Zwykle siedzę przy komputerze wieczorną porą, owego dnia postanowiłem odejść od pudełka, odejść od konsoli i pooglądać telewizję. Nie mam satelitarnej bo i tak nie potrzebuję - więc wybór padł - włączyłem film - fajnie się zaczyna, tajny bombowiec, kradną pociski atomowe. Myślę, będzie fajnie. Może spadną gdzieś ?
Z każdą minutą filmu moja ocena spadała, od 8/10 w początkowych minutach do 2/10 przy końcu.
Całe zło zaczęło się, gdy żołnierzyk jakimś rewolwerem od strażnika z pustyni zestrzelił wojskowy śmigłowiec. Później było tylko gorzej, film stał się na tyle żałosny, że czekałem aż wreszcie Travolta go zastrzeli. Jak bardzo marzyłem, by pani strażnik spadła martwa w dół kopalni, by pana żołnierza coś uderzyło, coś wreszcie zabiło.
Ale nie, oboje byli, jak każdy wiedział od początku, nieśmiertelni i niewidzialni. Ocieranie się ciałem o kamienie na torach kolejowych ? Czemu nie, te tory były wyjątkowe - nie urywały nóg lecz zrywały naskórek. Ucieczka podziemną rzeką przed eksplozją nuklearną ? Łaj not. Ta woda była wyjątkowa, promieniowanie jej nie zagroziło.
Pod koniec było coś w stylu Rocky. Kobieta rzuciła gościowi młotkiem w głowę, po czym ten padł martwy na ziemi. Kilka minut później pokaźnej wagi mężczyzna kilkukrotnie uderzył łomem żołnierzyka, ten po chwili wstał i kolejne kilka minut później skakał wesoło po zgliszczach zniszczonego pociągu.
Do tego tłumaczenie tytułu - "Broken Arrow" - Tajna broń. Gdy jeden z komandosów mówił o kryptonimie złamana strzała nie wiedziałem, że taki tytuł ma cały film.
Drugi film na Polsacie z tego dnia był dużo lepszy.