Tamte dni, tamte noce

Call Me by Your Name
2017
7,6 133 tys. ocen
7,6 10 1 132753
7,7 75 krytyków
Tamte dni, tamte noce
powrót do forum filmu Tamte dni, tamte noce

Widziałam film przedpremierowo na American Film Festival. Tytuł przeze mnie mocno wyczekiwany. Zajarana klimatycznym zwiastunem liczyłam na wiele. Niestety seans był dla mnie nieco rozczarowujący.
Piękne krajobrazy włoskiej prowincji, żar lejący się z nieba, wieczorne kąpiele, leniwe popołudnia, jedzenie soczystych brzoskwiń... Napisałabym, że to kino doznań. Pod tym kątem film jest doskonały. Ja liczyłam jeszcze na historię, która mnie poruszy. "Call me by your name" to zmysłowa i ujmująco opowiedziana historia letniego romansu, inicjacja młodzieńca z inteligenckiej rodziny. I tyle. Żadnego konfliktu tragicznego, poza wizją rychłego końca romansu. Uczucie kwitnące w cieplarnianych warunkach. To nie Moonlight, gdzie losy Chirona tak poruszały. Mnie mimo świetnego aktorstwa Timothy'ego Chalameta i Armie Hamera losy ich bohaterów niewiele obeszły. To niestety banalna historia, którą szybko się zapomina, choć w bardzo ładnej oprawie.

ocenił(a) film na 6
Ginette_L.

Wprawdzie film jeszcze przede mną, jednak historia jest mi znana, ponieważ jestem świeżo po przeczytaniu książki. Ponoć fabuła zostało mocno spłaszczona w filmie, ale może to i lepiej zobaczymy. W każdym razie z przedstawioną wyżej "wadą" filmu nie mogę się zgodzić. Brak do znudzenia powielanych klisz gejowskiego kina traktuję jako powiew świeżości, co jest niewątpliwą zaletą. Widzowie kina LGBT właśnie na takie coś czekali, być może z punktu widzenia niektórych osób zwłaszcza hetero może wydawać się banalne i nudne jednak dla nas jest wytchnieniem. Jestem zmęczony "obowiązkowością" motywów emancypacyjnych, homofobicznych gejowskiego kina, gdzie niemal w każdym filmie geje muszą rozbijać związki hetero, unieszczęśliwiać kobiety oraz walczyć z homofobami.. Z mojego punktu widzenia to wielki atut, że w Call Me By Your Name tego nie ma. W zamian za to jest historia pierwszej miłości. Coraz częściej mam ochotę właśnie na takie kino wykastrowane z homofobii, pozornie lekkie, a jednocześnie emocjonalne :)

ocenił(a) film na 7
mike__25

Wszystko zależy od perspektywy :). Dzięki za opinię, pokazałeś mi to z innej strony. Myślę, że faktycznie dla społeczności LGBT Call me by your name może być filmem ważnym i przełomowym. Ja do niej nie należę, więc niezbyt wiele wniósł do mojego życia. Nie miałam też z kim (w sensie bohaterów) się utożsamić. Film jest dla mniej w pewnym sensie apoteozą zmysłowej greckiej miłości (z całym kulturalnym tłem), a heteroseksualne kobiety są w nim czymś na kształt marnego substytutu.

użytkownik usunięty
Ginette_L.

Bardzo się zgadzam z tym, co zostało tutaj napisane. Spora część filmu to głównie piękne krajobrazy i zafascynowanie głównego bohatera postacią graną przez Hammera. Tak naprawdę to ostatnie minuty filmu uratowały go przed tym, bym nie dał mu oceny 6, więc dałem mu 7 głównie dzięki ostatnim scenom i monologowi Michaela Stuhlbarga. Można powiedzieć, że końcówka jest naprawdę poruszająca, ale cały film trochę taki jakby o niczym. Gdyby nie homoseksualny związek, to CMBYN przeszłoby bez większego echa, a że o homoseksualistach? To musi być o nim głośno. I zgadzam się, że brakuje mu całkiem sporo do "Moonlight".

ocenił(a) film na 7

Tak końcówka jest poruszająca (monolog + piosenka Sufjana Stevensa), ale dla mnie też nie do końca odkrywcza. Właśnie najbardziej wkurzała mnie w tym filmie ta idylliczna i komfortowa sytuacja bohaterów. Wiem, że miała to być piękna historia letniego romansu. Ale kombinacja: piękni, młodzi, oczytani, utalentowani + gorący romans + otwarci, kochający rodzice + wszystko piękne wokół, a na dokładkę dziewczyna, której na dobrą sprawę mydlono oczy, ale wyciąga rękę i pociesza opuszczonego kochanka. Coś mi się wydaje, że zazwyczaj nie wszystko tak nam sprzyja.

użytkownik usunięty
Ginette_L.

Nooo właśnie, zbyt kolorowe i piękne to jest, by było prawdziwe :D

ocenił(a) film na 7

Mam identyczne odczucia po obejrzeniu tego filmu. Dla mnie film, żeby uznać za udany musi posiadać ciekawą, wciągającą fabułę, tragiczny konflikt i jakieś przesłanie. W tym filmie tego zabrakło. Nie było też czuć chemii pomiędzy parą głównych bohaterów. To co widać było na ekranie bardziej wyglądało na relację przyjacielską a nie miłosną. Piękne zdjęcia, piękna muzyka, ale poza wzruszającą końcówką nudy.

użytkownik usunięty
pacyfista4

Brak tej chemii między bohaterami raził, to prawda :D

ocenił(a) film na 6
pacyfista4

Cieszy mnie, że coraz więcej osób zwraca uwagę na brak chemii między Elio i Oliverem, co oznacza, że jednak jest coś na rzeczy i nie oślepłem w czasie seansu ;)

ocenił(a) film na 7
pacyfista4

Naprawdę nie wiem skąd tak pochlebne opinie dotyczące tego "dzieła"? Czy współczesny widz jest tak mało wymagający, czy tak łatwo daje sobie wmówić, że coś co jest przeciętne jest wybitne?