to był bardziej jej film niż Wajdy. ciężko się do tego ustosunkować, jak dla mnie zbyt osobiste
przeżycia były obnażane wszystkim widzom, widocznie pani Janda potrzebowała takiej swoistej
terapii i "wygadania się" ale dlaczego wszystkim widzom?
Krystyna Janda najlepszą polską aktorką jest, bezsprzecznie. I mało na którym filmie uciekam się do łez, ale tutaj nie było innego wyjścia.
Nie wiem, czy zdecydowałabym się na ten 'ekshibicjonizm', gdybym była w jej sytuacji, bo można sobie mówić, co się chce - był to ekshibicjonizm i używasz dobrego nazewnictwa. Pytanie tylko, czy było to pozytywne, czy negatywne (choć słowo samo w sobie ma raczej wydźwięk negatywny)... Powtarzam, nie wiem, czy zrobiłabym to samo, co Krystyna Janda, może chciała otworzyć ludziom oczy na pewne sprawy... Mnie jej monologi bardzo dotknęły, bo w mojej rodzinie też była śmierć z powodu raka, stąd rozumiem jej sytuację... Bardzo bolesne i wyraziste były słowa lekarza, przytoczone przez p. Jandę: 'Jeśli będzie mu pani wlewała co minutę łyżkę wody do ust, to go pani nawodni'... obraz choroby nowotworowej i tego, co robi z człowiekiem. Film był wzruszający, ale nie umiem jednoznacznie ocenić postępowania Krystyny Jandy. Waham się też nad oceną filmu; odniosłam wrażenie, że film od początku kręcony był po śmierci Edwarda Kłosińskiego, bo historia Marty i Bogusia była tylko tłem, i jako film sam w sobie byłby dość... marny.