w tym na forum, przekłamania. Bo to już nie jest film znany tylko wąskiemu gronu odbiorców, którym takie nazwiska jak wspomniany Kar-Wai czy Almodovar nie są obce, lecz obraz trafiający, również przez kontrowersje, które zdążył wzbudzić, do większej liczy ludzi.

Warto jednak wybrać się do kina i samemu wyrobić sobie opinię, tak samo ja przeczytać opowiadanie Proulx. Dla mnie nie liczy się tak naprawdę, czy film dostanie mnóstwo nagród czy zostanie zupełnie niedostrzeżony, lecz przede wszystkim sama jego wartość, a w ‘Brokeback Mountain’ jest ona najwyższych lotów.

Jednak, aby w pełni docenić wielkość ‘BM’ trzeba przede wszystkim wyzbyć się uprzedzeń i mieć umysł otwarty, bo jak to doskonale ująłeś i pod czym się w całości podpisuję: ‘miłość to miłość i choćby była w opozycji do naszej „estetyki miłości”, nie mamy na nią żadnego wpływu’. Otóż to, aby film zrozumieć należy również tak po prostu dać się ponieść uniwersalnej, epickiej opowieści Anga Lee, który w prawdziwy, niebanalny i szczery sposób pokazał na ekranie ‘miłość, która nie śmie wymówić swego imienia’.

Oby więcej takich komentarzy!

ocenił(a) film na 10
cherry

Dear cherry :)

‘miłość, która nie śmie wymówić swego imienia’.

A skąd pochodzi TA przepiękna inkrustacja ???

Pozdrawiam

Maria

ocenił(a) film na 10
Klitajmestra

Ten cudny cytat pochodzi z wiersza Oscara Wilde'a, który można usłyszeć w filmie 'Wilde' :)

ocenił(a) film na 10
Fei

Oklaski:D Świetny komentarz. Miło jest przeczytać kilka mądrych słów na temat filmu w natłoku kłótni i inwektyw. Wielkie dzięki:)

ocenił(a) film na 10
Fei

miło wiedzieć, że komuś chciało się to czytać ;)

Pozdrawiam

Fei

ocenił(a) film na 10
Fei

Witaj Fei,

bardzo ciekawa recenzja, z którą byłam się zapoznałam już dawno temu, film jednak obejrzałam dopiero co.

Opowiadania Proulx, stanowiącego kanwę filmu, nie znam.

Niemniej „słodkiego zapachu miłości” w filmie Lee nie zaznałam ni razu - ani w scenach homo ani w scenach hetero.

„Brokeback Mountain” to film surowy, chciało by się powiedzieć: dziewiczy :)

Film bardzo dotkliwy.
Tym dotkliwszy, że sprawy między dwójką bohaterów dzieją się podskórnie, bez mazgajenia.
Usztywniona, jakby naburmuszona, twarz Ennisa mówi o nim całe krocie. Chciałoby się rozerwać jego klatę, by podejrzeć dygoczące w nim serce.

Uważam (znając tylko ekranizację), że RÓWNIEŻ film dokonuje wiwisekscji na widzach.
W kwestii „nietolerancji” wystarczy mi sam ranczer, który z jednej strony nie chce tego „ścierwa”, z drugiej strony jednak nie piętnuje przechwyciwszy na gorącym uczynku, najprawdopodobniej też zachowuje dyskrecję. To chyba wcale niemało w czasach kochającym inaczej nieprzychylnych.
W kwestii samopoznania film Anga Lee dotyka bardzo wielu spraw, towarzyszących nam od kołyski. Każdy z nas dotknięty jest w jakimś stopniu okaleczeniem emocjonalnym, koślawiącym naszą wrażliwość, niszczącym nas i zarazem uniemożliwiającym empatię.

Dla mnie najbardziej porusząjącą sceną filmu jest rozmowa Ennisa z matką Jacka... Była to chwila, którą wolałabym przeżyć sama, we własnym mieszkaniu, z obrazem na moim PC...

Za cherry również podpiszę się bez zastrzeżeń pod Twoimi słowami: ‘miłość to miłość i choćby była w opozycji do naszej „estetyki miłości”, nie mamy na nią żadnego wpływu’.

Pozdrawaim serdecznie !

Maria

ocenił(a) film na 10
Klitajmestra

Witam! Bardzo ciekawa recenzja, jednak czy rozebranie filmu na części pierwsze pozwala go dobrze zrozumieć? Opowiadanie Prolux, stanowiło jedynie natchnienie, dzięki któremu powstał scenariusz BM. Jeśli jesteście zainteresowani, polecam wędrówkę po stronkach internetowych na temat tego filmu, gdzie można doszukać się setek podobnych opowiadań z życia wziętych, które nadesłali internauci z całego świata. Jeśli chodzi o miłość w tym filmie, to wyraża się chociażby przez tęsknotę do siebie. Ennis natomiast zapominał o całym świecie, kiedy miał się wybrać "na ryby" z Jackiem, czy tak się miłość nie wyraża?

ocenił(a) film na 10
Fei

Mario, pisząc o „słodkim zapachu miłości” miałem na myśli płaszczyznę spojrzeń, która jest praktycznie nie do uniknięcia w filmie i adekwatnie- ciężka do przedstawienia na piśmie bez kiczowatej nachalności. W tym miejscu wielkie ukłony dla Anga Lee za to, jak przedstawił pierwsze spotkanie głównych bohaterów- to ukrywanie wzroku/siebie w cieniu kapelusza, czy też konwencji kowboja-twardziela jest dla mnie małym mistrzostwem świata, jeśli chodzi o sztukę reżyserską.
Zasadnicza różnica między książką a filmem tkwi w sposobie narracji, Ang Lee zdaje się stopniowo zagęszczać intymną atmosferę między bohaterami, by finalnie doprowadzić do niemalże panicznego rozładownia napięcia seksualnego, które nagromadziło się między tym dwojgiem. U Proulx natomiast do tego przełomowego momentu ciężko jest doszukać się jakichkolwiek symptomów homoerotycznej fascynacji między Ennisem a Jackiem. Dopiero po przeczytaniu zakończenia, czytelnik zmuszony jest do zrewidowania swoich poglądów i przeanalizowania całej historii raz jeszcze. Jak pisałem już wcześniej- Ang Lee również zdaje się obalać fałszywe przekonania swojego odbiorcy, robi to po prostu inaczej, bez naturalistycznej dosłowności zdobywczyni Pulitzera.

Pozdrawiam Serdecznie

Fei

ocenił(a) film na 10
Fei

Ładnie powiedziane:

PANICZNE rozładowanie napięcia :)
Dla mnie nie było paniczne, powiedziałabym: naturalne...
Tak już jest z namiętnością: nienasycona, dzika ;))
Opowiadania, jak mówiłam, nie znam, ale tym razem to już mnie do niego zachęciłeś :)))

Hugs
M.

ocenił(a) film na 6
Fei

Hmmm.... myślę że ta zachowawczość reżysera jest raczej podyktowana przez Hollywood. Miałbyć "do zjedzenia" przez masy i rzeczywiscie efekt ten (mimo wielu oponentów) osiągnął. Według mnie ze szkodą dla wrażenia artystycznego i niesionego przekazu. Jeśli już temat jest oklepany (miłość z której siły zdajemy sobie sprawę na końcu, miłość skazana na porażkę od początku) to powinno się pójść krok dalej w sposobie realizacji...
Gdyby grali w nim kobieta i mężczyzna to byłby to "taki film dla kobiet na zimne wieczory". Grają dwaj faceci ... czy to wystarczy by stać się arcydziełem? W krótkim odstępie oglądałam "Unfinished Life", film podobnie zrealizowany. Dla mnie film nie był kontrowersyjny bo osoby homoseksualne traktuję jako normalnych członków społeczeństwa istniejących od wieków. Naprawde wyszłam z kina z poczuciem "hmm czegoś mi tu brak".


Ange Lee na pewno jest mistrzem komercji. Wie kiedy zrobić jaki film i skacze po gatunkach jak pchła... komedie romantyczne, dramaty komediowe, sc-fi, melodramat, film kostiumowy, westerny :) No i jest dobrym rzemieślnikiem...

ocenił(a) film na 10
Fei

Mario, sądzę, że „panika” nie wyklucza „naturalności”, miałem na myśli ten rodzaj paniki, który jest nieunikniony, gdy natury nie da się już dłużej kontrolować. Myślę też, że to właśnie za sprawą tej dzikości ciała film Lee tak silnie oddziałuje na odbiorcę, jest tak bardzo przekonywujący. Oglądając bowiem „Brokeback Mountain” przez pryzmat tych kilku chwil namiętności, kiedy to bohaterowie „pękają”, uświadamiamy sobie, że fizyczna fascynacja Ennisa i Jacka jest jedynie cieniem dla tej prawdziwej, emocjonalnej burzy, którą bohaterowie tak skrzętnie ukrywają w swoich sercach. Chwała Lee za to, że mimo wszystko nie „ugłaskał” swojej historii.

Pozdrawiam

Fei

ocenił(a) film na 10
Fei

Drogi Fei,

nie wyklucza.

Może nawet źle się wyraziłam :)

Ten pierwszy akt określiłabym teraz może trafniej jako: chłonność gąbki po okresie emocjonalnej posuchy, śpieszne wypełnianie bolesnej luki; nie ma w tym radości, jest zaskoczenie (przynajmniej dla Ennisa) i zaspokojenie podstawowej potrzeby, również panika, w sensie: to nie jest prawda o mnie, a z drugiej strony: to nie przytrafi mi się nigdy więcej.

Ennisa dogania prawda o nim samym, prawda, przed którą się broni, której istnienia nie dopuszcza.

Bolesne przyznanie przed samym sobą: Jack podarował mi pierwsze poruszenie serca, Jack jako pierwszy okazał mi swoje zainteresowanie, miłość (? – przecież on dał mi miłość !!! On dał mi to cacko, którego nigdy dotąd od nikogo nie otrzymałem..), łaknąco zasysam się właśnie w niego. Ukryję to, jak ukrywam każdy ból, ale Jack usunął pieczęć plombującą moje poharatane serce.

Ważniejsze dla mnie w tym filmie od dzikości natury scalającej te dwa ciała (absolutnie mistrzowsko jest pokazany związek również od strony surowej tęsknoty, skurczów, oczekiwań, rozczarowań) jest to, co rozegrało się w sercach obydwu cowboy’i.

Bo tu nie ma szybkich numerków, tu jest upojność przebywania ze sobą, tym dwóm dorosłym mężczyznom jest dobrze w swoim towarzystwie, również w swoim milkliwym towarzystwie. I nie chodzi o jakieś bratnie kumpelstwo, co ciche chłonięcie siebie nawzajem w te krótkie dni czy tygodnie wspólnych wypadów w Brokeback Mountain.

Nasycają się sobą z towarzyszącym niezmiennie dotkliwym bólem osamotnienia.

Całkowicie zgadzam się z Tobą, że:

„fizyczna fascynacja Ennisa i Jacka jest jedynie cieniem dla tej prawdziwej, emocjonalnej burzy, którą bohaterowie tak skrzętnie ukrywają w swoich sercach.”

Tak, tak, tak...

Pozdrawiam

Maria

ocenił(a) film na 10
Klitajmestra

Mario,
Oczywiście zgadzam się z Tobą, jak dobrze to ujęłaś, reakcja bohaterów na „prawdę” jest zgoła odmienna. Moim zdaniem to przyroda, żyjąca w symbiozie z bohaterami jest zwierciadłem tego, co dzieje się w ich sercach. Oboje są obnażeni wobec świata, tyle tylko, że to Ennis zdaje się być zgwałcony przez rzeczywistość- natura, wcześniej bierna, dająca „ciche przyzwolenie”, nagle zdaje się go przytłaczać, nie pomaga w porozumieniu się z samym sobą.
To, co ukryte atakuje go znienacka, ostatecznie pozostawiając rozbebeszonego i wystawionego na osąd z zewnątrz, niczym owcę, na którą tej samej nocy zaczaił się kojot, którego z kolei żaden z bohaterów nie był w stanie/ nie chciał powstrzymać.
Jack również jest „nagi”, jednak dla niego natura jest bardziej pobłażliwa, zupełnie jakby mówiła- pogódź się ze mną, a ja odpłacę ci tym samym.

Co do siły tego filmu, moim zdaniem tkwi ona w tym, czego, alogicznie, „nie ma”. Brokeback Mountain nie krzyczy, nie lamentuje nad dramatycznym losem dwóch, tragicznym kochanków. Tym, co w historii Ennisa i Jacka może doprowadzić potencjalnego odbiorcę do płaczu, jest fakt, że bohaterowie płakać nie chcą. Cierpienie wyrażone w półsłowach, nerwowych gestach, zaciśniętej pięści, czy podskórny żal, który objawia się chociażby w sposobie, w jaki Ennis nakleja cyfry na swoją skrzynkę pocztową (zaczynając od jedynki, tak jakby przez resztę jego życia już wszystko miało się zaczynać i kończyć się na tej cyfrze) sprawiają, że oglądając film, ma się wrażenie, jakby przez te dwie godziny Ang Lee systematycznie dolewał kolejne krople do, i tak już pełnej, szklanki wody.
Do końca jednak, nie uronił z niej ani jednej kropli, za co, osobiście, jestem mu niezmiernie wdzięczny

Pozdrawiam

Fei

ocenił(a) film na 10
Fei

Fei,

no, troszeńkę się mazgają – i jeden i drugi – w końcu w końcu mamy i łzy :)))

A co najmniej wstrząsy (niemożliwe do opanowania), gdy nikt nie widzi, albo gdy wydaje się, że nikt nie widzi.

I to są te chwile, gdy nie można już mieć wątpliwości, że to być może tylko fantazja i gra.

Pozdrawiam

Maria

ocenił(a) film na 10
Klitajmestra

Oczywiście, łzy są, pisząc o niechęci do płaczu, miałem na myśli ich strach przed przyznaniem się do tych łez (Ennis w jednej z ostatnich scen- ukrywający szloch pod maską agresji). Zastanawiam się nad tym, co napisałaś o fikcji, grze- nie do końca rozumiem.

Ps. Przeczytałem teraz swojego ostatniego posta i zdałem sobie sprawę jak śmiesznie zabrzmiał fragment z owcą- miałem oczywiście na myśli owcę jak najbardziej „autentyczną”, tą, którą Ennis widzi martwą na krótko po pierwszej wspólnej nocy z Jackiem ;)

Pozdrawiam

Fei

ocenił(a) film na 10
Fei

Hehe, żebym ja to sama rozumiała ;))
Czasem piszę więcej niż powinnam :))
Z „fantazja i grą” chodziło mi o to, że to niekoniecznie musiało wyglądać na prawdziwą fascynację, lecz np. na kaprys, odskocznię od szarego nudnego życia z codzienną ;)) żoną, teściami, bachorkami itp. ;))

Nie obawiaj się śmieszności, nie przede mną, spox :))
Rozbebeszenie Ennisa za to zrobiło na mnie jak najlepsze wrażenie :)

M.

ocenił(a) film na 10
Klitajmestra

Myślę, że do filmu co jakiś czas powraca pytanie, czy miłość między Ennisem i Jackiem byłaby tak wielka, gdyby mogła zaistnieć jawnie, bez obawy przed atakiem ze strony społeczeństwa.
Ang Lee nie wartościuje żadnego ze swoich bohaterów, nie stara się ich oceniać, a tym bardziej idealizować. Nie wierzę w tą „odskocznię”, zastanawia mnie jednak to, na ile była to naprawdę „miłość, co góry przenosi”, a na ile głód miłości niemożliwej, która zawsze będzie silniejsza od tej zdecydowanie nudniejszej, ustabilizowanej wersji samej siebie.

Ps. Nadal obstaję przy tym, że owca była metaforą „rozbebeszenia” ;P, po prostu jakoś kaprawo ubrało mi się to w słowa ;D (kto to widział, żeby nie można było edytować własnych komentarzy? ;) )

Pozdrawiam Serdecznie

Fei

ocenił(a) film na 10
Fei

Myślę, że sam Ennis miałby dokładnie ten sam problem ;))
Niezależnie, czy prawo stanowiłoby przeciw gejom czy inaczej :))

Tak jak z kolei Jack niezależnie od zagrożeń miałby w sobie otwartość na podjęcie ryzyka :)

Pytanie tylko, czy ta miłość była tak wielka?
Była żywiołowa, ale u jej podstaw leżało dawniejsze nienasycenie, jak i umiejętność borykania się właśnie z trudną miłością a nie oczywistą, łatwą :)))

To była wiara, co góry przenosi, Fei, a nie miłość ;))

Miłość niemożliwa chyba nie jest silniejsza, tylko bardziej zażarta, bardziej nastawiona na: tym razem mi się uda.
Miłość niemożliwa to ciągła walka, zażartość bolesna, ale jakby ciągle dająca nadzieję, złudną nadzieję na wygraną :))

Jak jest z tą „nudniejszą” wersją – nie wiem, bo prawdę mówiąc: nigdy jej nie zaznałam :))
Mogę najwyżej z-myślać, albo się do-myślać :))

Za to w trudnych miłościach osiągnęłam kunszt ocierający się niekiedy o śmieszność :))
Mimo wszystko: miłość to miłość i lepsza śmieszna niż żadna :)



Ps. Hehe, tak, wiem :)
Dobrze zresztą, że to zauważyłeś i skorygowałeś, bo pojęcia nie miałam, co czytam :)))
(tak, rzeczywiście mogłaby istnieć możliwość korygowania własnych wpisów...)

Kłaniam się

Maria

ocenił(a) film na 10
Klitajmestra

Miłość niemożliwa nigdy nie narzeka na monotonię, stabilizacja/nuda nigdy jej nie dopadną. Miłość tragiczna- to jest coś! Myślę, że w każdym z nas jest ta mała iskierka masochizmu, która sprawia, że to właśnie nieszczęśliwe zakochanie wydaje się być dla nas, przynajmniej do pewnego czasu, najbardziej fascynujące (kto by nie chciał „umrzeć z miłościii…”? ;P). Taki już tok myślenia przeciętnego i-nawet-kiedy-jestem-sam, że naprawdę piękna miłość to ta, która przeciwstawia się wszystkiemu i wszystkim (na końcu oczywiście ponosząc klęskę- wszak bez klęski nie ma zabawy! ;D).
Cóż, mimo powyższego (oraz chronicznego braku Balkonowej Julii pod ręką) osobiście uwierzyłem Angowi w jego wizję miłości, która, po dwudziestu latach nie mogła być jedynie nienasyceniem.

Pozdrawiam

Fei

ocenił(a) film na 10
Fei

A może miłość możliwa też nie narzeka na monotonię :)))
Może wręcz potrafi ewoluować w sposób dla upupiających się wzajemnie potępieńców (na miarę Ennisa i Jacka) niewyobrażalny ??
Mam na myśli tzw. miłość prawdziwą, czy też prawdziwości bliską :))

Pozwolę sobie na wdzięczny cytat w tej kwestii:
W miłości nie ma lęku, lecz doskonała miłość usuwa lęk.
Ten zaś, kto się lęka, nie wydoskonalił się w miłości.

Pozdrawiam

Maria

ocenił(a) film na 10
Klitajmestra

Fei,

w sparwie Brokeback zapraszam Ciebie też tutaj:

http://www.filmweb.pl/Topic?id=407814 [www.filmweb.pl/Topic?id ...]

:))

M.

ocenił(a) film na 10
Klitajmestra

Mario, dziękuję bardzo za zaproszenie, nie wiem jednak, czy jest jeszcze coś ciekawego, co o Brokeback Mountain mógłbym napisać. Film Anga Lee jest definitywnie jednym z tych dzieł, które bardzo długo nie pozwalają o sobie zapomnieć, stąd też swoją recenzję, jak i (niezwykle interesującą) dyskusję z Tobą potraktowałem jako kurację anty-brokebackmountainową ;) Czasem dobrze jest, i zdrowo zwerbalizować swoje odczucia, za pomoc w tym- serdecznie Ci dziękuję, a póki co, wracam do swoich obowiązków.
Mam nadzieję, że spotkamy się jeszcze kiedyś na forum w równie przyjemnych okolicznościach okołofilmowych.

Pozdrawiam Serdecznie i raz jeszcze dziękuję za rozmowę i „windowanie” ;)

Fei

ocenił(a) film na 10
Fei

Dziękuję i ja.

[Nie wiem, czy pamiętasz, że już raz spotkaliśmy się na tym forum :)
Przy okazji "Złego wychowania" :)]

Maria :))

ocenił(a) film na 10
Fei

Co do opowiadania- polecam lekturę w oryginalnej wersji językowej.

p.F

ocenił(a) film na 10
Fei

Drumla, będę polemizował. Mimo, że film Lee zdecydowanie nie jest tak chłodny i minimalistyczny jak opowiadanie Proulx, ciężko jest stwierdzić czy aby na pewno ma to negatywny wpływ na wartość artystyczną całości. Twórca „Burzy lodowej” pokazuje tylko tyle, ile trzeba, moim zdaniem wystarczająco i z odpowiednią dozą wyczucia. Myślę, że gdyby zależało mu na masach, złagodziłby scenę pierwszego zbliżenia bohaterów, tak, aby była strawna dla ogółu.
„Brokeback Mountain” jest filmem nakręconym bardzo oszczędnie, pięknym, ale w swoim artyzmie nienachalnym. W tym tkwi też jego największa siła, to, co Ty błędnie nazywasz komercją. Nowy film Anga Lee jest dziełem ważnym socjologicznie, wpisującym się idealnie w nasz kontekst kulturowy, trafiającym i poruszającym problem ważny w sposób przystępny i zrozumiały dla przeciętnego widza. Jest też, w tym samym momencie, wybornym, efektownie „opakowanym” prezentem, który Lee przeznaczył dla bardziej wymagających kinomanów, czymś na wzór widokówki z pięknym pejzażem i pozdrowieniami na odwrocie- jedni zatrzymają się na podziwianiu pięknych widoków, tylko nieliczni natomiast, przeczytają wiadomość.

Pozdrawiam

Fei

ocenił(a) film na 6
Fei

No miło że ktoś wreszcie ze mną rozmawia mimo że nie "pieję" nad tym filmem.
Co do złagodzenia pierwszej sceny to była ona dla mnie wybitnie łagodna. Nic dodać nic ująć... w końcu kobietą i mężczyzną też czasem (czasem częściej) targają namiętności - poprostu popęd, tu ukazany dość łagodnie.
Ale do mnie ten film nie przemówił... i nie dlatego że podziwiałam widoki:) Może daltego że nie lubię "dramatów z życia wziętych", kalek rzeczywistości. Nigdy nie przepadałam za historiami "opartymi na faktach", lecącymi w któryśtam wieczór tygodnia. Cenię w filmach poetyckość. Filmy które pozostawiają wiele ukrytych tematów do dyskusji. Takich o których można rozmawiać odkrywając je na nowo. Ten film zrozumiałam (jakie niósł przesłania) ale nie przemówił do mnie. I tyle...
Nawet gdy czytałam wszystkie te zachwycone opinie przez chwilę myślałam, że może jestem aleksytymikiem;) Film bowiem mnie pozostawił obojętną... nie wobec dyskryminacji i prześladowań, ale wobec tego filmu. Wobec tego pierwszego zawsze byłam "nieobojętna".

Ale jak to się mówi ile głosów tyle opinii i to jest w życiu ciekawe. Ja tym razem jestem na nie:)

ocenił(a) film na 10
Drumla

Hej!

Jestem jedna z osob, ktore bynajmniej nie wyszly z kina zawiedzione. Aleeee...

Chce Ci podziekowac. Milo wreszcie przeczytac komentarze osoby, ktora w jakis logiczny sposob potrafi uzasadnic swoja negatywna ocene BBM. W przeciwienstwie do wiekszosci szanownych 'Krytykow' udzielajacych sie na tym forum, podeszlas do 'Tajemnicy...' jak do tego czym naprawde jest- filmu, ocenilas jego wartosc artystyczna, zamiast zwyczajowego sprowadzania go do 'gejowskiej propagandy'. I rozpisywania sie o 'czekoladowej milosci'. Hmmm... W ogole OBEJRZALAS ten film, a nie oceniasz w ciemno, opierajac sie na zaslyszanych osadach. Za to jestem Ci wdzieczna.

Cos, czego mnie brakowalo w BBM to ta... hmmm... szorstkosc obecna w opowiadaniu w p. Proulx. Co prawda, p. Lee udalo sie uniknac 'przeslodzenia' tego zwiazku (z czego niezwykla sie ciesze- widoku 'kowboi' biegajcych 'w skowronkach' prawdopodobnie bym nie zniosla xD; podobnie by sie stalo, gdyby, czego prawdopodobnie pragnelaby wiekszosc, usunal 'scenki'- seks, jakby nie patrzec, stanowil istotna strone tego zwiazku!), zgrabnie przesunal pewne akcenty... Ale nadal czegos mi brakuje. Jak juz powiedzialam, film mi sie PODOBAL- nie zmienil jakos diametralnie mojego swiatopogladu (taaak, wiem, ze istnieja zwiazki homoseksualne, ze homoseksualistami moga byc osoby, ktorch w ogole o to bysmy nie posadzali; wiem, do czego moze doprowadzic homofobia, wystarczy przyjrzec sie temu, co dzieje sie w naszym w pieknym kraju)- w kinie po raz pierwszy od dluzszego czasu zdarzylo mi sie poplakac xD; podoba mi sie tez odzew, jaki wzbudzila jego emisja... Jestem jednak daleka od tego, aby okreslic go najlepszym, jaki w zyciu widzialam, jak czyni spora czesc forumowiczow. Jeden z lepszych, jakie ostatnio widzialam, ale...

ocenił(a) film na 10
Fei

„Ale jak to się mówi ile głosów tyle opinii i to jest w życiu ciekawe”
czy muszę dodawać coś więcej? ;)

PS. Pisząc o widokówce nie miałem zamiaru Cię urazić, była to tylko moja odpowiedź na rzekomą komercyjność „Brokeback Mountain”.

Pozdr.

Fei

ocenił(a) film na 10
Fei

Hmmm... Tu moja wypowiedz bedzie, krotka zwiezla i tresciwa xD:

Dziekuje za jedna z najlepszych recenzji BBM, ktore w ogole czytalam. Chyle czola ;] I pozdrawiam. *idzie spac*

P.S. Chyba nie musze dodawac, ze zgadzam sie w zupelnosci z tym, co napisales?
P.S.2 Takze z tym, ze najlepiej przeczytac ORYGINALNA wersje opowiadania. Polskie tlumaczenie nieco traci na klimacie...).)'

ocenił(a) film na 10
Brat_Princess

Z mojej strony chciałabym dodać, że na szczęście dla mnie i wielu innych kinomanów Brokeback Mountain nie należy do filmów, które opowiadają kolejną historię o kochających inaczej. Wrzawa jaką wzbudził film w mediach i wśród „tolerancyjnych” kinomanów najlepiej świadczy o tym, że homoseksualizm stanowi wciąż tabu, o czym najlepiej świadczy oburzenie opinii publicznej w Stanach, która poniekąd przyczyniła się do tego, że film łamiący stereotyp o męskich, amerykańskich kowbojach, nie został nagrodzony najważniejszą statuetką. Najbardziej uderzyło mnie to, iż widzom umykają kwestie, które zostały podkreślone przez Anga Lee dotyczące relacji Ennisa i Jacka z ich żonami, dziećmi, rodzicami czy też społeczeństwem, które determinuje ich decyzje. Mistrzostwem Anga Lee jest ukazanie ambiwalencji ich uczuć, uniwersalizacja historii. Nie będę się rozpisywać, chciałabym jedynie podkreślić, iż moim zdaniem Brokeback Mountain porusza całe spektrum tematów, wśród których dla mnie, szczególnie, interesujący jest wpływ otoczenia na bohaterów, dla których jest oczywiste to, że nie są w stanie przeciwstawić się społeczeństwu. O!
Na tym poprzestanę, może jeszcze dodam coś później ;)

Agnes