Film obejrzany po raz drugi po latach zrobił na mnie dużo większe wrażenie niż tych parę
lat temu w kinie. Swoje przeżyłem i swoje zrozumiałem.
Przede wszystkim najlepsze jest przesłanie filmu - miłość, związki, słowa - to wszystko
jest nic nie warte. Kobiety mówią kocham, a chwilę później zdradzają bez mrugnięcia
okiem, są dwulicowe i w przeciwieństwie do mężczyzn nie są w stanie się przyznać o co
chodzi im w życiu - o to, by mieć stałe utrzymanie, mieszkanie, samochód i małpę, która
jej to wszystko zapewni. Ślub na końcu pokazuje, ile ślub jest warty - rozmowa Tytusa z
ojcem: będziesz miał papier, a ruchać możesz nadal.
Tretyn wierzył w ideały - zaufanie - i zrozumiał, że jego żona jest taka sama, jak
stereotypowy samiec. Jedynie Janis ma szczęśliwy związek - jedyne, co musiał zrobić, to
stać się pantoflarzem, żyć w toksycznym związku i całkowicie zapomnieć o tzw. jajach.
Film po prostu pokazuje, że i kobiety, i mężczyźni są siebie warci - niczym nie różnimy się
od zwierząt, chociaż nazywamy się ludźmi, a tak naprawdę potrafimy się jedynie
usprawiedliwiać.
Bo śluby to słowa, a słowa to wiatr, niestety -.- I tak, film mi za bardzo przypominał rzeczywistość, tą przykrą.
hahahahaha :D Ja miałem tak samo :D oglądałem go pierwszy raz w 2007 roku jak miałem 23 lata, ostatnio odświeżyłem sobie (dziś już 30 na karku) i " Swoje przeżyłem i swoje zrozumiałem.", to co napisałeś, idealnie oddają kwintesencje tego filmu.
Wcześniej, owszem, podobał mi się, ale uważałem że zbyt pretensjonalny. Teraz dobitnie wiem, że to co tam pokazano, jest naprawdę świetną satyrą na to, co serwuje nam życie w relacjach damsko-męskich :-)