Trzeba było zachować Arna zwłaszcza że to nie koniec jego przygód. Znajomy z Norwegii zachwalał film i miałem ściągnąć pirata, ale skoro wchodzi do kin to chyba się wybiorę.
Hańba. Po pierwsze jest bardzo dziwne ze nie mogę założyć nowego postu tylko się muszę dopisywać, ale może to tylko jakiś bug a nie zakulisowe działania Kino Światu.
Ale do rzeczy:
"No i wreszcie doczekaliśmy się chwili, gdy dystrybutor uznał, że można wyemitować w Polsce film o losach Arna Magnusona. Ale czy to na pewno ten sam film którym zachwycał się Kolega Miś dwa lata temu, gdy obraz miał premierę na Północy i którym ja się zachwycałem oglądając jego wersję DVD na komputerze?
hmmm już tytuł na plakacie powinien dać mi trochę do myślenia: "Templariusze. Miłość i krew"... no ale chciałem skonfrontować wersję z 19-calowego monitora z obrazem z wielkiego ekranu.
Z kina wyszedłem z mieszanymi uczuciami. To co leciało w polskim kinie przypominało raczej bajaderkę z "Arna". Skrócone sceny, wywalone fragmenty, w których narrator wprowadzał w kontekst historyczny, zaburzona chronologia oraz prawie żadnych fragmentów z dzieciństwa Arna Magnusona. Dziwnym trafem wyleciało większość fragmentów które dobrze świadczyły o klasztorach i chrześcijanach, a została jakaś anty-klasztorna agitka. Poza tym wycięcie wielu scen spowodowało że nie wiadomo dlaczego Swerkerydzi nienawidzą się aż tak Arna i Cecylię. No i ostatnie, choć nie najmniej ważne: brak pięknej sceny śmierci św. Eryka.
Różnice w wersjach filmu widać praktycznie od pierwszych kadrów na pustyni.
Na przykład w oryginalnej wersji mamy scenę jak Arn ratuje kupców na pustyni, a potem kamera przenosi nas prawie 25 lat wstecz do pustyni lodowej gdzie Arn spedza dzieciństwo.
A w wersji polskiej mamy po walce na pustyni scenę jak jakiejś kobiecie odbierają dziecko zaraz po porodzie.
Na szczęście po przyjeździe z kina mogłem sobie włączyć wersję oryginalną i zachwycić się tym pięknym obrazem. "
Tak proszę państwa to co nam zaserwował dystrybutor to mix-sklejka dwóch oryginalnych części.
Wczoraj byłem na tym w kinie...
Właśnie sam się zorientowałem, bo sobie obejrzałem trailer na YT.
Patrzę patrzę i oczom nie wierzę, PRZECIEŻ TEGO NIE BYŁO W FILMIE!
Czuję się oszukany, tak jakbym obejrzał tylko połowę filmu.
Podczas seansu coś mi nie pasowało, coś zgrzytało. Niby wszystko OK a jednak coś nie tak.
Dlatego dziś włączyłem trailer i BINGO.
Po czym od razu na filmweb, aby to sprawdzić a tu proszę twój post...
Ja nie obejrzałem wersji polskiej, i sądząc po komentarzach dobrze zrobiłem. Wersja skandynawska jest najwidoczniej o wiele lepsza od polskiej, na to wygląda że nie skuszę się nawet na zassanie tego z internetu.
Ja też wyłącznie obejrzałam wersję skandynawską i chyba dobrze, że nie poszłam do kina w Polsce, bo pewnie w połowie seansu bym wyszła z poczuciem bezsilności na polskiego dystrybutora.
A tak poza tym. Tytuł jak zwykle boski. Że też nie można było wymyślić czegoś bardziej durnego...