Trudno po nim przyjść do siebie. Ciagle widzę tych dwóch desperatów szamoczących się z nieoczekiwaną miłością, która ich dopadła. Walczą i tracą wszystko. Nie zapomnę Ennisa, gdy na końcu filmu przegrany, wypalony i tragicznie samotny, w nędznej przyczepie, przemawia do koszuli Jacka. Ma jeszcze córkę (której istnienie zawdzięcza - o ironio - swojemu związkowi z kobietą), tylko co z tego, skoro wychodzi ona za mąż i będzie miała swoje własne życie i kłopoty?
Dlaczego Bóg, który podobno jest miłością, tak bezlitośnie doświadcza gejów, których sam stworzył?
Wybitny film - głęboki i mądry, dla myślących odbiorców, zrealizowany z wielką kulturą. Zbyt dobry dla amerykańskiego Oscara. Najważniejszy jest Złoty Lew św.Marka w Wenecji - nagroda najstarszego i najpoważniejszego festiwalu filmowego!