Sierżant Matt Thomson (Guy Pearce) ginie bo jego ludzie nie potrafią przestrzegać procedur, a może są zbyt ludzcy… Na jego miejsce przybywa starszy sierżant sztabowy William James (Jeremy Renner). Świr to pewnie mało powiedziane… I to wszystko! Poszukiwanie „adrenaliny” (są ludzie, którzy wspinają się na wysokie budynki, zjeżdżają na nartach z najwyższych gór, zjadają zatrute zwierzaki itd.). Skąd to znamy? Z dziesiątków filmów, książek, reportaży… Przytoczę choćby mało znaną w Polsce książkę Macieja Chrzanowskiego „Żołnierz niepotrzebnej wojny”: „Gdyby powstała taka szansa, natychmiast znów zgłosiłbym się do Afganistanu. Mogę wyjechać choćby jutro.” – mówi w 1989 weteran Armii Sowieckiej. Tutaj nawet nie znamy motywacji… Narażanie innych? Pokazywanie „profesjonalizmu”, a może zwykła nieumiejętność normalnego życia? Film jest do kitu (przepraszam za sformułowanie rodem z talk show). Chyba, że ktoś lubi oglądać przez dwie godziny przecinanie „drucików”… Na szczęście nikt nie zastanawia się nad ich kolorami! A nagrody? No cóż… Nasz świat pełen jest snobów, którzy nie potrafią przyznać nagrody „niebieskim smerfom z kosmosu” bo w ten sposób myślą, że są bardziej dojrzali! Tylko, że „Hurt Locker” to nie film na miarę chociażby „Plutonu”… Słowo „chociaż” jest tu całkiem nie na miejscu… Przepraszam! To film o przecinaniu „drucików”!!!