Ostatnio odświeżyłem sobie tą klasyczną serię i doszedłem do za*ebiście ważnych wniosków,
a najważniejszymi z nich są:
* nie doceniałem serii jako całości
* cała seria jest za*ebiście równa i już mówię dlaczego.
"The Terminator" & "Terminator 2: Judgment Day"
Zacznijmy od tego, że ten fenomen (jakimi okazały się dwa pierwsze filmy) zawdzięczamy nie Cameronowi, tylko całemu
sztabowi ludzi, których ten partacz miał pod swoją ręką - podobnie jak w przypadku Lego Lucasa przy tworzeniu
"Star Wars: Classic Trilogy"! Brutalność i bezkompromisowość dylogii wgniatała w je*aną glebę, zaś sceny takie jak:
* rozwałka na komisariacie policyjnym
* akcja na dyskotece
* wycinanie oka
* miażdżenie w prasie
* zdobycie ubrania od motocyklisty
* motyw z różami i ukrytymi pod nimi strzelbą
* zdjęcie skóry z ręki
* czy zniszczenie T-1000 - tylko potwierdzają za*ebistość tych produkcji, a nie zapominajmy również o genialnych
efektach specjalnych w dwójce, które po dziś dzień się ku*wa nie zestarzały! Tak, to były plusy, a teraz czas na minusy.
Cameron dał nieprzeciętnie dupy z tym, iż w jedynce wrzucił "dla jaj" motyw pętli czasu / paradoksu czasowego (Reese'a),
by w dwójce powiedzieć wszystkim "Pie*dolcie się - zmieniam zdanie co do tego!" i zamknąć temat stwierdzeniem, że nie
istnieje przeznaczenie - noż ku*wa twoja mać, czy masz ty (Cameron) ciulu rozum i godność człowieka*?!?! Takich rzeczy
się ku*wa nie robi! Tak więc pętla czasu w jedynce i zupełnie inne zakończenie w dwójce to są dzieła Camerona, natomiast
cała reszta została wymyślona przez jego zgraną ekipę i nie ma co do tego wątpliwości! W jedynce poza tą debilną pętlą
czasu to za bardzo nie ma się do czego przypie*dolić, natomiast w dwójce jest do czego, a konkretnie do zmienionej końcówy
względem poprzednika oraz przesadzonego szczeniaka Connora, który kozaczy ku*wa tak jakby należał do ekipy
"Niezniszczalnych" Sly'ego - nie kupuję ku*wa tego, bo to nie dość że jest groteskowe w ch*j, to na dodatek wku*wia jak sam
sku*wysyn! Sorry bardzo, ale gdyby nie osobisty robot tego małego gnojka, to by ten mały śmieć nie był takim twardzielem
i taka jest prawda (!).
"Terminator 3: Rise Of The Machines"
Kolejna wyku*wista po same krańce kosmosu część, która jest niesłusznie niedoceniana i gnojona. Niezawodny Arni, T-X będąca
godną następczynią T-1000, niesamowite efekty specjalne, no i niezapomniane sceny jak:
* "talk to the hand" (w barze z męskim striptizem jak i na stacji benzynowej)
* mano-a-mano w wykonaniu T-800 & T-X
* starcie na cmentarzu z zastępami policji
* czy niezapomniany pościg i zniszczenie dokonywanie przez T-X za pomocą dźwigu! Czego chcieć więcej?!?! Ta część ma na
prawdę mnóstwo plusów, a jedynym mankamentem do jakiego można się przy*ebać to jest nast. kwestia:
- Nie pamiętasz mnie?? Zniszczenie Cyberdyne, Hastalavista Baby?!
- To był inny egzemplarz.
- Co, to wy jesteście robieni taśmowo?! (właśnie o tym mówię)
- Dokładnie tak.
Przyznaję się bez bicia, że jest to jedna z najgorszych i najbardziej debilnych kwestii, jakie kiedykolwiek słyszałem w Kinematografii.
No ale muszę też przyznać, że poza tym małym detalem to nie ma za bardzo do czego innego się do*ebać, no chyba że do przesadnie
piz-dowatego Connora? Osobiście kupuję to: dorosły facet z załamaniem osobowościowym, które jest spowodowane faktem, iż on sam
będzie musiał poprowadzić niedobitki ludzi do zwycięstwa w wojnie ze zbuntowanymi maszynami - jak dla mnie brzmi to bardziej ku*wa
prawdopodobnie, niżeli szczeniakowaty Connor srający ku*wa wyżej niż ma ryj! Uważam że przesadzono z jednym i drugim wcieleniem
Connora, ale jednak z przesadnie kozaczącym gówniarzem bardziej przesadzili (!). Zakończenie filmu to czysty majstersztyk, więc nie
ma na co tu wieszać psów.
"Terminator: Salvation"
Nareszcie ukazanie futurystycznej wojny z maszynami. Trzeba przyznać, że twórcy wykazali się nielada pomysłowością i wysiłkiem
przy tworzeniu tego filmu, bo jest naprawdę ku*wa co oglądać: mechaniczne motory, mechaniczne roboty-wodne, pie*dolna na
wysokość wieżowca i szeroka jak dwa wieżowce maszyna z działkiem plazmowym i wiele innych! Efekty specjalne oczywiście
na solidnym poziomie, obsada również, no i wspaniała postać Marcusa - byłem ku*wa 6 razy na tym w Kinie i za każdym razem
miałem takie same wypieki na twarzy z wrażenia, a później identycznie było przy seansach na DVD! Spektakularne sceny:
* egzekucja Marcusa
* pierwsza akcja w filmie
* przesłuchanie związanego Marcusa (pojedynek osobowościowy: Connor vs Marcus)
* ucieczka przed mechanicznymi motocyklami
* mano-a-mano Marcusa i ("Arniego") T-800.
Naprawdę jest na czym oko zawiesić i nie ma ku temu wątpliwości. Jednak poza licznymi plusami, film ten posiada również różnej
maści głupot(y/ki), a dla przykładu: maszyny rzucające ludźmi w celu ich zmiękczenia (zamiast ich mordować na miejscu), Reese
zamiast być z miejsca zlikwidowanym to robi za przynęte na Connora (klasyczny motyw, ale w tym przypadku naciągany, a nie
nielogiczny). Czemu nie dałem tutaj braku choroby popromiennej?? To proste: ponieważ nie było tego również w retrospekcjach
Camerona, więc zamknijcie w tym momencie wszyscy mordy, wy sku*wiali hipokryci je*ani w dupę przez stado bażantów!
Na końcu filmu zawsze płaczę, bo to jest takie ku*ewsko dramatyczne i poruszające, no ale to nie jedyny film, przy którym łzy
płyną mi strumieniami... Tak czy owak: film nie jest bezbłędny tak jak poprzednicy, ale jest wy*ebisty i trzyma solidny poziom!
"Terminator: Genisys" (SPOILER)
Tutaj na wstępie wielkim i niezaprzeczalnym plusem jest powrót Arniego, a co do całej reszty to na razie nie oceniam, bo po prostu
nie mam za bardzo czego oceniać, gdyż filmu ku*wa jeszcze nie widziałem, ale zobaczę i to ku*wa wasza je*ana mać w KINIE!!!!!
Co do spoileru to zauważyłem większość z was przypie*dalających się do motywu WYCHOWANIA małolaty PRZEZ Terminatora -
chciałbym DUPKI zauważyć, że ten motyw został zapie*dolony z dwójki Camerona, a konkretnie ze sceny w której Sarah Connor
obserwowując bawiącego się dzieciaka Connora z cyborgiem skomentowała, że ten robot byłby idealnym ojcem dla dziecka,
ponieważ: zawsze byłby pod ręką, nie krzyczałby na dzieciaka, nie karcił go, wspierałby go, a nawet oddał za niego własne życie.
Tak więc ch*j wam w dupę obsrane narzekacze i miłego dalszego narzekania, podczas gdy ja będę się spuszczał z wrażenia w KINIE!!!!!
Hastalavista Baby!
P.S. Ścieku pt. "Terminator: Kroniki Sary Connor" (serial) nawet nie komentuję, bo to ku*wa śmierdzący ściek, na który szkoda słów i czasu!
POPIERAM , ALE MAM 3 PYTANIA
dlaczego /po co Marcus, pomagał Conorwi w odbiciu kaja ze skaynetu-
skąd się wziął Kyle Reese w tym samym czasie co John Connor ............. i po co ?
dlaczego scaynet'' miał tak mało maszyn w swojej bazie , jak byli produkowani taśmowo przez ileś lat , powinno być ich parę tysięcy, a nie jeden dwa , co kilometr.
tyle tu paradoksów w tym filmie , ze aż głowa boli, żeby to rozwikłać logicznie
1) Nieświadomie wykonał zadanie Skynetu, dostarczyć Connora i Reesa do bazy, gdy się o tym później dowiaduje z głównego systemu lekko się wkurza że go wykorzystano i udowadnia że jest człowiekiem a nie maszynom.
2)Sprecyzuj pytanie, o co konkretnie ci chodzi
3)Być może surowce? Materiałów do baterii o mocy atomowej nie bierze się zapewne z tyłka..
nr 3, odpowiedz twoja popieram, rzeczywiście mogły nie mieć surowców,
nr 1 tez popieram -ponieważ obudził się człowiek w tym Markusie, i rzeczywiście się wkurzył
trochę nie czaje nr 2 , choć tak jak każdy, ileś razy się ten film oglądało,
w takiej sytuacji obywaj oni, czyli ojciec i syn są w tym samym czasie , wiec soory, ale pytam się po co , ?
W takiej sytuacji MASZYNY- mogą '' rozwalić '' zabić ojca i syna ''RAZEM'' , i nie muszą latać do przeszłość
\
,...proszę mi to wyjaśnić,
To właśnie cały ten paradoks filmu Camerona z pętlą czasową. Syn wysyła swojego ojca w przeszłość by ten ochronił jego matkę przed terminatorem i ją zapłodnił, ot wszystko, głupie to owszem no ale cóż, to tylko film ;). Wg. H.G Wellsa i jego "Wehikułu Czasu" jest to nie możliwe---> paradoks czasowy.
A czym jest ten paradoks czasowy wg. Wellsa? Podam ci przykład z filmu Simona Wellsa prawnuka autora powieści. W jego adaptacji "Wehikułu..." ukochana głównego bohatera, geniusza fizyki, zostaje zastrzelona podczas ich randki w parku przez zbira. Bohater chcąc ją uratować buduje Wehikuł Czasu, żeby uniknąć jej śmierci zabiera ją na randkę gdzie indziej, jednak ta znowu ginie potrącona przez dyliżans. Żeby poznać odpowiedź, cofa się do przyszłości, podczas konfrontacji z mózgiem rasy Morloków, dowiaduje się dlaczego nie mógł uratować ukochanej. Otóż, zbudował on Wehikuł żeby uratować narzeczoną, jednak jeśliby ją uratował nie zbudował by wehikułu by się cofnąć, taki paradoks :P
Było tak mało maszyn po stronie Skynetu, bo wojna dopiero co się rozpoczęła,
a tym samym Skynet nie był jeszcze u szczytu swoich sił i władzy.
ok, mogę się z Tobą zgodzić ,
\\a mielibyście jakieś pytania co do terminator 5, do reżysera''
bo dla mnie zakończenie serii, jest oczywiste wygrywają ludzie a skaynet przegrywa, trochę nudna końcówka, chyba ze okrasza ja scenami wojny z robotami,
a chciałbym taka końcówkę
skaynet wygrywa i co dalej....
Wiele mógłbym Ci odpowiedzieć, ale powiem o najważniejszej rzeczy, w przypadku której po prostu nie mogę się z Tobą zgodzić: otóż w tej części John MA DOWÓDCE, a przecież w pierwszej części Kyle Reese mówił, że to John stał się ich przywódcą, że to on nauczył ludzi walczyć z maszynami. Czegokolwiek bym się w tym filmie nie czepiał, już samo to, że John pod kimś służy, jest profanacją.
MA DOWÓDCE, bo chcieli pokazać jak John dochodzi do władzy. Po jego "genialnym" uratowaniu ludzi w pojedynkę oraz jego znajomości nowego modelu T-800 w kontynuacji Salvation byłby już głównym dowódcą.
Trochę sensu to ma. Nie bierze się na dowódcę pana Ziutka bo ma ładne oczy. Musi sobie czymś na to zasłużyć i ten film miał pokazać czym John sobie zasłużył, czym zyskał poparcie żołnierzy itp.