Na ten film czekałam od października zeszłego roku.
W kinie byłam zadowolona, ale odczuwałam za mało emocji, nie było łez.
Dopiero na samym końcu , dosłownie ostatnia scena i serce mi ścisneło.
Po przyjściu do domu płakałam , bo dopiero kiedy zebrałam myśli zrozumiałam jak wspaniałe było to dzieło.
Poprostu genialny film.
Tak, o miłości.
Dzisiaj widziałam ten film i jeszcze go przezywam, ciągle na nowo. Zazwyczaj wychodzę z kina i zapominam, a teraz nawet po kilku godzinach myslę.... To było coś, juz dawno zaden film mnie tak nie poruszył.
Scena z koszula była wzruszająca, ale koles ktory wszedł pod koniec zapalic swiatła krecił sie cały czas hałasujac i swiecac mi po oczach swiatłami z korytarza, zepsuł mi cała końcówkę :/ (niestety miałam tą przyjemnosc siedziec w pierwszym rzedzie w malutkiej salce)
Hmm... skądś znam to uczucie :) Ja na filmie byłam twarda i nie płakałam, ale muszę przyznać, że oczy mi się zaszkliły. Powstrzymywałam się jak mogłam, bo po wyjściu z sali ludzie by się na mnie dziwnie patrzyli :P
Po wyjściu z kina dawałam temu filmowi 7/10. Wydawał mi się jakiś niedokończony, niewyjaśniony... Potem przemyślałam wszystko dokładnie, przeczytałam opinie innych ludzi. Teraz wiem, że Brokeback Mountain zasługuje nawet i na 10 :)