Monolog na początku i powiedzenie że saper myli się tylko jeden raz są jak najbardziej trafne w tej produkcji. Renner, Mackie odegrali doskonałą rolę, a Geraghty jakoś tak nie bardzo mi pasuje do tej roli z tymi swoimi pięknie przystrzyżonymi włoskami na farmera. Postacie były bardzo realistycznie odegrane. Jednak te wybuchy sprawiały wrażenie jakby nawet nie musneły bohaterów np. BUM i Thompson na początku leży, sądząc po sile wybuchu i odległości w jakiej on się znajdował sobie myślę pewnie do kliniki i cheja browar za browarem, a tu WTF??!! Sanborn stoi nad pudłem z jego rzeczami i złożoną flagą. Trochę było to dziwne. Poza tym film trzymał w napięciu od początku do końca. Kiedy oglądałem go w słuchawkach, ciągle serce waliło mi jak młotem kiedy rozbrajał bomby. Oscary w pełni zasłużone. Aktorzy pokazali, że są wszechstronni. Nie podoba mi się tylko postać Eldridge'a. Po kiego diabła pchał się do wojska, skoro przy ścieraniu krwi z naboi mało zawału nie dostał. Muzyka świetnie odegrała swoją rolę była taka nietuzinkowa przez np. coś zbliżonego do bicia serca chyba wtedy kiedy rozbrajali bombę w samochodzie. Ogólnie film bardzo dokładnie oddaje realia współczesnych konfliktów, czyli zysk, ból, przemoc i śmierć czychająca na każdym kroku. Ach i mam pytanie. O co w końcu chodziło z tym dziecieciakiem? Tamten nowy, który się pojawił to był inny, czy ten sam bo czyuję się trochę zdezorientowany faktem, że aż tak trudno rozróżnić od siebie dwóch dzieciaków. Z góry dziękuję za odpowiedzi.