Akcja, akcja, akcja… A co poza tym? Nic. Niby nie powinno sie wymagać od tego typu kina więcej, no ale bez przesady!
Marcus Wright – tajemniczy wróg/sojusznik. Na to przynajmniej się zapowiadało w zapowiedziach filmu. Niestety tajemnicy brakowało. Wszystko wyjaśniła już pierwsza scena, która po prostu jest zbyteczna. Czy widz wraz z Markusem nie mógł zgłębiać jego tożsamości z biegiem filmu? A tu już na samym początku filmu wiemy wszystko.
A John Connor to już w ogóle nieporozumienie. Jak mam kibicować postaci, która po ekranie tylko biega i strzela.
Brakowało mi w tym filmie typowych dla serii rozkminek na temat przyszłości ludzkości, "ducha w maszynie" itp. Niby po co to powtarzać (zwłaszcza, że z taśmy słyszymy w kilku scenach wywody matki Johna), ale czy zaszkodziłoby obrazowi McG kilka dialogów więcej. Obrazowi przydałaby się taka na przykład scena:
Connor i Marcus przed atakiem na centrum Skynet czekają w jakiejś kryjówce na nadejście świtu lub coś w tym stylu. CZekajac, starają się nieco bliżej poznać. Connor zmęczony całą tą wojną ma wyrzuty w stylu: "Nie prosiłem się o to! Myślisz, że sprawia mi przyjemność, jak ludzie pod moim dowództwem umierają?! Jest nas coraz mniej, a ja nie mam już sił...” Na to Marcus: Ja też się o to nie prosiłem. W ogóle nie powinno mnie tu być. Powinienem umrzeć 15 lat temu. Nie zasługuję na to, by żyć. A na pewno nie w tym świcie...” To tylko taki przykład, ale chyba wiecie, co mam na myśli.
A tak, to tylko akcja, akcja, akcja. I zero sympatii do jakiejkolwiek postaci. A wystarczyło go wydłużyć przynajmniej o kwadrans i zgłębić nieco głównych bohaterów. A finałowa scena transplantacji… lepiej nie komentować. Film oceniam na 4/10, bo oczekiwałem zdecydowanie dużo więcej, mimo iż z góry było wiadomo, jakiego typu będzie to kino.
Kolego... Tytuł mi się bardzo nie podoba, bo za Terminatora uważam pierwszą i drugą część. Twierdząc, że jest w niej tylko "akcja, akcja, akcja..." i że film jest "pozbawiony duszy" świadczy o tym, że tak naprawdę niewiele wiesz o terminatorach. "Ten typ kina" w wydaniu Camerona (czyli T1 i T2) to coś więcej niż tylko akcja... obejrzyj obie części i może zdołasz zrozumieć o co w tych filmach biega.
Co do T4:
brakuje kilku scen, to prawda. Zwłaszcza bitew między ludźmi a maszynami. Poza tym maszyny zachowują się debilnie, PG13 strasznie ogranicza sceny a zakończenie to po prostu dno.
"Connor zmęczony całą tą wojną ma wyrzuty w stylu: "Nie prosiłem się o to! Myślisz, że sprawia mi przyjemność, jak ludzie pod moim dowództwem umierają?! Jest nas coraz mniej, a ja nie mam już sił...” Na to Marcus: Ja też się o to nie prosiłem. W ogóle nie powinno mnie tu być. Powinienem umrzeć 15 lat temu. Nie zasługuję na to, by żyć. A na pewno nie w tym świcie...” To tylko taki przykład, ale chyba wiecie, co mam na myśli. "
A ja się nie prosiłem o takie denne dialogi i dzięki Bogu ich nie było.
Źle mnie zrozumiałeś. Może faktycznie, nie najlepiej sformułowałe tytuł. Czytelniej by było: "Film jak cyborg - pozbawiony duszy".
Nigdzie nie krytykowałem serii "Terminator". Sam uwielbiam te autorstwa Camerona.
A przytaczając tę "denną" scenkę, miałem na myśli tylko to, iż scenarzyści mogli chociaż w namniejszym stopniu skupić się na "psychologii" postaci. Bo stawiając tylko na akcję, zapomniano owych bohaterów jako tako nakreślić i są przez to strasznie bez wyrazu. Zwłaszcza postać Connora. Przez to rudno się wczuć w ich sytuację.