jak możnaby sądzić po niektórych opiniach. na szczęście "T:S" nie jest tak efekciarski ani przeładowany komputerowymi popisami jak sądziłem że będzie, jest za to kilka naprawdę nieźle sfilmowanych scen akcji i nienajgorsza fabuła. po osobniku tej klasy co McG oczekiwałem jedynie najgorszego (pamiętacie dwójkę "Aniołków"?), ale na szczęście nie spaprał tego tematu doszczętnie. oczywiście jest tu od groma tanich chwytów: zbędny patos czy idiotyzmy w stylu praktycznie nienaruszonych mostów w momencie gdy całe miasta poszły się pieprzyć w wyniku masowej zagłady. przymykm na to oko - w końcu to Hollywood. Christian Bale na przyzwoitym poziomie, Sam Worthington jako Marcus też rodzi sobie niezgorzej. jest tu kilka fajnych wątków i odniesień do poprzednich części (przy "You Could Be Mine" Gunsów morda sama się cieszy;]). mogło być lepiej, ale też wcale nie jest tragicznie. jeno Arniego brak... 6/10
P.s. tak żeby się jeszcze doczepić - po jaką kiełbasę było to dziecko - niemowa? (sądząc po upodobaniach Camerona z "Aliens" czy "T2" to zapewne aż się zesrał ze szczęscia jak usłyszał ten "kapitalny" pomysł, a Lucasowi z zazdrości szczena opadła niżej niż zdołał sięgnąć swoim "Mrocznym widmem")