Film Pawła Cholewa jest średnio udanym remakem filmu Różewicza "Westerplatte" z 1967 roku i niczym więcej. Chyba 70 proc scen w tamtym filmie jest bardzo podobna do "Tajemnic Westerplatte". Przede wszystkim skopiowano tu w 100 procentach pomysł scenarzysty "Westerplatte" Jana Józefa Szczepańskiego - pokazania wyłącznie obrońców placówki, Niemcy są tylko majaczącymi wśród drzew sylwetkami. Są oczywiście te kontrowersyjne motywy: załamanie się Sucharskiego, rozstrzelania (tak jakby przypadkowe) dezerterów.
Efekt tego wszystkiego jest delikatnie mówiąc dość średni, bo też Cholew to jednak jak na razie nie klasa Różewicza i Szczepańskiego i film ma bardzo wyraźne mielizny reżyserskie i scenariuszowe, a aktorstwo polskie od 1967 roku poczyniło ogromy krok do tyłu.
Mimo zapowiedzi o ogromnych kontrowersjach i "tajemnicy" to tak naprawdę, podobnie jak u Różewicza, film jest ciekawie prowadzoną obroną majora Sucharskiego – człowieka wiedzącego od samego początku, że obrona jest bez sensu (teza ta historycznie jest fałszywa) , a w dodatku ciężko chorego i ukazaniem kapitana Dąbrowskiego jako dość naiwnego oficera i szaleńczego fanatyka.
Ogromnym minusem są „didaskalia”: animacja komputerowa - pancernik Schleswig-Holstein - to tragedia, trzeba było podobnie jak w innych przypadkach skopiować Różewicza, który posłużył się dokumentalnymi zdjęciami.
Można zrozumieć, że zabrakło pieniędzy na coś bardziej realistycznego, ale na przykład trudno zrozumieć dlaczego scenograf, chyba jest za to odpowiedzialny Alan Starski, który już po raz drugi robi ten "numer" (poprzednio w "Katyniu") używa menażek polskich z lat 80 jako menażek z okresu 1939 co niestety widać, słychać i czuć. Te nieszczęsne menażki to zresztą nie jedyna „przewina”. Atakujący obrońców Niemiec absurdalnie posługuje się pistoletem maszynowym MP40, z niektórymi mundurami jest również coś nie tak itd.,itp. Nie bardzo rozumiem, jak można było do tego dopuścić zwłaszcza, że w samy filmie grają ludzie, którzy dość dobrze znają się na „barwie i broni” :). Paradoksalnie również w tym ten film jest podobny do filmu Różewicza, który także zawierał dużą ilość błędów scenograficznych. Ale Różewicz nie miał akurat pod tym względem takich możliwości i wiedzy jaką powinien mieć Cholew.
Zapewne duży odsetek widzów nowego "Westerplatte" to ludzie, którzy interesują się uzbrojeniem i wyposażeniem żołnierzy polskich w 1939 roku i oczekują od takich filmów wyjątkowej dbałości o szczegóły, dla nich to „bezhołowie wyposażeniowe” jest nieprzyjemnym zgrzytem, w filmie który jednak da się obejrzeć i który warto obejrzeć.