Moim zdaniem powinni zrobić po prostu dość ścisły remake "Westerplatte" Różewicza. Z widowiskowymi bitwami, dobrymi efektami specjalnymi, wątki moralno-filozoficzne na drugim palnie, żeby nie nudziły, bez kontrowersyjnych wstawek obrażających honor żołnierza Wojska Polskiego, na które ani nie ma czasu, ani miejsca w takim filmie. I tyle.
Poprzez remake'y kino się nie rozwija. Westerplatte to tak szeroki temat, że może powstać wiele filmów na ten temat, które nie będą bazowały na tym samym scenariuszu.
Jedyne, co bym zmienił w fabule w stosunku do Różewicza, to dłuższy wstęp. W starym filmie pierwszy strzał pada chyba gdzieś po 15 minutach, to zdecydowanie za wcześnie.
bez przesady to jest kino wojenne a nie thriler czy co tam jeszcze, nie przepadam za długimi wstępami lub przerywnikami którę wytracają widza z akcji
A co ma thriller do długich wstępów???
Ja też nie lubię, gdy coś zaczyna się dziać dopiero w połowie filmu, ale jednak postacie są bardziej przekonujące, gdy dowiemy się o nich czegokolwiek sprzed wojny, tudzież sprzed bitwy. Na przykład "Helikopter w ogniu" - tam było optymalnie. Co innego "Szeregowiec Ryan", który właściwie zaczyna się od ostrej jatki, ale lepiej, jeżeli jesteśmy od razu rzucani na głęboką wodę, niż po zbyt krótkim wstępie. Gdyby tych pierwszych piętnastu minut w filmie Różewicza nie było wcale, a postacie poznawalibyśmy już w ogniu walki - wtedy w porządku. A tak to: zaczyna się spokojnie, od rozmów, myślę sobie: zobaczę, jak wyglądało życie na Westerplatte przed wojną itp., nastawiłem się po prostu na dłuższy wstęp, skoro nie ma walki od samego początku. A tu nagle: strzały. Wtedy przez głowę przebiega mi tylko jedna myśl: już? Tak szybko?