Niektóre filmy trwają 3 godziny, nawet więcej a nie nudzą. Nie mówię tu o Tolkienowskich ekranizacjach, ale o ambitnych filmach z oganiczeniem cięć montażowych. Film Wajdy nie broni się. Fabuły starcza na krótkometrażową etiudę studencką na zaliczenie semestru. Kółko wzajemnej adoracji napędzą się, a nikt z aktorów złego słowa nie powie. Co z tego...wielki "Mistrz" a pustka w kinach...
Postaram się być adwokatem diabła (bo swoją opinię o tym smutnym, marnym filmie już wyraziłem): pożywki dostarczały trzy źródła, wyszły z tego powiedzmy trzy warstwy narracyjne i gdyby tylko jakiś reżyser na poziomie miałby pomysł i umiejętności, jak to dobrze zrobić - to mógłby z tego powstać całkiem udany, innowacyjny w swej budowie film krótkometrażowy. Więc może nie "o 60 minut za dużo", ale raczej własnie na "niecałe 60 minut". Mówiąc "etiuda studencka" masz może na myśli sam iwaszkiewiczowski Tatarak, ale pamiętajmy, że był tu jeszcze materiał od Jandy i Marai.
Tyle w obronie. A gdyby to nawet miało być tylko 25 minut - to i tak by to Wajda zniszczył, popsuł, podziurawił i wreszcie zgubił. Za wysokie loty dla niego. Od lat za wysokie na cokolwiek...