Typowy przerost formy na treścią. Ma w sobie coś z klimatu „Wyścigu śmierci” i „Mad Max-ów”. Wydaje mi się, że podzieli los słabej trzeciej części. „Terminator” bez Arnolda i Jamesa Camerona to nie „Terminator”, to jak biała czekolada czy czekolada bez kakao. W roli Marcusa jakiś drewniany aktor. Zresztą cała historia nudna i mało interesująca. Jedna ciekawa akcja – ucieczka ciężarówką przed goniącym ją robotem ze sceną na moście. Potem latają, strzelają, ale nie ma to absolutnie żadnego wpływu na nikłe zainteresowanie widza przedstawianymi zdarzeniami. Film ten poza fotką Lindy Hamilton, kawałkiem Guns N`Roses i chwilowym pojawieniem się Arnolda ma niewiele wspólnego z oryginałem. Christian Bale zaliczył kolejny - po „Mrocznym rycerzu” – słaby występ. Jest ponury, nie ma w sobie charyzmy choćby Michaela Biehna. „Terminator 4” ogólnie rozczarowuje. Filmowa konfekcja i bazowanie na kontynuacji dla zarobienia kasy. Mam nadzieję, że następne części już nie powstaną.