Najpierw krótka uwaga:
Monodramatyczna warstwa Jandy oczywiście na najwyższym poziomie; prosta, mocna, piękna. Ale po pierwsze nie uratuje filmu, po drugie w ogóle nie jest tam po to, by cokolwiek ratować, po trzecie Wajda nie miał czego tam spieprzyć.
A teraz do rzeczy:
Tatarak jest bardzo marny, choć do wytrzymania (ocena 4/10...). Wajda z niczym sobie nie radzi: lepi film z kawałków, a sklejać nie umie, całość nafaszerowana żenującymi w swej nieudolności scenami, które wołają o pomstę do nieba, a to, co zostaje, uzupełniają zwyczajne błędy logiczne. A Iwaszkiewicz się w grobie przewraca.
Nie każdy reżyser może kręcić "do końca". Czasem trzeba wiedzieć, kiedy odejść. Ten moment dla Wajdy przyszedł już bardzo dawno. Ale ten zadufany przemądrzały smutny człowiek postanowił nas męczyć dalej - i klepie film za filmem, jeden gorszy od drugiego. Tatarak nie jest wyjątkiem, przeciwnie, niestety, wznosi wajdowską marność na jeszcze wyższy poziom...
Bruno
PS Jeśli to producent zmusił Wajdę do obsadzenia Pawła Szajdy, reżyser powinien powiedzieć "pier...olę, nie robię". Jeśli to pomysł Wajdy - to Janda powinna powiedzieć "pie...olę, nie gram". Nie wiem, czyj to jeszcze mogłbyć pomysł...
Filmu nie oglądałam, więc dyskusji merytorycznej nie podejmę, ale jeśli chodzi o Pawła Szajdę, to Krystyna Janda w wywiadzie udzielonym dziennikarce tygodnika Polityka (Polityka nr 17) broni wyboru tego aktora. K. Janowska mówi wprost, że aktor grający Bogusia ją irytował, na co Janda odpowiada, że "Paweł Szajda ma charme, jest dobrze wychowany, jakby przedwojennie, trudno było znaleźć chłopca, aktora o takim klimacie wewnętrznym". Dalej opisuje cały proces wyboru aktora do roli Bogusia, gdzie najpierw na zdjęcia próbne zaproszono około 40 młodych polskich aktorów i żaden im nie pasował ("...wszyscy grali, chcieli mnie uwieść. Za każdym razem brakowało niedopowiedzenia, tajemnicy. Zawsze było coś nie tak"), potem postanowiono, że będzie to ktoś "obcy" (szukano w Rosji i na Ukrainie), aż zaproszono na zdjęcia próbne Pawła Szajdę, który przyjechał z Ameryki. Paweł spełnił ich oczekiwania, Wajda się nie wahał, Krystyna Janda również wypowiada się o nim jako o aktorze bardzo ciepło - według niej, dzięki osobie Pawła Szajdy film nie jest "jednowymiarową opowieścią o romansie starzejącej się, zmęczonej i rozczarowanej życiem pani z młodym chłopcem". Tyle Janda. Jak już wspomniałam, nie oglądałam filmu, więc nie mogę powiedzieć, czy według mnie ma ona rację, czy jednak aktorstwo Pawła Szajdy faktycznie jest irytujące, jednak, jak widzisz, to nie było tak, że ktoś komuś narzucał jego obsadzenie w filmie. Zarówno Wajda, jak i Janda są przekonani, że ten wybór był dobry.
Przecież, po pierwsze, to jest towarzystwo wzajemnej adoracji, po drugie - cóż innego mają mówić po fakcie? Na prawdę uważasz, że nie ma w Polsce aktora, który by mógł zagrać tę rolę? (to jest pytanie retoryczne). I zagrałby ją o wiele lepiej niż ten cały Pawałek...
Żeby było jasne: problemem jest nie tylko dubbing (który irytuje i rozprasza niewyobrażalnie), co najwyżej zadowalająca gra, ale również jego fizjonomia, zwyczajne niedopasowanie aktora. U Iwaszkiewicza to nie był jakiś piękny laluś-wymoczek, jakim jest Szajda, tylko osoba o mocnych, charakterystycznych rysach (nos itd. - odsyłam do lektury).
To zresztą zupełnie inny problem: w noweli Marta opowiada o "wydarzeniu z przeszłości", a Boguś ma 25 lat. Teoretycznie mogło więc być między nimi około 20-25 lat różnicy. Tymczasem Wajda zrobił jakąś groteskę z różnicą >40 lat albo i lepiej.
Masakrycznych rozbieżności jest wiele, ale o jednej powinienem był napisać już w pierwszym poście: ostatnie dwa akapity noweli to jest bomba termojądrowa. I w sumie nawet mnie to nie dziwi, że Wajda nie wiedział jak się do niej zabrać.
Oczywiście, że zdziwiło mnie, że żaden z 40 naszych aktorów nie był na tyle dobry, by wcielić się w postać Bogusia. Słowa Jandy przytoczyłam po to, by pokazać, że ona ten wybór uważa za słuszny (z jakich powodów, to już jej sprawa, jednak brała ona udział w zdjęciach, które miały na celu wybór aktora, więc jej głos musiał się też liczyć, słowem - wydaje mi się, że ona broni go z przekonania, a nie dlatego, bo musi, bo już film jest na ekranach, bo nieładnie teraz krytykować reżysera, który ją obsadził w głównej roli, itd.). Nie jest jednak moją intencją obrona Wajdy, czy też Szajdy, bo naprawdę jeszcze nie widziałam filmu, nie mogę więc go oceniać pod tym kątem.
Domyślam się, że dubbing może irytować, o "drewnianym" aktorze nie wspominając i chyba oglądając film na niedociągnięcia aktorskie Pawła Szajdy będę zwracała szczególną uwagę (po tylu głosach krytycznych ciężko iść do kina z neutralnym nastawieniem).
Na razie jednak jestem na etapie psychicznego nastawiania się do jego obejrzenia ;) więc nie mogę podyskutować o Twoich merytorycznych zarzutach. Mogę tylko odnieść się do jednej rzeczy - jeśli chodzi o fizjonomię, to reżyser często obsadza w roli jakiegoś książkowego bohatera kogoś, kto ewidentnie nie pasuje do opisu z lektury. Dwa sztandarowe przykłady naszego kina - Helena z "Ogniem i mieczem" i Ligia z "Quo Vadis" (przede wszystkim u Sienkiewicza miały one ciemne włosy, a nie były jakimiś efemerycznymi blondynkami). Panie były ewidentnie dobrane pod kątem konkretnego, niezgodnego z oryginałem typu urody, a nie umiejętności aktorskich i w obu przypadkach było to dużym minusem dla filmu. Obawiam się, że w Tataraku też tak może być (w czym utwierdzają mnie opinie osób, które film widziały, w tym Twoja).