Instytut Atticus to miejsce zamknięte kilkadziesiąt lat temu przez amerykański rząd, a przy tym i zapomniane przez Boga. W przeszłości grupa naukowców różnych specjalizacji pod wodzą Henry’ego Westa złożona z jednych z lepszych ludzi w kraju, badała tu wyjątkowe przypadki osób, które odstawały swoim usposobieniem, zachowaniem i zdolnościami od społecznego ogółu. Otwarcie mówiąc, badała przypadki paranormalne.
Zimą roku 76, do instytutu trafia Judith Winstead, która swoim przerażającym zachowaniem zmusza bojącą się o własną rodzinę siostrę do tak drastycznego posunięcia. Zagadkowa kobieta znajdująca się psychicznie w zupełnie innym wymiarze, staje się priorytetowym obiektem badań. I wtedy zaczyna się koszmar pracowników placówki, który odbije się w ich życiu już na zawsze. Brzmi ciekawie, zachęcająco, intrygująco, a przy tym złowieszczo i gdyby nie dokumentalizowana forma w którą poszedł Chris Sparling, byłby to jeden z lepszych i bardziej przekonujących gatunkowo projektów zawierających temat opętania, powstały w ostatnich latach.
Pomysł stworzenia filmu na wzór reportażu połączonego z archiwalnym materiałem(?), nie wyszedł chyba nikomu na dobre, a już z pewnością widzowi, gdyż ten w niezbyt licznej grupie poczuje pełną satysfakcję. Może gdyby był to dwójkowy wieczorny cykl telewizyjny pt: ''Nieprawdopodobne, aczkolwiek zastanawiające'', oglądający miałby większą pociechę z poświęconego tematowi czasu. Tu nastawienie na horror Sparlinga było jednoznaczne. Widz miał podskoczyć nie raz, nie dwa, a zdecydowanie częściej…
Niejedna osoba liczyła na emocje sięgające zenitu, gdy tym czasem dostaje …wywiad. Największą zmorą filmu jest nagłe przerywanie mocnych scen (takie naprawdę istnieją!!!), rozmówkami – wspomnieniami do oka kamery. Gdy już skupiamy się na celu badań i uczestnikach ''gry z diabłem'', gdy już adrenalina ma prawdo poruszyć nasze mięśnie i zjeżyć włos, gdy już …błyskawicznie dochodzi do wyparowania niepokoju, który trzeba budować ponownie. Można powiedzieć, że napięcie filmu jest w …strzępach.
West, Wheeler, Gorman, Koep i cała reszta, opowiadają najważniejsze wydarzenie swojego życia, próbując nakreślić przed widzem jak najbardziej wiarygodny obraz niebezpieczeństwa jakie na nich czyhało ze strony samego …zła, a także jak ono odcisnęło się na ich umysłach. Młody Amerykanin tworzy archiwalne klisze (ma być jak najbardziej autentycznie), przez co chce nadać historii jeszcze większej powagi i realizmu. Lepiej by chyba na tym wyszedł, gdyby swój obraz osadził w typowych ramach fabularnych, pozbawił filmu formy reportażu i podkręcił grozę do granic możliwości. Mimo wtórności wątku opętania, śmiało wyszedłby jeden z mocniejszych horrorów dekady. A tak, znów trzeba będzie czekać na coś godnego uwagi, co może, ale przecież nie musi, nieść ze sobą dreszczyk emocji.
Największym plusem ''The Atticus Institute'' poza oczywiście samym opowiadaniem, jest grana przez Rye Kihlstedt postać Judith. Aktorka pokazała całą gamę emocji począwszy od napadu amoku, szaleństwa, wściekłości, po manipulacje, spokój, czy nieobecność (tzw. sto twarzy), a także mroczny, przeszywający i demoniczny wzrok. Jej spazmatyczna gra ciałem jest wręcz perfekcyjna. Reszta ekipy sprawiała wrażenie w miarę poprawnie przygotowanej do swoich ról.
Reasumując, mimo iż tym razem kamery nie irytowały swoim found footage’owym stylem, bo były bardziej ''zakotwiczone'', to żonglowanie konwencją, średnio się udało. Film angażuje, ale nie straszy. No cóż, bywa, dlatego sprawiedliwym będzie gdy dam 5/10.
''Z diabłem się nie gra, a jeśli już musisz, to upewnij się, że on nie ustala reguł gry''