Bertolucci zrobił to milion razy lepiej (Ukryte pragnienia). Włochy, lato, grupa przerasowanych intelektualistów o artystycznym zacięciu i piękna, młoda dziewczyna... No własnie, nudno bo dziewczyna.
Sorry ale u Ivory'ego nie czułam miłości. Nic poza krótką i intensywną fascynacją fizyczną. Film ma pretensje do wyjątkowości, bo apoteozuje związek homoseksualny. Moim zdaniem wyjątkowy nie jest. Chyba, że w swoich odwołaniach do antyku i aluzji do związków mężczyzny z chłopcem.
Mimo wszystko - brzoskwiniowa scena i jej puenta - rewelacja. Niestety masakruje ją końcowy monolog tatusia, który innymi słowy mówi: "zazdroszczę ci, synu wyjątkowego związku z wyjątkowym człowiekiem... A ja się ciągle męczę z tą starą krową - twoją matką"... Tak to odebrałam. Bez obrazy