Trochę rozczarowujący film, bardziej dramat niż komedia. Śmiechu trochę, ale więcej zadumy nad bezsensownymi poczynaniami życiowymi bohaterów. Pokazany buhaj rozpłodowy, 3 partnerki, 3 synów (Dorociński daje radę jako "andrzej wilk"), typiara co szuka bolca, bo jej facet nie zaspokaja ("WANDA") i pokręcona psychiatra, która sama potrzebuje pomocy, nakręca się lekami psychotropowymi i pali trawę. Parę dobrych scen, ogólnie można obejrzeć, jak ktoś się nudzi. Dziwią mnie oceny i zachwyt krytyków, chyba oglądamy inne filmy. Oczywiście, w filmie alkohol musi się tu lać strumieniami, co jest bardzo smutne, bo mamy naród patusów i alkoholików (nie piję od 2018 r., wcześniej wpadały 2 piwa tygodniowo, wóda raz na kilka lat i też nie za dużo, więc jak na polskie warunki zawsze byłem abstynentem). Trudno, trochę na tym oparty jest zamysł w tym "dziele", że zamiast in vino veritas (po winie wychodzi na jaw prawda), parafrazując in bimber lies the truth. Totalnie nierealistyczne, że typiara 2x lat by poleciała na "andrzeja wilka" i jeszcze zostawiła go z bachorem, wydumany happy end (za pożar i zagrożenie czyjegoś życia to by obaj bohaterowie nie wyszli z pudła przez naście lat). Ogólnie, film nie jest zły, nie jest wybitny. Do szybkiego zapomnienia. Najbardziej denerwuje mnie kalka z TARANTINO, żywcem skopiowana scena z "Bękartów Wojny", gdy do stołu pochodzi HANS LANDA, a SHOSHANNA ma pełne portki. Tu to samo, pojawia się dorociński i ostaszewska już w strachu, narasta nerwowa muzyka. Oklepany trik.
Skoro nasze społeczeństwo to "naród alkoholików" to jak najbardziej temat bimbru tu pasuje. Film pokazuje gorzką prawde o ludziach w zabawnej, lekkiej formie. Jednsk w dalszym ciagu to komedia a nie film dokumentalny, wiec nie dziwi mnie przerysowanie niektórych scen. Nie wiem gdzie tu podobieństwo do Bękartów Wojny, totalnie nie ten klimat. Z ciekawości- jaka komedia w takim razie panu sie najbardziej podoba?
Mamy niestety naród wyniszczony przez najeźdźców, Rosjanie i Niemcy celowo wyeliminowali inteligencję. Jak gadam z ludźmi, to często się czuję, jakbym rozmawiał z przedszkolakami, nic nie wiedzą, ani o swoich organizmach, ani o świecie. Co do filmów: Bareja - wszystko prawie, nienachalny humor sytuacyjny, inteligentny. Współczesne kino to często "humor" na zasadzie: "nachlali się, pobili i podpalili"- no, boki, zrywać normalnie. Tak samo "śmieszne" są filmy Vegi (pato-produkcje), a widownia wiwatuje i chichocze. Warto zobaczyć prawie wszystko spod znaku "Latającego cyrku Monty Pythona", ale to jest humor dla elity, większość nie zrozumie w ogóle, o co tu chodzi. Udany jest "How High", ale to specyficzny film i ludzie mają straszny ból dupy, nie rozumieją, że to pastisz i satyra.