Czy tylko mi się wydaje, czy głównego bohatera nie da się lubić? Trochę kowboj ("Ty bierzesz tę [uliczkę], Ty tę, a ja idę tą. Spotkamy się tu."), trochę pajac, trochę ryzykancki pies, trochę amerykański superheros.... Eee, ja tego nie kupuję.
Bo ten bohater nie jest do lubienia... Z jednej strony to oczywiście facet doskonały w swym fachu, z drugiej jednak - wariat z psychiką na tyle już skrzywioną przez wojnę, że nie jest w stanie normalnie żyć. Pozostało w nim jeszcze trochę człowieka (wątek z Beckamem), pytanie jak długo? Skoro przed nim kolejny rok to pewnie go zdąży już pokurwić do reszty. Jego trzeba żałować (bo przed wojną był zapewne w miarę normalny), nie lubić.