Dzisiaj przeczytałem chyba wszystkie tematy o "Tajemnicy Brokeback Mountain". Troche tego jest, ale... Wreszcie mamy film, który może zmniejszy choć troche naszą i innych homofobię. Byłem na tym filmie już 4 razy (nie żałuję wydanych pieniędzy). Za każydym razem lepiej go poznaję, widzę i czuję więcej. Nie rozumiem jednego - dlaczego osoby ochrzaniające ten film (zapewne homofoby) idą na ten film??? Wiedzą, że są przeciwko niemu, ale idą. Szukają jakiś ekstremalnych wrażeń, czy co... Ten film zrozumią tylko ludzie, którzy tolerują i rozumieją tego rodzaju miłość (nie lubię tego określenia - każde oblicze takiej miłości jest jedno). Mamy tu, tak zwane, drugie dno. Miłość pokazana przez Anga Lee jest szczera, ale niemożliwa na tamte czasy. Najlepiej ukazuję to hasło z plakaty - "Miłość ponad wszystko". Pokazanie kochania w taki sposób, dlaczego nie??? Czy ktoś z Was nie mógł być z osobą , którą kochał - z jakiegokolwiek powodu??? Ja mówie szczerze, tak. Boję się przez to znowu kogoś pokochać. Nie jestem na to gotowy, jeszcze, a jak powiedział Ennis za dużo razy sie sparzyłem. Ten film traktuje jako takie małe katarssis, oczyszczenie.
P.S. Jak nie dostanie większości Oscarów, to przestaje oglądać je...
Masz rację.
Wątek gejowski nie jest najważniejszy w tym filmie. Równie dobrze podobna historia mogła by się wydarzyć między kobietą z Korei Południowej a mężczyzna z Korei Północnej, gdy z powodów finansowych, politycznych czy innych nie mogą być ze sobą tak jak by chcieli. I tez mogli by mieć rodziny w swoich krajach i byc dokładnie tak samo uwikłani w uczucie bez szans na spełnienie.
BM to film o miłości w pierwszej kolejności, a o miłości gejowskiej w drugiej dopiero.
Miłość nie dzieli na kolor skóry, płeć, religię poglądy. Po prostu pojawia sie między dwoma ludźmi (celowo używam tego słowa) i jest. Jesli miedzy kobietą a mężczyzną, z tego samego kraju i miasta, o tym samym kolorze skóry to łatwo im i z górki. Ale czasem pojawia się między dwoma mężczyznami, czarnymi i białymi, zydami i arabami i wtedy juz z górki nie jest. Np. Romeo i Julia.
BM to mądry film. Opowiada o miłości ktra nie kończy się marszem mendelsona, gromadką dzieci i małym białym domkiem na przedmieściu. Ale czy przez to jest mniej prawdziwa? Gorsza? Czy może po prostu inna?