PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=33027}

Terminator 3: Bunt maszyn

Terminator 3: Rise of the Machines
2003
6,4 94 tys. ocen
6,4 10 1 93921
5,0 27 krytyków
Terminator 3: Bunt maszyn
powrót do forum filmu Terminator 3: Bunt maszyn

Dałem szansę

ocenił(a) film na 4

Zrobiłem sobie ostatnio seans wszystkich części Terminatora, to znaczy miały być wszystkie, ale teraz na pewno czwórki nie obejrzę. Tak więc jeszcze raz zachwycałem się mrocznym klimatem i pre-komputerowymi efektami jedynki, a następnie scenami akcji w Dniu Sądu. Następnie włączyłem sobie Bunt Maszyn, w nadziei, że nie jest taki zły jak mówią. Ja generalnie jestem dosyć liberalnie nastawiony do wszelkiego rodzaju kontynuacji, ale tym razem czułem się tak, jakby ktoś nakręcił czwartą część Władcy Pierścieni, w której Frodo z Gandalfem wracają do Śródziemia, a zamiast Saurona ich wrogiem jest jakaś elfka w obcisłym, lateksowym wdzianku. Żeby jeszcze to wszystko miało ręce i nogi, ale fabuła rozłaziła się w szwach, Johna Connora grał jakiś wymoczek, z jedną miną przez cały film (z całym szacunkiem dla Nicka Stahla, w Sin City był świetny) i jego laska, wsadzona do scenariusza na siłę, absolutnie niepotrzebna. (Generalnie zawsze wyobrażałem sobie Johna jako samotnika, ten z początku dwójki był dla mnie jego idealnym wyobrażeniem.)
Jeśli chodzi o plusy, to muszę wymienić niezłe zakończenie, trochę pozostawiające w cieniu resztę filmu. No i oczywiście Arnie robił co mógł, czasem nawet dzięki niemu dało się wyczuć leciutki posmak klimatu poprzedniej części. Niestety niektóre idiotyczne sceny, w których go umieszczano (z "Talk to the hand" chciano zrobić chyba drugie "Hasta La Vista", ale to było tak bardzo na siłę, że aż bolało) skutecznie ten posmak niszczyły.
W ogóle oglądając ten film, czułem się jakbym oglądał jakąś podrzędny film akcji typu "Anakonda" czy inne Krokodyle, a nie TERMINATORA, kontynuację jednego z największych kinowych dzieł SF. Aktorstwo było mniej więcej właśnie na takim poziomie, efekty oczywiście lepsze, ale to akurat nie dziwota, z resztą sto razy bardziej wolę oglądać stareńkie maszyny z jedynki niż te komputerowo animowane i błyszczące z trójki.
Uff, po prostu musiałem to z siebie zrzucić. Daję 4 za Arniego i zakończenie i już kończę, bo jak się rozpiszę, to jeszcze zacznę bluzgać ;)

xysio_2

Moim zdaniem najlepszy jest Dzień Sądu. Najlepszy ze wszystkich Terminatorów i jeden z najlepszych w historii kina SF.

użytkownik usunięty
Jim_Carrey

Potwierdzam. Dzien Sądu wyjebisty w kosmos. Jedynka bardzo dobra. Trójka dobra.

ocenił(a) film na 6
xysio_2

Świetna opinia, całkowicie się z nią zgadzam.
Jestem fanem serii, część pierwsza była jednym z pierwszych filmów oglądanych u sąsiada w czasach VHS, jako dzieciak ; o premierze T2 najpierw czytałem w Bravo, nie mogąc doczekać się nielegalnego wydania VHS. Lata później kupiłem wszystkie części w wydaniach kolekcjonerskich DVD, a T2 oglądałem w moim życiu co najmniej 50 razy. To świadczy o tym, jak długo jestem związany z Terminatorami.
Bunt Maszyn rozczarował mnie, dodając zaledwie pozytywny akcent w zakończeniu. Generalnie mam dokładnie to samo zdanie co Ty, słowo w słowo, ze szczegółami włącznie

Dlatego właśnie namawiam Cię do obejrzenia Ocalenia, ponieważ jest o klasę lepszy od trójki, zawiera sporo nawiązań do pierwszych dwóch części. Dla fanów, którzy szczegółowo znają losy bohaterów, Ocalenie będzie dobrym filmem. Ja również ostatnio, ponownie usiadłem do wszystkich części i widzę dużo konsekwencji w kręceniu T4. Broń
Boże oglądać z lektorem - nie oddaje klimatu i zatraca sens wypowiadanych kwestii, mających na celu zachowanie tożsamości dwóch pierwszych części.

ocenił(a) film na 9
Bobby_G

Też ostatnio se wszystkie obejrzałem, oczywiście widziałem je wcześniej nie raz :D, ale teraz fajnie było obejrzeć jedną po drugiej.
W każdym razie chcę się podpisać pod twoja wypowiedzią, że Terminator: Ocalenie jest bardzo dobrym filmem mimo, że różni się od tamtych (oczywiście tak jak powiedziałeś nawiązania są), ale przynajmniej nie ma już tego co było w kazdej poprzedniej części czyli "zły terminator cofa sie w czasie i trzeba przed nim spierdalać" :P, tylko możemy popatrzeć na wojnę z maszynami po dniu sądu.
Lubie wszystkie Terminatory, wiadomo, że 2 część jest najlepsza, ale nie wiem czemu wiara tak jedzie na te nowsze.

Jeżeli ktoś nie widział czwórki to polecam, to nie to samo co jedynka i dwójka, ale i tak dobry film :)

użytkownik usunięty
Bobby_G

"Dlatego właśnie namawiam Cię do obejrzenia Ocalenia, ponieważ jest o klasę lepszy od trójki, "

Przy Ocaleniu trójka jest arcydziełem, a tak generlanie to i tak bardzo dobre zamknięcie trylogii (1-3) po którym dalsze częsci nie powinny były powstać.

ocenił(a) film na 5

Nie bede sie powtarzał, że już ten nie powinien powstać. A jesli już to powinien byc oddzielony od dwóch popzrednich bo ten film to parodia tych poprzednich i jako autoparodia sprawdza sie tak se, jako kontynuacja - tragicznie.

ocenił(a) film na 4
xysio_2

Drogi xysio_2 -
Dobrze się s-pisałeś - twój post jest jedyny, przed którym mogę się z gracją ukłonić ;-) Spod klawiatury mi wyjąłeś pewne uwagi. Czy jest nas więcej? ;-) W każdym razie- łączą nas nie tylko wspólne refleksje co do serii Terminator. Także maraton filmowy, który i ja sobie zafundowałam ( tyle że ja pod wpływem obejrzenia obu sezonów Kronik Sary Connor, ale o tym za chwilę). Ile w nas irracjonalnego sentymentu do ulubionych bohaterów! Dawać szansę sequel'om ... Dajemy - tym bardziej, że sam Cameron uwierzył że da radę. Zastanawia mnie jedno: Czy Cameron naprawdę był zadowolony ze swojego dzieła? Czy on stracił wyczucie swoich bohaterów???????? Zaryzykował nawet Arnim, prawie go zniszczył..... Swoje dzieło... W to właśnie ciężko mi uwierzyć- bo przecież nie chodzi o parcie na kasę- a może chodzi? W każdym razie- trzecią część ratuje tylko jej zakończenie. Poza tym - garść luźnych uwag co do TEGO filmu

- John Connor to porażka. Doceniam próbę pokazania go w " międzyczasie" - tzn. etapu między piskliwym chłopczykiem Furlongiem (cz. 2) z uroczą opadająca na twarz grzywką, a twardym Bale'm ( cz.4) o mrocznym spojrzeniu i zaciętej szczęce. Pytanie tylko - co i po co chciano nam pokazać w tej 3jce? Zmęczonego życiem, otępiałego i niezdecydowanego facecika, który nie wie, co zrobić ze swoim życiem poza ukrywaniem się? Znowu musi wkroczyć maszyna z przyszłości żeby.... nadać tej żałosnej egzystencji jakiś sens. To tak jakby ten przYszły Connor wciąż musiał stymulować tego przEszłego, ciągle dawać mu wycisk, żeby nie zdziadział i przynajmniej przeżył. Resztą zajmie się magicznie przYszły Connor- stając się bohaterem ludzkości. Nie zazdroszczę tego tresowania własnej przeszłęj wersji - ciężko coś zdziałać na " takim materiale" ;-) Stawiając sobie przed oczami wszystkich Connor'ów najbardziej podoba mi się ten z serialu Kroniki Sary Connor- dokładniej z II sezonu. Właśnie tak i nie inaczej. W prostej linii połączyłabym go z dorosłą wersją reprezentowaną przez Christian'a Bale'a. Dosyć zaskakujące- wiem- biorąc pod uwagę fakt, że nic nigdy nie zastąpi najlepszych części 1 i 2.
W filmie jest moment, który jest dobry i który może wzruszyć. To scena przed " prochami" Sary Connor, John wygłasza monolog o walce matki z białaczką i czasem. Walczyła wbrew diagnozie lekarzy, po to, żeby dotrwać do daty Dnia Sądu i przekonać się osobiście, że ten Sąd nie nadszedł. " Sąd nie nadszedł. Każdy dzień to dar" - jej słowa mnie wzruszyły choć daje się z nich wyczytać lęk. Bo- ile takich "darowanych" dni mamy dziś? I czy egzekucja na ludzkości to już tylko przEszłość?? Ten moment filmu mnie poruszył, ale znów: prawie tylko dlatego, że słuchając John'a widziałam Sarę- Lindę Hamilton z poprzednich części. I w jej ustach słyszałam te słowa i kontekst. ( przypomnijcie sobie jak w 2jce wyrżnęła nożem na stole napis: NO FATE).

TX - Nie mam nic przeciw cyborgowi w wersji żeńskiej. Uwielbiam postać Cameron z serialu Kroniki........ Pani TX zaczęła jednak strasznie komercyjnie i z górnej półki - choć rozumiem, że to najlepszy model więc należy jej się prestiż. TX pojawia się zatem nie gdzie indziej tylko w Beverly Hills w witrynie jakiegoś luksusowego butiku. W chwilę później " bierze" sobie fajną furkę- żeby nie było wątpliwości co to za bryka, słyszymy komendę policjanta przez głośnik: " Srebrny Lexus, proszę zwolnić" ( buahahahaha) . Akcja nie zwalnia- bynajmniej! Zaraz potem widzimy pierwsze "walory" naszej Turbo babki- przed rozmową z policjantem TX znacząco powiększa sobie cycki - ukłon dla silikonowej mody czasów, do których się przeniosła. Co za adaptacja do warunków! Szacun! ;-) A potem? Potem mamy już tylko trochę rozwałki, efektów, pościgów i bezdialogowej papki, która robi za głównych aktorów. Cyborbaba nie wzbudza ani podziwu ani lęku. Nie ma w sobie nic poza stopem mimetycznym i fajnym biustem. No tak - ale przecież cyborgi nie mają uczuć, więc czego się czepiam? Dla szybkiego zrozumienia- porównajmy T1000 ( cz2) i TX. On też nie wygłosił wielu linijek tekstu ale........ No właśnie- to nie o jego uczucia chodzi, tylko o nasze na jego widok. Czujecie te ciarki z 2jki? Wierzę, że tak. Przy TX poszłam sobie po schłodzone piwo pauzując jej wygibasy bez wyrzutów sumienia. TX jest do bólu przewidywalna i niedopuszczalnie pusta, Pustka pragnie wypełnienia- to nasza rola jako widza. Ale żeby tak było, musi być jakieś dno, o które oprzemy swoją refleksję i które nie wypłynie przez żądną lukę. TX jest jak pustka bez dna- nie ma punktu zaczepienia.

Terminator Arni - Prawie zapłakałam nad jego smutnym losem ( cz.4 to już degeneracja do ostatniego złącza........) . Arni miał 3 zadania do spełnienia- jako postać wklepana do filmu:
Zabawić, być twardym i przywołać sentyment. Pierwsze było tak złe , że nieomalże zniszczyło zadanie dwa i trzy... Dwie fatalne sceny: wrzeszcząca " przyszła żona John'a" w furgonetce i reakcja Arniego, który kieruje autem. Otwiera okienko do tylnej części auta i krzyczy d dziewczyny: Relax! ;-(. No i ta scena w sklepie.. Sprzedawca: " Hej, zapłacisz za to? " Arni: Talk to hand" .....:-(((((((((((
Terminator to wspaniały żołnierz i równie wielka ikona kina. Ze stu największych postaci kina on jest na 17miejscu. ( swoją drogą ranking - jak każdy tego typu - jest mocno kontrowersyjny no ale......)
Jego pojawienie się w cz.3 miało spełnić zadanie trzy - czyli ożywić sentyment. Ba- nawet sam Arni o tym mówi- otóż dowiadujemy się ,że John wysłał go do tej akcji z ......sentymentu dla modelu. ;-)
Żenada- czyż nie? John Connor wysłał przestarzały model do walki z najnowszym cyborkiem - do walki o swoje życie. Z sentymentu. Tjaaaaaaaaaaaa.
Najlepiej udało się zadanie dwa- twardziel. Mam zastrzeżenia a największe z nich to fakt, że eksploatacja kultowej postaci to bardzo kosztowny zabieg. Kosztuje nasz respekt do postaci i reżysera, który pozwala wyświechtać tak świetnie wykreowaną postać. Szkoda mi Arniego - założę się, że nie czuł się dobrze w tej odsłonie........

Co do akcji- szkoda się wypowiadać- kupy się nie trzyma, są momenty fatalnie sklepane- pojawiają się elementy stałe- jak zdeptanie rekwizytu przez bucior Arniego czy też słynny dialog- zniekształcony zresztą , czyli: Chcesz żyć? Ok, to chodź! ( beznadziejnie, prawda? )

Najciekawsza kwestia, słusznie nie rozwinięta w dalszym dialogu to pytanie John'a o swoją śmierć. Pyta Arniego:
" Kto zabił John'a?"
" Ja cię zabiłem."


DOBRE SCENY.
Scena z trumną.
Scena z monologiem John'a o matce
Końcówka filmu.

Xysio_2 - obejrzyj jednak tą 4kę! Choćby dla wyrobienia sobie obrazu całości. Spotkamy się na cenzurowanym - czyli na stronie Terminator 4. ;-)
I serial też musisz znać. Sezon 1 przełkniesz popijając wodą ;-) ale 2 jest ok.

ocenił(a) film na 4
Alabe

Droga Alabe ;)
Cieszę się, że Ty i Bobby_G zgadzacie się ze mną i tak obszernie skomentowaliście mój post. Zawsze cieszą słowa uznania dla wypowiedzi (nawet jeśli jest to wypowiedź udzielona na szybko, po seansie i pod wpływem emocji) jak również fakt, że są na tym portalu osoby, których dyskusje nie ograniczają się do obrzucania się wyzwiskami i wypominania sobie nawzajem ulubionych filmów ;)
Namowy do obejrzenia Ocalenia podziałały na mnie, teraz mogę obiecać, że nad tym się zastanowię. A to już coś, bo po obejrzeniu trójki mocno postanowiłem sobie nie mieć nigdy nic wspólnego z niczym z "Terminator" w nazwie wyprodukowanym w XXI wieku. Dlaczego? Z powodu wspaniałego, wzruszającego zakończenia dwójki. Poświęcenie się T-800, rozpacz Johna, "I know now why you cry. But it is something I can never do. ", powolny zjazd do kadzi i na koniec uniesiony kciuk. Piękne. A tymczasem okazuje się, że całe to poświęcenie poszło na marne, bo Dzień Sądu i tak nadszedł. Więcej nawet: cała wyprawa w celu zniszczenia Skynetu i śmierć Dysona również mogły nie mieć miejsca, bo przecież tylko przesunęli zagładę w czasie (swoją drogą to też straszliwa niekonsekwencja w stosunku do poprzednich części, gdzie przecież jednym z najważniejszych zdań jest to, że przyszłość nie jest z góry ustalona). Dlatego dla mnie wszystko kończy się nad kadzią, nie ma Skynetu, nie ma Terminatorów, jest nowa linia czasowa, w której wszyscy żyją szczęśliwie, a Sarah NIE UMIERA NA BIAŁACZKĘ (taka śmierć takiej kobiety to jak policzek). Teraz jednak mam dylemat, może jednak z ciekawości obejrzę w bliżej nieokreślonej przyszłości Ocalenie i serial, oczywiście z pełną świadomością, że są to kolejne maszynki do robienia kasy na znanej marce (nie mam nic przeciwko takim produkcjom, jeśli są dobre, utrzymane w klimacie (np. Batmany Nolana), ale trójka swoim poziomem zahacza o profanację).
Co do udziału Camerona w tym filmie: nie wiem dokładnie do czego się ograniczał, ale z tego co rozumiem z opisu na IMDB to jedynie do kreacji postaci. Czyli generalnie miał zerowy wpływ na produkcję, a do scenarzystów wrzucono go tylko dla polepszenia wizerunku filmu (że też się na to zgodził...). W każdym razie na pewno nie reżyserował, i sądzę, że jest ostatnią osobą, którą należy obwiniać o ten film.
Co do Johna zgadzam się w 100% - złe jest tutaj wszystko co go dotyczy: wybór aktora, kreacja postaci, jego przyszła żona... Nie znam Connora z Kronik..., ale na pewno gorszy nie był. Jak już pisałem - najlepsza wizja tej postaci dla mnie jest na początku dwójki - twardego faceta po przejściach o stalowym spojrzeniu. Co do Bale'a - ja go nawet lubię i jeśli kiedykolwiek obejrzę czwórkę, to żeby sprawdzić jak się spisał w tej roli.
TX, to główna atrakcja trójki :) Wsadzona do filmu, tylko po to, by przyciągnąć do kin męską część widowni. Komercyjna. Sztuczna. Chyba największa porażka scenarzystów (bo aktorsko wypada całkiem nieźle). Nie można zmienić przyszłości, a czy ona tego właśnie nie czyni zabijając podwładnych Johna? Oczywiście to tylko pretekst, żeby pokazać jaka to ona jest okrutna. Wychodzi średnio, okrutny to był T1000 zabijający opiekunów Johna i psa :)
Jeśli chodzi o Arniego - nie zgodzę się, że nie przywołuje sentymentu. Jest taka scena, gdy jedzie z Johnem samochodem i John dowiaduje się, że to zupełnie inny model. Mówi mu coś w stylu "Czyli muszę cię teraz nauczyć wszystkiego od nowa? Hasta la vista itd?". Tutaj właśnie przez chwilę, tylko przez krótką chwilę czuć klimat dwójki. Jego gra jest świetna, sprawia wrażenie, jakby się urwał z zupełnie innego filmu. Ale jego postać, oprócz debilnego humoru, zabija coś jeszcze. W dwójce jedną z moich ulubionych scen (obok zakończenia i "hasta la vista") jest pierwsze starcie Terminatorów w korytarzu na zapleczu galerii. To właśnie tam czuć jak nigdzie indziej, że ma się do czynienia z pozbawionymi uczuć maszynami. T 800 zasłania Johna własnym ciałem, obaj strzelają do siebie, potem mamy starcie wręcz i rzucanie o ściany. Wszystko to bez minimalnej zmiany wyrazu twarzy, bez jakichkolwiek emocji - popisowa gra aktorska. T 800 chroni Johna, ale tak naprawdę niewiele mu na nim zależy, tak samo T 1000 - zabicie go to tylko zadanie (świetny był też w tym Arnie w jedynce). Dopiero po przeprogramowaniu procesora (świetna scena z wersji reżyserskiej) Terminator nabiera ludzkich uczuć, uczy się, staje się czymś więcej niż maszyną. Obserwujemy tę przemianę przez cały film, obserwujemy jego relacje z Johnem, aż w końcu maszyna "poznaje wartość ludzkiego życia" i poświęca się dla dobra ludzkości. To jeden z głównych wątków filmu i pretekst do ukazania jego przesłania.
A co mamy w trójce? ZUPEŁNIE INNY MODEL, bez przeprogramowanego procesora, a mimo to zachowuje się prawie jak człowiek: żartuje, kłóci się, a po wymianie kilku zdań zaczyna troszczyć się o bohaterów i w jednej z najgłupszych scen filmu demoluje samochód, żeby pokazać jaki to on jest uczłowieczony. Taki Terminator jest dla mnie zupełnie niewiarygodny. I nie jest to absolutnie wina Arniego, który zrobił co mógł, tylko ponownie scenariusza. Nic dziwnego, że jego zniszczenie nie budzi tym razem żadnych emocji.
Kwestia tego, kto zabił Johna: może i była ciekawa, ale dlaczego nie rozwinięto tego dalej? Scenarzyści wsadzili to tylko po to, żeby zbudować napięcie, co im się może na moment udało. Ale równie dobrze mogło tego nie być.
Jeszcze dwie rzeczy ode mnie:
- scena z doktorem Silbermanem. Rozumiem, że miało być nawiązanie do poprzednich części, ale to kolejna scena wepchnięta na siłę. Pomyślmy: policja przechwytuje kogoś, kogo uważa za zakładnika groźnych terrorystów i pierwsze co robi to przydziela jej psychologa :) Zanim zbada ją sanitariusz, zanim dziewczyna znajdzie się w bezpiecznym miejscu. Bez sensu.
- efekty specjalne i cała oprawa audiowizualna to jednym słowem koszmar. Cukierkowatość i tyle. Z mrocznego klimatu jedynki nie zostało już nic.

Uff, to chyba już wszystko. Parę dobrych scen nie ratuje tego filmu. Dlatego nie dziw się, że na czwórkę i serial nie mam wielkiej ochoty. Po prostu boję się, że przeżyję coś takiego jak przy oglądaniu trójki.

ocenił(a) film na 4
xysio_2

Ehh, jak ja kocham te rozpalane na nowo emocje z dobrego filmu- to się nazywa zrobić dobrą robotę. Nakręcić arcydzieło. Wiem, że szkoda Ci naszego Terminatora i jego - wydawałoby się - zmarnowanej "śmierci ". Rozumiem twój niesmak, Ale- jak mówi Sara Connor z Dzienników- żadna śmierć nie jest na marne. I wiesz co? Nawet białaczka mnie tu akurat nie razi, bo co? Zbyt banalnie? Nie tak umierają bogowie? ;-). No właśnie w tym sęk - że rodzaj śmierci nie umniejsza wartości ( dobrze) przeżytego życia - począwszy od Chrystusa ;-) aż po każdego " bezimiennego" w masowych grobach. Nie będę tu filozofować- ;-)))) - ale najważniejsze jest pamiętać i wynieść lekcję. Odnowienie Skynetu było dla mnie kwestią czasu- nie wierzyłam, że ot tak jest game over. Chodziło o to, żeby przyszłości nadać kolor nadziei- nie zakładać niczego z góry i móc cieszyć się każdym dniem, nie wiedząc ile ich mamy. Przyznasz, że to luksus, którego pragnęła Sara. Nie tylko dla siebie. A tak poza tym, skynet czy czerwony guziczek z bombką czy może zmiana biegunów ziemi ;-) - i tak każdy czuje pismo nosem. ;-)


Co do Camerona- tak, wiem że to nie był one man show- ale i tak mi szkoda świechtania imienia i majstrowania przy tandecie. Palce precz o badziewia ;-)

Sentyment: zgoda- jest co nieco- nie napisałam że nie. Napisałam, że to marna próba. Nie udana, bo John był fatalny. Sam przyznasz- układ sentymentalny to wlaśnie wątek rodzącej się relacji i niezwykłej przyjaźni na linii maszyna- człowiek - czyli John -Terminator. Jeśli jeden z nich zawiedzie, zawodzi całość. I tak było tu.

A na koniec dodam, że w kwestii efektów to nie jestem godna komentować za wiele. ;-) Wiadomo- kino akcji musi mieć efekty, ale dziś coraz częściej widzę w filmach, że to efekty robią za akcję, zamiast ją jedynie wspierać. To także ogromna różnica do niskobudżetowej jedynki i dwójki, gdzie wystarczyło kilka zabiegów i sztuczek żeby było git. Cała reszta to był czysty doskonały film z treścią i nikt się nie czepiał. Dziś wywala się miliony na to całe widowisko z eksplozjami i rozpierduchą i nagle okazuje się że to cały film. Gadżeciarstwo i efekciarstwo toleruję tylko w Bondzie. ;-) Ukłony

ocenił(a) film na 8
Alabe

Dwójka niskobudżetowa?! Przecież to najdroższy film z serii!

ocenił(a) film na 4
hajtus

niski budżet w porównaniu do filmów tej klasy- jedynka była robiona dosłownie za grosze - hollywoodzkie grosze..... ;-) Złożyłam do kupy wydatki na obie części- jako te najlepsze części i wyszło niskobudżetowo ;-) Już nie mówię o gaży dla Ch. Bale'a z Czwórki ;-) Ale ok- wyraziłam się nieprecyzyjnie. Chodziło mi ogółem

Alabe

Powtarzacie z uporem , ze postac Johna zagrana jest fatalnie. Pozwole sobie miec tutaj inne zdanie. Ta postac w/g mnie jest kontynuacja tej, ktora zagral Ed Furlong, troche zagubiony bez matki, potrzebujacy wsparcia, a co najwazniejsze jakos nie bardzo wierzy w to ze to on sam a nie przeznaczenie kieruje jego losem. Przez to pokazanie go jako "zmeczonego zyciem" i "otepialego" jest jak najbardziej na miejscu. Jest kilka kwestii w filmie ktore to sugeruja. To dobry punkt tego scenariusza, nie wazne co chcial, co chcieli zrobic wszystko konczy sie tak jak mialo, prawda? Tam w bunkrze ze zrozumienia i pogodzenia sie ze swoim przeznaczeniem rodzi sie Connor - dowodca. Przeciez do tego zmierzal scenariusz T3 i moim zdaniem (chyba tez Twoim zamierzenie udalo sie).
Zdecydowanie slabym punktem jest najnowsza wersja terminatora. Tutaj zgadzamy sie, lecz nie calkowicie.
Dobrym, kierunkiem rozwojowym bylo moim zdaniem wybranie na terminatora postaci kobiety. Swietnym, ze Skynet wyciaga wnioski z poprzednich konstrukcji. Slabym, ze tak marnie wykorzystywala swoje atuty. Scenariusz kompletnie nie przewidywal jej jako podstepnej i uwodzicielskiej maszyny, w zamian uraczyl nas "zdalnym sterowaniem". Zupelnie rozlozyly ta postac brak sprytu i glupota, ze o logice nie wspomne. Uwazam ze gdyby TX byl o 2 klasy bardziej rozumny jak zapowiadal to Arnold film moglby byc porownywalny do 1 i 2, ale nie bylo tragedii.
Pozdrawiam!

ocenił(a) film na 4
El_Draque

Częściowo się z tobą zgodzę rzeczywiście twórcy filmu mieli prawo przedstawić Johna jako osoba zagubioną, pozbawioną celu. John w końcu od najmłodszych lat przygotowywany był do tego że ma poprowadzić ludzkość do walki przeciwko maszynom, widzimy to już oglądając zakończenie I części gdy jego matka nagrywa dla niego informację, swego rodzaju lekcję. W związku z faktem że Dzień Sądu nie nastąpił, nie mógł on realizować misji do której był przygotowywany przez całe swoje dotychczasowe życie. Pokazanie go jako osoby zagubionej było więc jak najbardziej zasadne. Ale twórcy po prostu przesadzili z tym zagubieniem i jak to napisałeś otępieniem. John mógł być pokazany jako taka postać w pierwszych scenach filmu a nie przez cały film. Co do jego cech przywódczych, uwidoczniły się one w kilku scenach II części Terminatora, tam młody John kilkakrotnie potrafił narzucić swoje zdanie matce i T-800. Na pewno kojarzysz scenę w której Sara chce zniszczyć procesor T-800, powstrzymuje ją przed tym jej własny syn. John mówi wtedy do matki powstrzymując ją
,,Jeżeli kiedykolwiek mam być tym wielkim przywódcą, to może powinnaś zacząć mnie słuchać!
Jeżeli moja własna matka tego nie zrobi, to kto ?'' Terminator wysłany by go chronić, nie traktuje go z wyższością, chroni go ale jednocześnie wypełnia wszystkie jego rozkazy. Młody John został w tym filmie ukazany jako bystry małolat, potrafi szybko domyślić się że z jego przybraną matką coś jest nie tak, okrada bankomaty. W Terminatorze III za to wypytuje się wysłanego do jego ochrony T-800 czy go pamięta, później pyta z niedowierzaniem czy T-800 są robione taśmowo. Każdy kto pamięta końcowe sceny II części Terminatora wie że John nie mógłby zadawać tak głupich pytań. Connor dowódca jak go określiłeś zaczął rodzić się wcześniej, w tym filmie powinien on zostać przynajmniej wg. mnie ukazany jako twardy facet, świetnie władający bronią. Młody John powinien być partnerem T-800 w jego nierównej walce z T-X. W filmie Mostova został za to pokazany jako postać którą Terminator co prawda ochrania, ale jednocześnie nie liczy się z jej zdaniem. Connor w tym filmie to osoba pozbawiona jakiejkolwiek charyzmy i zdecydowania, akurat w tym momencie gdy los daję mu możliwość realizacji swojego przeznaczenia. Co do oceny filmu zgodzę się że nie jest to porażka na całej linii, ale do poprzednich części jednak dużo mu brakuje. Problemem tego filmu jest głównie brak tego klimatu zagrożenia, który był charakterystyczny szczególnie dla I części, może trochę w mniejszym stopniu dla drugiej. Postać T-X nie jest tak bezwzględna jak jej poprzednicy z filmów Camerona, poluje ona na swoje ofiary w sposób efekciarski ale niezbyt efektywny. Świetnie obrazuje to chociażby pościg na początku filmu. Cóż T-1000 w II części wystarczała jedna ciężarówka, ta pani potrzebuje kilku pojazdów. Co do zakończenia z jednej strony nieco mnie wkurza, w końcu niszczy sens poprzedniego Terminatora gdzie mogliśmy się dowiedzieć że ,,przyszłość nie jest z góry ustalona'' jednak skoro producenci postanowili kontynuować serię, no cóż muszę stwierdzić że trudno byłoby wymyślić lepszą końcówkę III części, ale jak wcześniej podkreśliłem Connor dowódca narodził się wcześniej a nie dopiero w tym przeciwatomowym bunkrze. Jest oczywiście kilka scen nawiązujących do poprzednich części, i stanowiących ich lekką parodię, wydaję mi się że można je uznać w ogólnym rozrachunku za zaletę filmu (chociażby scena w której T-800 zdobywa ubranie) ,sam Arnold Schwarzenegger pokazał że ma dystans to wykreowanej przez siebie postaci. Bardzo podobał mi się także monolog wygłaszany przez Connora na początku filmu. Oczywiście jednak jak już zauważyłem produkcji tej daleko do poprzedników, niestety efekty specjalne w tym filmie za bardzo przyćmiły pozostałe elementy które nie prezentują się najlepiej.
Pozdrawiam !

użytkownik usunięty
xysio_2

trójka jest spoko.

xysio_2

Na seansie w kinie , kiedy otworzylem oczy, widzialem litery koncowe. Musial byc to strasznie krotki film...