Terminator 2: Dzień sądu

Terminator 2: Judgment Day
1991
7,6 278 tys. ocen
7,6 10 1 277831
8,4 49 krytyków
Terminator 2: Dzień sądu
powrót do forum filmu Terminator 2: Dzień sądu

Moment, w którym Sarah próbowała zabić Dysona powinien być chwilą, w której odbiera życie własnemu dzieciakowi. Dlaczego?

1. Dyson ginie co oznacza, że:
2. Nie powstaje Skynet.
3. A jeśli nie powstaje Skynet, to nie powstaje wehikuł czasu.
4. Nie ma Skynetu - nie ma wojny nuklearnej i wojny człowiek vs. maszyna.
5. Skoro nie ma wehikułu, to John Connor nie wysyła Reese'a w przeszłość.
6. A skoro nie wysyła, to nie istnieje, bo w końcu Reese jest jego ojcem.
7. Ponadto, jeśli Dyson ginie, to Terminator nie mógłby przenieść się w przeszłość i części po nim nie mogłyby posłużyć do budowania Skynet-u. Wraz ze śmiercią Dysona, części, archiwa i dane, powinny po prostu zniknąć, bo nie mogłyby zaistnieć w tej rzeczywistości. Wraz z nimi powinien zniknąć Arnold i T-1000 - nie ma ich nie tylko w tej rzeczywistości, po śmierci Dysona, w świecie bez Skynet-u, po prostu nie powstali

Jeśli przyjmiemy, że czas ma strukturę jednolitą i linearną, to wydaje mi się, że powyższy ciąg jest logiczny. Natomiast jeśli przyjmiemy zupełnie inną wersję, w której równocześnie mają miejsce różne wersje rzeczywistości, a czas nie jest prostą linią, to cały fundament "Terminatorów" pada na pysk, bo wehikuł czasu staje się bezużytecznym narzędziem, sama podróż w czasie bezcelowa.

Przecież w serii chodziło o zabicie Connorów. Krótko mówiąc, jeśli Sarah ginie w 1984, to John znika z rzeczywistości roku 2039. Tak samo druga część kręci się wokół wyeliminowania młodego Johna, by ten zniknął w przyszłości. Twórcy opowiadają się więc za czasem linearnym, gdzie jedno zdarzenie ma wpływ na ciąg przyszłych zdarzeń. Co to oznacza, patrz punkty 1-7.

Gdyby twórcy wybierali wersję o nieskończonej ilości równoległych rzeczywistości rozpiętych w czasie, to wysyłanie Terminatora w przeszłość nie miałoby sensu. Wtedy John Connor i tak istniałby w tamtej rzeczywistości roku 2039.

Tak czy inaczej, obie opcje są bezsensowne. Całe szczęście, że ten film nie jest od tego by doszukiwać się sensu i się nad nim przesadnie zastanawiać :)

użytkownik usunięty
parasol_ty_luju

Przecież Dyson i tak zginął w tym filmie wysadzając w powietrze całe laboratorium

parasol_ty_luju

"Nie ma przeznaczenia. Sami decydujemy o swoim losie"
Pierwsza rzeczywistość: Connor rodzi się, ale jego ojcem nie jest Reese. W przyszłości Connor wysyła Reesa by bronił jego matki.
Druga rzeczywistość: Connor zostaje synem Reesa.
1-4. Śmierć samego Dynsona nie wiele by pomogła. Należało zniszczyć wszystkie jego dokonania dla Cyberdyn.
5-7. Mowa tylko o jednej z rzeczywistości. Connor faktycznie nie wysyła Reesa, ale jego ojcem jest kto inny.
8. Powstaje nowa alternatywna rzeczywistość w której zniszczenie T-800 definitywnie kończy historię Skynetu.
Cała ta historia ze 'znikaniem' to bzdura. Teoretycznie może istnieć tyle alternatywnych rzeczywistości ile różnych decyzji mogli by podjąć bohaterowie. Czy to ma sens?

ocenił(a) film na 10
endrju_p_2

mi odpowiadalaby wersja gdzie Connor wysyla samego siebie w przeszlosc i sam zostaje swoim ojcem ;)

ocenił(a) film na 8
JohnHenry

Rozwaliło mnie to :D

endrju_p_2

"1-4. Śmierć samego Dynsona nie wiele by pomogła. Należało zniszczyć wszystkie jego dokonania dla Cyberdyn."

Śmierć Dysona oznacza, ze nie powstaje wehikuł czasu i tyle. Nie ma żadnych dokonań, bo Terminator nie przeniósł się w czasie.

Jeśli mogą sobie istnieć alternatywne rzeczywistości - o czym zresztą sam pisałem w pierwszym poście, to nie ma najmniejszego sensu wysyłać Terminatora, by ten zabijał Sarę czy Johna, bo to nic nie da. Sam piszesz, że w jednej rzeczywistości może być tak, że Connor się rodzi, ale jego ojcem nie jest Reese, a w drugiej może być tak, że on jest jego ojcem. Z tego można dojść do prostego wniosku, że zabicie Connorów nic by nie dało, w przyszłości i tak istniałby rewolucjonista John Connor. Zakładając, że istnieje wiele rzeczywistości, to zabicie go w przeszłości do niczego nie prowadzi. A przecież oba filmy próbują nas przekonać, że jednak ma to jakiś cel, cała fabuła jest na tym oparta. Dlatego odpowiadam - nie, to nie ma sensu :)

parasol_ty_luju

Jeszcze odnośnie tego sam napisałem (edycja nie działa)

Śmierć Dysona oznacza, ze nie powstaje wehikuł czasu i tyle. Nie ma żadnych dokonań, bo Terminator nie przeniósł się w czasie. -> To jest w ogóle przedziwna i nielogiczna pętla, która zakłada, że wehikuł powstaje z części z przyszłości, które tymże wehikułem przenoszą się do teraźniejszości Dysona. To jest już zupełnie nielinearne podejście do czasu, bo gdyby ten był zwykła osią X,Y, to takie coś nie mogłoby mieć miejsca. Z kolei o problemie fabularnym związanym z równoległymi rzeczywistościami już pisałem.

parasol_ty_luju

jak nie jeden wymyśli wehikuł czasu, to kto inny go wymyśli; podobnie jest z ojcem Johna, ze Skynet, Terminatorem i innymi rzeczami - jak nie jeden coś wymyśli, to ktoś inny to zrobi, nieważne, czy dokładnie takie samo coś, czy odrobinę (albo i całkiem) różne i czy w tym samym czasie albo całkiem kiedy indziej; co do przemyśleń użytkownika parasol_ty_luju - ja bym się zgodził z twoimi punktami, ale pod warunkiem, że chodzi o dokładnie taki sam Skynet i dokładnie w tym samym czasie - w końcu ktoś inny mógł wymyśleć inną sieć komputerową, niezależnie od Dysona mogły być prowadzone gdzie indziej podobne badania nad mikroprocesorem (bo ktoś inny też mógł mieć pomysł na inteligentnego i człekopodobnego robota i pracować nad jego stworzeniem)