Właśnie obejrzałam. Czy komuś jeszcze przeszkadzały wątki autotematyczne? Mam na myśli momenty, w których p. Janda i p. Wajda czytają opowiadanie Iwaszkiewicza, wyreżyserowaną ucieczkę z planu, widoczną obecność ekipy filmowej. Motyw autobiograficzny do mnie trafił, zainteresował, przejęłam się, ale podkreślanie fikcyjności filmu, rwanie akcji, moim zdaniem szkodzi "Tatarakowi".
Otóż to. O ile to jej zwierzanie się w samotności, w pustym pokoju miało swoje przesłanie i naprawdę trafia, to ta jej wyreżyserowana ucieczka z rzeki i łapanie na stopa na moście było lekko irytujące. Tak samo właśnie z tym czytaniem Iwaszkiewicza na początku, później rozmowa z Englertem i przejście już do "właściwej" akcji. Chociaż ciekawie był pokazany związek męża Jandy z tym filmem- że dostała propozycję w momencie, gdy dowiedziała się o jego chorobie, że film czekał, a ona się zajmowała w tym czasie mężem. Gdyby nie jego śmierć, to film wyglądałby zupełnie inaczej. Lepiej? Gorzej?
To będzie truizm: gdyby nie choroba męża, w filmie nie było by tych kameralnych, teatralnych (pod względem konwencji przynależących bardziej do teatru niż filmu) monologów Jandy. Czytałeś/aś recenzję flmwebu? Fajnie tam stwierdzono, że nie była to klasyczna, drapieżna Janda. Zwykle gra bardziej "agresywnie". Tu była wyciszona. Pierwszy raz zobaczyłam ją z tej strony i zrobiła na mnie wielkie wrażenie.
Tak, tak! Rola Jandy totalnie różni się od poprzednich, rzadko można spotkać filmy, w których mówi z takim spokojem, tak delikatnie. Ma strasznie charakterystyczną barwę głosu i nawet lekko zaciąga, ale to właśnie składa się na jej aktorstwo, a w tych jej monologach mówi jak nie ona. No ale własnie dlatego jest to tak osobiste, z resztą myślę, że każdy albo prawie kazdy człowiek, po śmierci kogoś bardzo bliskiego, swoim wyciszeniem i spokojem robi duże wrażenie, bo swoją postawą tylko potęguje to "napięcie" po śmierci.
Myślę,że film byłby lepszy z cichymi monologami pani Krystyny.Dyskusje o filmie,"film w filmie",scena z ucieczką z planu były chyba niepotrzebne.
Tak,forma przekazu nietrafiona.Poza tym w "Tataraku" Marta nie jest chora na raka.Pan Andrzej próbował chyba rozbudować wątłe opowiadanie Iwaszkiewicza,bo tak naprawdę w Tataraku" Iwaszkiewicza jest materiał na dwudziestominutowy film.
Planuję to przeczytać. Znam inne utwory Iwaszkiewicza, liczne opowiadania ( "Panny z Wilka", "Matka Joanna od Aniołów", "Brzezina", "Nowa miłość", "Bitawa na równinie Sedgemoor", "Zarudzie", "Noc czerwczowa", "Róża" itd.), czytałam też kilka powieści ( najbardziej podobała mi się "Zmowa mężczyzn").
Być może rak bohaterki został dodany aby "zaciśnić" więzy między wspomnieniami p. Jandy a filmem. Dochodzi w ten sposób do owrócenia ról. Wcześniej zmagała się z chorobą bliskiej osoby, a teraz sama "choruje".
Ale z drugiej strony można pomyśleć, że zostało to wprowadzone dla zwiększenia "Ibsenowskiej" atmosfery domu (tak mówiono o nim na początku filmu).
Wydaje mi się też, że wpływ na całość miała także twórczość Tomasza Manna. Napisał opowiadanie o kobiecie przechodzącej menopauzę, która przeżywa fascynację młodym mężczyzną, chyba korepetytorem swego dorastającego syna. Według niej więź między nimi wpłynęła na odnowienie jej cyklu miesiączkowego. Ale myliła się. Miała raka macicy.
Ostatnim powodem może być to, że chciano pokazać męża- lekarza przy pracy i to, że w ich relacjach trochę brakuje ciepła i namiętności.
trzeba wziąć też pod uwagę, że doktor i doktorowa przeżyli straszną tragedię - stratę dwóch wspaniałych synów w Powstaniu, czy ktoś może sobie wyobrazić taką traumę??? ja nie.... stąd moze ten chód w relacjach małżeństwa, przecież oni są wciąż w żałobie!