Moim zdaniem relacja Marty z Bogusiem pokazana została wyjątkowo powierzchownie, w filmie jest raptem kilka scen z ich udziałem - pozostawia to duży niedosyt. Nie czytałem książki, ale domyślam się, że jest w niej o wiele więcej treści w tym wątku. Równie kiepsko wyszło wplecenie "filmu w filmie" - rozbija to całość obrazu i powoduje, że widz szuka jeszcze innej płaszczyzny odbioru. Za dużo tu chwytów i udziwnień a za mało kina i gry aktorskiej - ten zarzut nie odnosi się do wątku Jandy, która opowiada o śmierci męża - to mocny punkt filmu.
Relacja Marty z Bogusiem jest przedstawiona "powierzchownie", bo jej fascynacja młodym chłopakiem nie wypływa z głębi jego osobowości, ciekawej struktury psychologicznej, lecz najzwyklej z młodego i pięknego ciała. Bohaterka często duma o przemijaniu, młodości i starości: "To musi być dziwne, mieć dwadzieścia lat". No i w dodatku sprawa nawet nie została skonsumowana. Już to gdzieś pisałam: niedosyt wątku stąd, że szybciej się skończyło niż zaczęło. Smierć nie w porę.