Annie Proulx, autorka opowiadania "Tajemnica Brokeback Mountain", na którym oparł swój ostatni film tajwański reżyser Ang Lee, skrytykowała Amerykańską Akademię Filmową za nagrodzenie Oscarem dla najlepszego filmu roku "Miasta gniewu" Paula Haggisa. Proulx wypowiedziała się publicznie w tej sprawie na łamach brytyjskiego "Guardiana".
Proulx nazwała członków Akademii "pozbawionymi kontaktu" z ważnymi, problemami współczesności i zasugerowała, że dali się omamić przez producenta "Miasta gniewu" - wytwórnię Lions Gate Entertainment, .
"6000 głosujących, mieszkających w większości w Los Angeles, za swoimi potężnymi, żelaznymi bramami w swoich luksusowo spokojnych domach, będących bez żadnego kontaktu nie tylko z tym co dzieje się obecnie w Ameryce, lecz także z problemami ich miasta, decyduje które filmy są dobre" - pisze Proulx.
Czy aż tak ciężko pogodzić się z porażką?? Przeciez BM i tak zdobyła wiele nagród, a przecież 'Crash' wcale nie jest błachym filmem o błachych sprawach, więc w ogóle nie rozumiem tych słów, że członkowie Akademii są pozbawionymi kontaktu z ważnymi, problemami współczesności. W BM skupiono się na jednym problemie, homoseksualizmie, tymczasem w 'Crash' na większej ilosci porblemów. Więc na miejscu pani Proulx przemyślałbym najpierw wypowiedź i oglądnął film, który tak krytykuje ;)
Chociaż 'Crash' bardzo mi się podobało, jakby zastanowić się głębiej, jest dość naiwne.
Temat, który jak dla mnie wysuwał się na pierwszy plan - temat niemożliwości jednoznacznej oceny człowieka - jest w rzeczywistości traktowany dość pobieżnie, bo pokazuje tylko dwie skrajnie różne postawy każdego z bohaterów.
Jeśli chodzi o rasizm, nasi bohaterowie mają obsesję na tym punkcie. Zdaje mi się, że to zdarza się dość rzadko, a szczególnie dziwne jest to, że wszyscy wokoło w filmie zdają się mieć tą obsesję.
Jakie tematy w takim razie porusza "Crash"?
- człowieka nie można oceniać
- trzeba pozbyć się wszelkich uprzedzeń, porzucić stereotypy
- czasami nie zdajemy sobie sprawy z tego, co jest najważniejsze.
Ogólnie mówiąc, to wg mnie większość spraw, które naświetla 'Crash'. Tymczasem "Brokeback Moutain':
- człowieka nie można oceniać stereotypowo /człowiek pozornie silny może być wrażliwy, człowiek pozornie słaby może być silny, homoseksualista wcale nie musi być mniej męski od heteroseksualisty/; oceniając postępowanie człowieka, nie możemy tego robić odcinając się od jego przeszłości =) "Brokeback Mountain" łamie stereotypy w dobitny sposób, podczas gdy 'Crash' tworzy nowe stereotypy, wyolbrzymia sprawy, które odchodzą w niepamięć + portrety psychologiczne bohaterów Brokeback są dokładniejsze, ciekawsze i znacznie bardziej logiczne.
- trzeba dać ludziom prawo do bycia sobą i tolerować to, co wydaje nam się innością
- tylko prawdziwa miłość daje człowiekowi szczęście; miłość wymuszona niszczy życie nie tylko jemu, ale też ludziom wokół
- często doceniamy coś dopiero wtedy, gdy to stracimy /jak w 'Crash' nie zdajemy sobie sprawy z tego, co jest najważniejsze/
Wydaje mi się, że pani Prolux trochę przesadziła, bo była zbyt dobitna. Prawda jest taka, że 'Crash' nie do końca podejmuje ważne problemy współczesności, raczej stwarza pozory.
O wiele lepiej z problemami współczesności poradził sobie "Wierny ogrodnik" /szczególnie słowa pod koniec filmu "Bo życie w Afryce jest takie tanie" zapadają w pamięć/ i tylko ten film /oczywiście wg mnie/ byłby godnym rywalem w walce o Oscara dla najlepszego filmu, ale niestety został zbyt mało doceniony przez Amerykańską Akademię Filmową.
Twoje gusty zazwyczaj pokrywają się z moimi i też jestem zwolennikiem BM, ale pozwolę sobie dodać jeden temat, który "Crash" podejmuje, pominięty przez ciebie, a mianowicie atomizację społeczeństwa amerykańskiego (zwłaszczaa w wielkich metropoliach): tu nie chodzi tyle o rasizm ile o to, że amerykański melting pot się psuje. Bardziej przypomina on durszlak niż tygiel. Bo w filmie tym tak jak w znacznej mierze i w rzeczywistości każda ze społecznośi: biali, Latynosi, Czarni, Chińczycy, Pakistańczycy itd. żyje we własnym, zamkniętym getcie, wszyscy są pełni uprzedzeń wobec innych, pretensji, urazów i złości. "Crash" stawia ważne pytanie: czy współczesne amerykańskie społeczeństwo coś jeszcze łączy, czy jest to już jedynie mozaika narodowości, ras, religii i kultur, które łączy jedynie to, że żyją na terenie jednego kraju? Czy mają jakieś wspólne wartości pomijając własne szczęscie i sukces? Czy czują się członkami jednego społeczeństwa, wspólnoty? To są bardzo ważne pytania, i chociaż "Crash" nie jest pierwszym filmem, który tę tematykę podejmuje, to jednak wyróżnia się tym, że przedstawił tę problematykę oryginalnie i kompleksowo.
Moje zdanie na temat BM znasz, więc nie będę się powtarzał.
Pozdrawiam
wydaje mi się, że rozpatrując obydwa filmy w ten sposób różnica tkwi w tym że, BM jest bardziej osobisty i emocjomalny. Niezależnie od orientacji oddziałuje mocno na widza od strony duchowej...Pomimo kontrowersyjnego tematu nie został stworzony tak aby pouczać, naprawiać....Kameralna ,uniwersalna historia...
Crash podejmuje wątki społeczne, obyczajowe w współczesnej ameryce- zmusza do myślenia, jest opiniotwórczy / tu zgadzam się z Izaakiem/co nie znaczy że pozbawiony emocji. Nie wydaje mi się aby był naiwny, ale też nie sądzę aby zagnieździł się na dłużej w naszych umysłach :-). Ot kolejny świetny film po którym będą następne!
BM jest jednak przy tym niepowtarzalnym fenomenem ...
BM faktycznie jest "bardziej osobisty i emocjomalny". Z tym sie zgadzam. To zupełnie inna klasa niż "Crash". Pod każdym względem- przynajmniej dla mnie i dla wielu innych. Ale już teza, że "niezależnie od orientacji oddziałuje mocno na widza od strony duchowej"...tu bym polemizował. Jak się czyta różne komentarze to można nabrac wątpliwości. Na niektórych jakoś nie oddziaływał. I nie mówię o Stachu:-) Nic dziwnego, de gustibus non disputandum est.
Nie wiem, czym była podyktowana decyzja członków Akademii Filmowej o nagrodzeniu "Crash" - może po prostu większości ten film najbardziej się podobał, może zadziałała intensywna kampania promocyjna, może uznali tematykę obrazu za najbardziej palącą i wartą uwypuklenia. Może, może, może. Tego się nie dowiemy, można jedynie snuć domniemania. Dla mnie tegoroczny Oscar w kategorii "najlepszy film" to nieporozumienie. Wszystkie pozostałe obrazy nominowane w tej kategorii były o niebo lepsze od dzieła Paula Haggisa (liczyłem na nagrodę dla "Brokeback..." albo "Capote", ale nie zmartwiłby mnie też wybór "Good Night..." czy "Monachium"). Nie lubię "Crash", już nominowanie go w 6 kategoriach zdziwiło mnie, a przyznanie 3 nagród - w tym najważniejszej - uważam za pomyłkę. Twórcy filmu sięgnęli po wielki temat, niestety nie storzyli wielkiego filmu. Fabuła "Crash" (spoiler), w dużej mierze oparta na kolejnych spotkaniach tych samych, obcych sobie osób w kilkunastomilionowej metropolii w krótkim czasie jest tak nieprawdopodobna, że czyni film po prostu niewiarygodnym. Do tego dochodzi jeszcze kwestia ukazania bohaterów - każdy z nich przechodzi metamorfozę: zły policjant wykazuje się bohaterstwem, dobry policjant popełnia zbrodnię, skłóceni małżonkowie wyznają sobie miłość, pani domu pada w ramiona służącej, bandyta ratuje i za własne pieniądze dokarmia nielegalnych imigrantów. Brak w tym subtelności i wyczucia, wszystko jest zbyt oczywiste, wszystko musi zostać powiedziane do końca, by nie było wątpliwości, co autorzy mieli na myśli - tymczasem niedopowiedzenia potrafią powiedzieć więcej i bardziej skłonić do myślenia od tysiąca słów. Ta toporność razi.