Sielanka a'la Jan J. Kolski o śmierci Edwarda Kłosińskiego. Przyjemny psychoakustycznie
dysonans...
I znowu wraca zaduma nad kondycją filmu polskiego; śmierć nie smuci, Janda zamiast
grać postać czyli siebie, gra aktorkę, która gra Jandę. Przedziwna kobieta. Zdjęcia bardzo
ładne, niektóre kadry przycięte z krawiecką precyzją, aż śmieszą, bo po co. Film za krótki jak
na taką żonglerkę wątkami, przez co żaden z nich nie przekonuje.
Jak ktoś lubi patrzyć (sic!), to polecam, bo ładny. Ale rozłazi się, jakby Wajda reżyserował
niedaleki rozkład swojego organizmu (pardon).