Choć nie jest to mój ulubiony gatunek obejrzałam z przyjemnością! Choć nie są to nawet moje ulubione filmowe lata, z tamtych czasów lepiej ogląda się, stanowczo, filmy czarno-białe. Kevin Spacey w filmie to jest to, co lubię, dla mnie mógłby występować dosłownie w każdym po kolei, niezależnie od gatunku, no facet po prostu rozbraja każdą swoją minką... Kimka Basingerka - właściwie dobrana do roli. Russel pewnie też, choć do moich ulubieńców się nie zalicza. Młody wilczek zyskuje z upływem akcji, ku zaskoczeniu, coraz większą sympatię... Miło czas można spędzić, w napięciu i niepewności, polubić kilka postaci... Przełknęłam bezboleśnie te kilka zaledwie oczywistości. A na koniec przez przypadek odkryłam, że autorem książki wg której powstał scenariusz jest ten sam człowiek który napisał Czarną Dalię. Może by tak teraz jeszcze przeczytać? Oczywiście obie :)