7,3 102 tys. ocen
7,3 10 1 102298
7,2 42 krytyków
The Hurt Locker. W pułapce wojny
powrót do forum filmu The Hurt Locker. W pułapce wojny

war is a drug

ocenił(a) film na 9

Irak. W czasie rozbrajania bomby ginie saper Sierżant Matt Thompson. Na jego miejsce przyjeżdża w niedługim czasie Starszy sierżant sztabowy William James, który przejmuje dowództwo nad kompanią Bravo. Człowiek zdecydowany, nieustraszony, wyczynowiec, pewny siebie, ale w swoich działaniach jednocześnie niezwykle niesforny. Jest on uzależniony od adrenaliny, według niektórych żołnierzy szalony, lekkomyślny, nie obawiający się śmierci, zdecydowany na wszystko, by tylko wypełnić swoje zadanie. Żołnierze z nim pracujący na początku mają problem z zaakceptowaniem takiego sposobu działania. Muszą się jednak jakoś dostosować do nowego dowódcy, bo do zakończenia służy w kompanii pozostało jeszcze 39 dni. I choć ta historia jest fikcyjna, to film Kathryn Bigelow sprawia wrażenie niezwykle prawdziwego i realnego. Momentami mamy aż wrażenie, że gdyby nie profesjonalni aktorzy, to oglądalibyśmy dokument opisujący wydarzenia z Iraku. Ogromna w tym zasługa z pewnością scenarzysty Marka Boala, który pisząc skrypt do tego filmu inspirował się autentycznymi wydarzeniami, w których co ważne, sam uczestniczył jako reporter przydzielony do stacjonującej w Iraku specjalnej jednostki, zajmującej się ładunkami wybuchowymi. To również on napisał reportaż na podstawie którego trzy lata temu Paul Haggis nakręcił świetne "W dolinie Elah".

Jedyne co tak naprawdę można zarzucić "Hurt Locker" to to, że film ten jest dość nieciągły. Oglądamy w nim bowiem poszczególne akcje saperów, ich pracę przy rozbrajaniu kolejnych ładunków. Nie ma tutaj jakiejś wymyślnej fabuły, po prostu obserwujemy jak jeżdżą oni od miejsca do miejsca, od jednej misji do kolejnej i pracują przy unieszkodliwianiu bomb. Czy jest to jednak poważny minus? Nie specjalnie, bo film ten przecież bardziej skomplikowanej fabuły mieć nie mógł, a takie przedstawienie pracy żołnierzy tylko jeszcze bardziej nadało autentyczności temu obrazowi. Ewentualnie już bardziej bym się przyczepił do scen w bazie, w których widzimy jak bohaterowie odpoczywają po ciężkim dniu pracy. Tutaj niestety najczęściej napięcie gwałtownie siada i w tych chwilach wieje trochę nudą. Całe szczęście nie trwają one za długo i nie ma ich aż tak wiele, więc da się je przeżyć, ale przez nie film Bigelow jest niestety trochę nierówny. Twórcy mogliby sobie również darować całą nocną akcję z nastoletnim chłopakiem, która trąci trochę okropnym amerykańskim bohaterstwem i zwykłym filmowym zagraniem na uczuciach widza. Przybliża ona niebezpiecznie ten film do nieznośnych hollywoodzkich bajeczek o dzielnych amerykańskich żołnierzach.

A tym całe szczęście "Hurt Locker" nie jest, bo Bigelow wystrzega się jak ognia podniosłego tonu, patriotycznych przemówień czy innych tego typu okropnych zagrań. Jej film to fantastycznie zrealizowana historia kilku żołnierzy, którzy na ochotnika podejmują się niezwykle ryzykownych i ciężkich działań. Historia, który trzyma niezwykle mocno w napięciu i dostarcza nieprawdopodobnych wręcz emocji w scenach rozbrajania bomb. Mamy bowiem wrażenie jakbyśmy tam byli i obserwowali te wydarzenia od środka. Bigelow udowadnia, że w filmie wojennym wcale nie potrzeba spektakularnych strzelanin by unieruchomić widza w fotelu. Udało jej się nakręcić pozornie zwyczajne sceny, które jednak dzięki fantastycznym zdjęciom, dobremu montażowi i niewybijającej się, ale nadającej tempa muzyce, nakręcają całą akcję i podnoszą napięcie do niezwykłego poziomu. Najlepszym przykładem jest tutaj fenomenalna scena na pustyni, w czasie której teoretycznie nic się nie dzieje, ale atmosfera jej towarzysząca jest tak gęsta, że aż dech zapiera. Fantastycznie wypadła również pierwsza scena, nieszczęśliwego wypadku, w której obserwujemy wybuch bomby w zwolnionym tempie, jak i misja z ostatniego dnia, która niezwykle mocno chwyta za serce. Co ważne wszystkie te sceny pozbawione są taniego efekciarstwa, czy chęci zaszokowania widza.

"Hurt Locker" świetnie pokazuje jak bardzo wojna wpływa na ludzi, jak każdy z żołnierzy inaczej ją znosi, jak każdy inaczej próbuje bronić się przed jej okropnościami. To film, który mówi jak niezwykle trudny, prawie że niemożliwy jest powrót do normalnego życia, po tym co widziało się na wojnie. Jak nieprawdopodobnie różne są te dwa światy. Pokazuje jak ludzie, którzy fantastycznie radzą sobie na polu walki, nie potrafią wrócić do zwykłego świata, jak nie potrafią podejmować zwyczajnych, prostych wydawałoby się decyzji, bo są one tak inne, tak absurdalnie nic nie znaczące i śmieszne. Bigelow udaje się również pokazać dlaczego pomimo iż doświadczenia wojenne są tak przerażające i niewyobrażalnie straszne, to jednak niektórzy żołnierze decydują się na powrót w tamte rejony, na dalsze odbywanie służby. Dlaczego nie wolą pozostać w domu, z bliskimi, z rodziną, w bezpiecznym i spokojnym miejscu. Pokazuje jak wojna nieodwracalnie wpływa na psychikę żołnierzy, jak dogłębnie zmienia ich światopogląd.

Ponadto Bigelow świetnie udaje się przedstawić ogromny dystans jaki dzieli żołnierzy od cywili. Jak trudna, jeśli nie niemożliwa, jest komunikacja pomiędzy jednymi a drugimi. Pokazuje niemoc porozumienia, wyobcowanie żołnierzy, to jak ciężkie są każde działania w polu, bo każda nawet niewinnie wyglądająca osoba może nagle okazać się wrogiem, a ktoś teoretycznie podejrzany, jedynie przypadkowym przechodniem. Bigelow nie zabiera jednak głosu, nie ocenia społeczeństwa, nie ocenia również samej misji, jedynie relacjonuje pewne zdarzenia. Z pewnością jej film nie byłby też tak dobry, gdyby nie świetni aktorzy. Na pierwszy plan oczywiście wysuwa się Jeremy Renner jako szalony James, który z czasem okazuje się być niezwykle opanowanym i doświadczonym żołnierzem, który nie kieruje się jedynie brawurą w swoich działaniach. Prócz niego wart zapamiętania jest także Brian Geraghty jako momentami niemogący poradzić sobie z okropnościami wojny Owen i Anthony Mackie czyli Sanborn, który pod koniec filmu również pokazuje trochę inną twarz. Plus takie znane gwiazdy jak Guy Pearce, David Morse, Ralph Fiennes i Evangeline Lilly w o dziwo niewielkich, drugoplanowych rolach.

9/10

ocenił(a) film na 8
milczacy

Ładnie napisane :) Popieram niemal w całej rozciągłości. Polemizowałbym tylko z krytyką niektórych scen - fragmenty w bazie są imho ważne, bo pokazują bohaterów w nieco innych sytuacjach, nie w walce, czy podczas misji, ale kiedy schodzi napięcie i trzeba jakoś poradzić sobie z tym co się tego dnia przeżyło (np. odreagowanie kontrolowaną agresją - "bójka" Jamesa i Stanborna). Pokazują też bezsilność, rezygnację, zwątpienie ('głuchy' telefon Jamesa do żony, gdy nie wie co jej powiedzieć, czy jego prysznic w pełnym rynsztunku po nieudanej misji, która omal nie skończyła się tragicznie - krótkie, proste, bez słów, a przecież tyle mówi). Scen tych nie ma znowu tak dużo, by jakoś rozwalały akcje, ale są dobre i potrzebne, bo uwiarygadniają bohaterów, pozwalaja lepiej zagłębić się w ich psychikę, pokazać ich przeżycia i trudy ich misji. Z kolei nocny wypad Jamesa za bazę to dla mnie nie tyle przejaw banalnego amerykańskiego bohaterstwa, co raczej pokazanie charakteru tego faceta, jego obsesyjnego zaangażowania, pchania się w niebezpieczeństwo wbrew logice i instyktowi przetrwania.
Co do reszty - pełna zgoda. Film robi duże wrażenie realizmem, umiejętnym budowaniem napięcia, a przede wszystkim prostotą i skupieniem się na pokazaniu trudów codziennego życia żołnierza i ich wpływu na jednostkę. Pokazuje wojnę w stosunkowo niewielkiej skali - ot, kilka dni z misji jednej z kompanii, zaledwie trójka bohaterów (i parę postaci epizodycznych). To jest siła tego obrazu - brak zadęcia, brak heroizmu i moralizatorstwa.
Świetna gra aktorska to kolejny atut filmu, odkryciem (przynajmniej moim prywatnym, bo przyznm się, że widziałem go na ekranie pierwszy raz) jest Jeremy Renner, ale i pozostali spisują się bardzo dobrze. A w charakterze 'smaczków' epizody kilku bardziej znanych aktorów.
Ogółem - solidny, mocny, bardzo sprawnie zrealizowany dramat wojenny. 8/10

ocenił(a) film na 9
Dwight_

Zgadzam się, że fragmenty w bazie są potrzebne i w większości przedstawiają dokładniej bohaterów, wgłębiając się w
ich psychikę, jednakże w porównaniu ze scenami na polu, które charakteryzują się nieprawdopodobnie wysokim
napięciem, wypadają one jakoś tak blado. Najbardziej wynudziła mnie wspomniana przez Ciebie scena bójki, która jak
dla mnie była zdecydowanie za długa, ale tak jak pisałem w notce, to jest już tylko takie trochę nadmierne
czepialstwo z mojej strony. Co do sceny pod prysznicem, czy nieudanego telefonu do żony, to do nic nie mam, bo nie
dość, że są one i świetnie zagrane, to jeszcze fantastycznie wzbogacają tą historię. Najbardziej uderzyła mnie za
to scena w supermarkecie i krótki dialog z żoną w domu Jamesa. Fantastyczne momenty.
Rozumiem, że nocny wypad Jamesa miał kolejny raz pokazać nam jego charakter, ale dla mnie te sceny trąciły już
zwykłym amerykańskim bohaterstwem i przy naprawdę poważnych i realistycznych wydarzeniach z całego filmu, wyglądały
bardzo nierealnie.

Pozdrawiam

ocenił(a) film na 8
milczacy

Może rzeczywiście ten nocny wypad Jamesa z bazy jest trochę naciągany, choć nie przeszkadzał mi aż tak bardzo, bo pasował do jego natury. Ale pewnie gdyby go nie było, film wiele by nie stracił. Natomiast zgadzam się w pełni co do scen po powrocie Jamesa do domu - to jedne z najlepszych i chyba najbardziej poruszające fragmenty w całym filmie - kapitalnie ukazane jest zagubienie tego faceta w normalnym świecie, nieumiejętność odnalezienia się w zwyczajnym życiu, życiu bez wojny. Obowiązkowo trzeba tu też wspomnieć scenę "rozmowy" z synkiem - strasznie smutne jest to, co mówi i to ostatnie zdanie... A potem cięcie i widzimy jak wraca na wojnę - działa na emocje... W ogóle jest tu kilka takich znakomitych scen, które podkreślają dramatyzm sytuacji bohaterów i, jak napisałeś, wzbogacają historię obchodząc się przy tym bez tanich chwytów i bez łopatologii - są subtelne i poruszające (np. rozmowa Jamesa z Sanbornem w samochodzie po ich ostatniej wspólnej akcji). Wielkie brawa dla reżyserki za to wyczucie.
Pozdrawiam