Na 'Brokeback Mountain' wybrałem się w czwartek. Załapałem się na jeden z ostatnich seansów, kiedy kino było praktycznie puste. Podszedłem do tego filmu bardzo sceptycznie. Nie lubię szeroko reklamowanych produkcji, bo zazwyczaj się na nich zawodzę. Poza tym temat gejowski nie był niczym nowym i podejmowano go już w wielu ciekawych filmach (np. 'Happy Together'). Jednak 'Brokeback Mountain' bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło. Nie powaliło mnie na kolana to czym wszyscy się zachwycają (zdjęcia i muzyka). Jednak jest w tym filmie coś co wzrusza, urzeka...Wszystkie elementy idealnie do siebie pasują. Ogromna w tym zasługa genialnego kwartetu aktorskiego, po prostu owacje na stojąco dla nich! Oglądając ich zmagania zupełnie oderwałem się od rzeczywistości. Istniał tylko Jack i Ennis i ich uczucie. Dziwne uczucie, bo okazywane za pomocą spojrzeń gestów i...braku słów. Jedynym swoistym wyznaniem miłości są słowa 'Chciałbym wiedzieć, jak cię zostawić'! Niewątpliwie miłość tragiczna (jak pisał Sobolewski współczesny Tristan i Izolda), a sami bohaterowie są pełni smutku, goryczy i zmęczenia. Ale wracają do siebie, bo to uczucie to jedyne co daje im siłę do życia. Jest to chyba pierwszy melodramat, na którym miałem łzy w oczach, o którym nie mogę zapomnieć i ciągle przypominają mi się niektóre sceny. I jeszcze jeden aspekt 'Brokeback Mountain'. Jest on w pewien sposób pesymistyczny, a może raczej przytłaczający. A za pewne dlatego, że jest poprostu prawdziwy (mimo wg mnie dosyć wyidealizowanej historii). Niby love story a jakimś cudem wstrząsa...
P.S. Nie mam złudzeń, że ten film zmieni coś w nastawieniu ludzi do homoseksualistów (szczególnie w Polsce), bo ci którzy nas nie tolerują, wyśmieją go albo przejdą obok niego obojętnie. Jednak cieszę się, że film zrobił wrażenie na wielu osobach i skłonił do stawiania sobie wielu pytań.
Swietny monolog :))) Film naprawde był genialny:D
Mozesz podac kilka tytulow zwiazanych z ta tematyka ??;)
Ale po co? To, że film mówi o gejach, nie czyni go od razu lepszym.
Najlepszy jest chyba wspomniany 'Happy Together' ale też filmy Jarmana czy Almodovara....oj długo by wymieniać.
Muszę przyznać, że jest to jeden z lepszych filmów o miłości, jaki od dawna zdarzyło mi się obejrzeć. Płakałam jek dziecko i jeszcze kilka dni po projekcji nie mogłam dojść do siebie.Cały czas stawały mi przed oczami sceny z filmu.
Nie będę się wypowiadać na temat homoseksualizmu, gdyż wiem, że żaden argument nie trafi do ludzi uprzedzonych. Smutne jedynie jest to, że tak często na drodze miłości stoją niepisane normy społeczne ( tak chętnie pielęgnowane przez większość społeczeństwa), którym jednostka musi się podporządkować pod rygorem napiętnowania lub wykluczenia. Mam tu na myśli nie tylko związki homoseksualne, ale również związki osób o różnym kolorze skóry, wyznaniu, pochodzeniu czy wieku.
Mi bardzo się podoba w tym filmie to, że Ang Lee nie daje gotowych rozwiązań. Nie mówi kto jest dobry, a kto zły. Każdy może interpretować poczynania bohaterów na własny sposób. A cały film jest tylko bodźcem do dyskusji, właśnie o prawach jednostki w społeczeństwie. Cieszę się, że taka dyskusja już wybuchła.