Wróciłem właśnie z kina i jestem zadowolony. Nie jest to co prawda T1 albo tym bardziej T2 (to są LEGENDY!!! kina) ale nie oczekiwałem tego.
Film ma niezłe tempo, sceny akcji są znakomicie zrealizowane (rzygam już bourno-bondowym montażem), wybuchy są przepiękne (żadnego CGI!), muzyka trochę jest w tle (a szkoda). Całośc znakomicie sfilmowana.
Natomiast aktorsko Bale znowu przegrał! Powinien lepiej wybierać scenariusze bo to już trzeci film w którym przegrywa batalię o bycie tym pierwszym (TDK i zapewne Public Enemies). Wothtington ma po prostu więcej charyzmy. Yelchin także wypada bardzo dobrze.
Znakomicie przemycono kilka smaczków łączących ten film z poprzednimi - I'll be back, Come with me if you wanna live, czy wreszcie Arnold w całej okazałości (dlaczego Arnii nie chciał osobiście wziąć udziału! - to by mu ze 2 dni zdjęciowe zajęło; choć pewnie musiałby pakować żeby wyglądać tak jak 20 lat temu:D).
Czepiam się zakończenia - za optymistyczne (skoro to trylogia to można było zrobić coś mniej "happy"). To z obdzieraniem Connora ze skóry moimm zdaniem byłoby lepsze.
8/10 - liczę na dalsze części.
Co do Connora i jego "wyalienowania" - T1 jest w 2029 i wtedy Connor jest przywódcą. TS dzieje się w 2018.