Film o dwóch kolesiach w wytartych dżinsach i głupich kapeluszach, którzy, nawet gdyby ukradli księżyc, zrobiliby to tylko po to, żeby rozbić na nim namiot, paść owce, a nocami gapić się na gwiazdy siedząc przy ognisku. ..
To opowieść o związku nie-związku, przyjaźni nie-przyjaźni, o przeciwnościach, okolicznościach, złości, żalu, niespełnionych pragnieniach i bezsensownym cierpieniu. Nie ma tu pretensjonalności, gejowskich parad, w tle ani razu nie słychać „I will survive”, nie widać Madonny, żaden z bohaterów nie nosi różowego boa, obcisłych biodrówek i z żalem nie wzdycha na myśl o nienagannej cerze Joanny Brodzik. „Gdzie jest mój kowboj?”, pyta jeden z bohaterów łapiąc drugiego na lasso i nie ma w tym nic krępującego, ani niezręcznego. To zwykła historia o dwóch zwykłych facetach, romans, na którym ludzie płaczą. Bo w tym filmie, kiedy się kochają, to tak, że wszystko się trzęsie. A kiedy się biją, to tak, że leci z nich krew...
Najlepszy opis tego pięknego filmu
Nie chcę być złośliwy, ale ty chyba nie odróżniasz gatunków filmowych... :P
Jak dla mnie to jest dramat, dramat psychologiczny lub już w ostateczności obyczajowy ale romansidło to z pewnością nie jest !!!
Świetny cytat. Naprawdę świetny. Oddaje bezbłędnie tematykę całego filmu. Naprawdę wielkie pokłony w stronę człowieka, który to napisał.