Tak określam ten film. Ostatnim, który wywierał na mnie takie emocje był
bodajże "1940", o kolesiu który toczył bitwę na muzykę na statku i to
nie była żadna komedia. Film jest arcydziełem. Parę momentów jest zrąbanych, ale przesłanie filmu jest ogromne dla tych, którzy czują piękno tworzenia muzyki i potęgę filmu niezależnego. Humor śmieszny i jak to tam niektórzy nazywają "klozetowy", ale taki ma być w tym filmie i wręcz nie widzę innego, który bardziej pasowałby do tego filmu. Fabuła głupia, ale film piękny + tony śmiechu.