A mianowicie podobało mi się przeplatanie życia realnego z życiem stworzonym przed kamerami, wyimaginowanym, napisanym, wyreżyserowanym. Mamy tutaj do czynienia z niesamowicie osobistą sprawą, z osobistym przeżyciem filmu przez aktora grającego głowną rolę. Jak bardzo to co próbujemy pokazać za pomocą kamer zbiega się z życiem poszczególnych osób. Jak bardzo historia wymyślona może wpłynąć na osobę, która wciela się w postać, przenosi tę postać do swojego domu, pokoju, identyfikuje się z nia, jak bardzo prywatne życie ma wpływ na powstające kino i jak bardzo kino ma wpływ na życie realne. Janda przeżywała tutaj dwie historie, dwie jednakowo realne, jednakowo jej. Wajda jakby wprowadził prawdziwą aktorkę, z prawdziwym życiem do sceny jakby na chwilę, na moment.
Nastąpiło też oddzielenie opowiadej historii o której z góry było wiadomo, że to nie dzieję się na prawdę, że to tylko aktorzy grający swoją rolę. Jednak za kulisami, gdzieś gdzie wcześniej kamera nie dochodziła równie mocno przeżywa się życie. Że ten film istnieje poza kamerami. A życie prywatne nie jest wycięte.