6,6 24 tys. ocen
6,6 10 1 24177
6,7 24 krytyków
Tatarak
powrót do forum filmu Tatarak

Krótko mówiąc - nierówny. Trudno się jednak dziwić. Na starość człowiek pierniczeje... No i strasznie się nudzi. A jak się nudzi, to myśli. A więc myśli, myśli... I jeszcze myśli. I tak, nareszcie jest - Eureka! Przychodzi pomysł, jak tu można jeszcze bardziej (po "Katyniu") udziwnić film.

Przepis jest taki: Bierzemy wypasione opowiadanko ("Tatarak") sprawdzonego gryzipiórka (Iwaszkiewicz). Nie mamy za dużo materiału, więc dorzucamy długi, jak najbardziej ckliwy, osobisty monolog Jandy, przyprawiamy kilkoma scenami z planu filmowego i tak oto jest! Nowe ARCYDZIEŁO na miarę Mistrza...

Dzieło zostaje szybko rozreklamowane przez wszystkie media, reklama non-stop na miesiące przed premierą. Janda, Englert i Wajda w licznych wywiadach pieją peany na swą cześć (żeby nie było - chyba tylko Wajda na swą własną, reszta docenia się wzajemnie naprzemiennie).

A faktyczny efekt? Widz najpierw przysypia (gdy Janda truje tyłek o raku swego męża), potem chwilowo zostaje pobudzony, gdy na ekranie Janda całuje się (z języczkiem?) z Szajdą, który - przyznaję - naprawdę ma niezły tyłek (apeluję o nominację do nagrody MTV w kategorii "filmowy całus roku" - serio, jest taka!), a potem "idealny scenariusz polskiego filmu" dopełnia się i wszyscy umierają. Hurra! Wychodzimy z kina pełniejsi, duchowo ubogaceni.


P.S. Nie wiem, czy będzie mi się chciało wdawać w jakieś ewentualne dyskusje, więc uprzedzając ataki ze strony fanów filmowych patologii, wyjaśnię pokrótce skąd wzięła się ironia w powyższej wypowiedzi:

0) Krytycy pozytywni doszukują się Bóg wie czego w pomyśle połączenia trzech różnych konwencji (monolog aktorski, dokument, film). Media prześcigają się w komplementach i prowadzą z twórcami rozmowy w takim duchu, jakby powstało jakieś nowe, przełomowe dla polskiej kinematografii arcydzieło.

1) Monolog Jandy jest strasznie ciężki, słuchając go czułem się przede wszystkim skrępowany i zażenowany. O cierpieniach swoich bliskich w tak bezpośredni sposób i tak "na gorąco" powinno się opowiadać wyłącznie swoim bliskim. Ja też mam rodzinę, ona też cierpi i nic nikomu do tego. Tak się nawet zastanawiam, czy to aby nie gorsze (moralnie) od tych Fronczewskich i Kondratów uprawiających aktorską prostytucję w reklamówkach. Rozumiem intencję - Janda musiała się oczyścić wewnętrznie, zdjąć z siebie chociaż część bólu po stracie ukochanej osoby. Ale tak się po prostu nie robi. Aktor ma misję i nie ma że boli. On jest dla widza, a nie widz dla niego.

2) Sceny z planu są jak ni przypiął, ni przyłatał do reszty. Żeby chociaż to były prawdziwe sceny z planu. Ale to są sceny ustawiane!

3) A najgorsze w tym wszystkim jest to, że... te kilka scen z Jandą i Szajdą to naprawdę prawdziwe perełki. Są zabawne, wzruszające, z iskrą namiętności, z prawdziwym ludzkim ciepłem i pięknem w czystej formie.

A więc po co było udziwniać? Po co mieszać konwencje? Każdy z tych elementów osobno miałby rację bytu, ale w połączeniu jakoś mnie rażą. Eksperyment? Moim zdaniem (tym razem) nieudany.