PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=123698}
5,6 19 tys. ocen
5,6 10 1 19458
3,6 10 krytyków
Tekken
powrót do forum filmu Tekken

Stworzenie dobrej gry-nawalanki wymaga jedynie dopracowania ruchów i wyglądu
postaci - fabuła może w niej wcale nie istnieć. Stworzenie dobrego filmu na podstawie
nawalanki wymaga dopracowania charakterów postaci i sklecenia fabuły która
skumuluje jak najwięcej walk, rozmieści je rozsądnie po całej długości filmu (tak by film
nie wyglądał jak youtube'owa playlista) i pokaże w taki sposób by każda z nich czymś się
różniła nie zapominając o punkcie kulminacyjnym. "Tekken" to kolejna próba podjęcia
się tej misji niemożliwej.

Fabuła gier nie jest mi znana - "Tekkena" znam z trzeciej odsłony, gdy nie mając czasu
ani drobnych oglądałem kilka walk pokazowych na automacie. Ponoć jakaś istnieje, jest
niezła i mówi coś o chorych relacjach rodzinnych zahaczających o wrzucanie dzieci do
wulkanu - nigdy w ten temat nie wnikałem.

Fabuła filmu jednak mnie zaskoczyła. Tak, jest to kolejna wariacja na temat turnieju walk
("Wściekłe pięści", "Krwawy sport", czy "Quest") i wielkich rozgrywek decydujących o
losach świata ("Death race", "Rollerball", "Spartakus - Krew i piach", czy niedawne i nie
wiedzieć czemu aż tak popularne "Igrzyska śmierci"), jednak jest całkiem dobrze
poprowadzona (przynajmniej w pierwszej połowie), czego po ekranizacji gry bym się nie
spodziewał. Mamy świat podzielony między siedem korporacji, rządzony twardą ręką
przez ród Mishima. Co roku korporacje wysyłają swoich zawodników do turnieju żelaznej
pięści, licząc na zwycięstwo i przejęcie pieczy nad tym sojuszem. Ósmego zawodnika
wybierają spośród ludu, aby dać mu złudną nadzieję że mogą mieć wpływ na rządy. W
tym biednym świecie na granicy prawa żyje Jin, który przez splot niefortunnych wydarzeń
będzie musiał stanąć do walki i to nie tylko z zawodnikami.

O ile jednak droga jaką przeszedł Jin nim dotarł na turniej jest w miarę ciekawa, o tyle to
co się dzieje na turnieju jest już gorzej dopracowane. Pozakulisowe wydarzenia turnieju
są zanadto przerysowane, a co gorsza są udziałem mniej krwistych postaci. Ludzie w
barze, hakerzy, niedoszły zawodnik, czy wreszcie sami Jin, Christie i przede wszystkim
Steve Fox zachowują się naturalniej. Pozostali zawodnicy i Mishimowie to sztywne,
jednowymiarowe figury, które znalazły się tam tylko by zapełniać ekran i być po kolei
eliminowana. Specyficznym elementem historii są powiązania rodzinne, które w
"Tekkenie" dobijają do iście telenowelowych standardów. Na tym tle nawet te drobne
rysy charakteru głównych postaci gdzieś ulatują.

Najważniejszym jednak elementem filmu na podstawie "Tekkena" powinny być walki, a
te są niestety nierówne. Przez dość długie wprowadzenie (pozwalające się bardziej
zaangażować w historię) mniej czasu zostało przeznaczonych na same sceny walk.
Najlepiej zresztą wypadają te pierwsze walki - walka kwalifikacyjna, walka Eddy'ego oraz
Chrstie vs Nina). Wiele walk jest zbyt krótkich i mało rozbudowanych (np. walka z
Yoshimitsu), część jest też kiepsko rozwiązywana (znów Yoshimitsu). Co gorsza ten
zarzut tyczy się również finałowej walki - krótkiej i do tego wspomaganej małym
zamieszaniem. Lekką rekompensatą za czas trwania walk może być ich ilość, bo oprócz
walk Jina pokazano też kilka starć zawodników drugiego planu.

Jak na turniejowy film "Tekken" jest całkiem dobrym kinem. Jest jakiś powód do starć,
jest kogo na ekranie śledzić i jest też całkiem ciekawe tło całego turnieju. Niestety
najlepsze swoje atuty "Tekken" odsłania na początku, przez co finał rozczarowuje. To nie
klasa "Mortal Kombat", czy "Krwawego sportu", ale wypada lepiej niż "DOA". Dla
amatorów dwóch wcześniej wspomnianych schematów - turniejówek i igrzysk
ustalających porządek świata.
2/5