PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=186343}

Terminator: Ocalenie

Terminator Salvation
2009
6,5 148 tys. ocen
6,5 10 1 147572
4,8 37 krytyków
Terminator: Ocalenie
powrót do forum filmu Terminator: Ocalenie

O TO CO MYŚLĘ O TERMINATORZE:OCALENIE

Czwarta część Terminatora z podtytułem "Ocalenie" jest filmem przekombinowanym, pozbawionym najważniejszych składowych klimatu, pełen nielogiczności, absurdalnych scen i elementów.

Nikt nie płakał w kinie, chyba, że ze śmiechu. Nikt nie siedział na krawędzi fotela. Nie czułem emocji wywołanych seansem, jedynie pogłębiające się rozczarowanie, spowodowane oglądaniem coraz to bardziej żenujących scen. Wspomnę tylko ciągłe rzucanie Johnem o ściany i odwlekanie egzekucji przez śmiercionośnego niegdyś T-800, albo obowiązkowe czerwone oczy, nawet u maszyn szpiegowskich. Wizja przerażającej przyszłości zbudowana niegdyś przez Camerona w paru kilkudziesięciosekundowych sekwencjach została w „Salvation” rozmieniona na drobne. Film nie jest kiepski, lepszy niż słabiutka „trójka”, ale żałosny jak na „Terminatora”.

Prawdziwym fanom radzę zamknąć historię „Terminatora” na drugiej części z zakończeniem wersji reżyserskiej, gdzie Sarah Connor, będąc już babcią opowiada nam o tym, że Dzień Sądu nigdy nie nastąpił, obserwując Johna i jego córkę na pamiętnym placu zabaw.

ocenił(a) film na 7
teksas55

nie przesadzaj ;]

ocenił(a) film na 7
teksas55

"Film nie jest kiepski, lepszy niż słabiutka „trójka”,"
Film nie jest kiepski,gorszy niż słabiutka czwórka.

ocenił(a) film na 7
aronn

niestety gorszy od słabiutkiej trójeczki..;)

teksas55

Zgadzam się, wstyd i hańba. Trójka mi się nie podobała ale "to" było
tragiczne. Dałem 4 tylko za tytuł "terminator". salvation jest
beznadziejnym, pełnym efektów specjalnych, filmem których pełno teraz na
rynku kinowym.

ocenił(a) film na 7
teksas55

Każda dekada ma swojego Terminatora - to utarte, jak się wydawało, sformułowanie zaburzyli nieco twórcy "Terminatora: Ocalenie", wypuszczając w przeciągu ostatniego dziesięciolecia drugą już (a licząc serial "Terminator: Kroniki Sary Connor", trzecią) odsłonę tej popularnej serii sci-fi. W czasach gdy kolejne dekady są całymi epokami technologicznego postępu, premiera czwartej części ma jednak drugie niezbyt oryginalne, ale jakże niepokojące dno - kino rozrywkowe bez namysłu gna do przodu.

Każda poprzednia część również była specyficznym odbiciem swoich czasów. Pierwszy "Terminator" (1984) nosił piętno Zimnej Wojny i lęku przed nuklearną pożogą, "Terminator: Dzień sądu" (1991) stanowił ostrzeżenie przed ślepym rozwojem komputerowych technologii, a mocno ironiczny "Terminator: Bunt maszyn" (2003) był z kolei odzwierciedleniem niepokoju jaki zapanował po terrorystycznych atakach z 11 września. Najnowsze "Ocalenie" w swoim wyrachowanym, niepoprawnym optymizmie stara się wszystkie te obawy zażegnać, wbijając nam do głów, że jesteśmy przecież ludźmi - istotami zdolnymi do myślenia i współczucia. Oto jest nasze tytułowe (w dosłownym tłumaczeniu) zbawienie. Myśl to równie optymistyczna, co pretensjonalna. I jeśli ten dawno już wyeksploatowany truizm to jedyne czym kierowali się scenarzyści post-apokaliptycznego kina akcji, a reżyser całego widowiska ukrywa się pod wiele mówiącym, trzyliterowym pseudonimem, pozostaje liczyć na cud.

Zmarły niedawno Stan Winston, dla którego "Ocalenie" jest ostatnim projektem, tradycyjnie nie zawiódł. Wykreowane przez jego magików maszyny stanowią nierozpoznawalny gołym okiem element filmowej rzeczywistości - nieważne czy są to stare dobre T-800, nowoczesne mototerminatory, olbrzymie myśliwce czy kilkupiętrowe, kroczące dumnie kolosy. Tutaj nawet cyfrowy Arnold Schwarzenegger, którego twarz zeskanowano do krótkiego epizodu, wygląda jak żywy. Piorunujące, dopieszczone do granic możliwości efekty, choć niewątpliwie robią spore wrażenie, nie są już jednak takim krokiem milowym jak te z dwóch pierwszych filmów Jamesa Camerona. To po prostu kolejny objaw nieuchronnego postępu, który jeśli nie tutaj, przyszedłby w nowych "Transformersach" lub dowolnej innej superprodukcji. Czarom ekipy Winstona ta niemożność zdecydowanego wybicia się ponad ogólnodostępny standard nie wychodzi na dobre - w zalewie dziesiątek nabuzowanych blockbusterów są tylko sezonową ciekawostką, o której niedługo nikt nie będzie pamiętał.

"Terminator: Ocalenie" jest produkcją, której efekciarstwo do tego stopnia wpisane jest w profil przeciętnego współczesnego wysokobudżetowca, że twórcy porozrzucać musieli tu i ówdzie mnogie odnośniki do poprzednich części, byśmy czasem nie zapomnieli jaki film oglądamy. Jest wspomniany Schwarzenegger, wraca "You Could Be Mine" Gunsów, charakterystyczny motyw przewodni Brada Fiedela zostaje odpowiednio przearanżowany, a bohaterowie na zawołanie sypią kultowymi tekstami. Wszystko to jednak na nic - nawet w najlepszych swoich momentach, dzieło McG pozostaje nieudaną imitacją, której dwie bezapelacyjnie najlepsze sekwencje niemal w całości można było zobaczyć w zwiastunie. Niezłą scenę pościgu można jeszcze odżałować, ale zdradzenie tożsamości Wrighta, a co za tym idzie przekreślenie aktorskich wysiłków świetnego Sama Worthingtona, to już grzech ciężki.

Dwugodzinnemu praniu mózgu jakie zaserwowali McG i spółka, sprostają przede wszystkim umysły młode i do wirtualnej sieczki przyzwyczajone. To właśnie do nich adresowany jest film, bez skrępowania uciekający zresztą w kierunku "Transformersów" Michaela Baya. Szpanerskie odmiany terminatorów czy seksowny odpowiednik Megan Fox są tu takim samym wabikiem na nastoletniego widza, co szybkie auta u Baya. Całości dopełnia wiele mówiący rating PG-13, który nie pierwszy i nie ostatni raz jest adekwatnym wyznacznikiem jakości.

ocenił(a) film na 7
teksas55

A wam jak sie podobał "nowy" Terminator??