taaa ja po pierwszych 10 mnutach się śmiałam

Przyznaję, że w jakichś 90% pierwsza wersja każdego fimu jest o wiele lepsza, nie ukrywajmy, że każda powtórka, to tylko... powtórka. Sama dorwałam się na początku do amerykańskiego "The Ring", nie wiedząc jeszcze o istnieniu japońskiego. W Japońskim, no cóż, nowy genialny pomysł i był to pierwszy tego typu fim. Jednak uważam, ze wiele japońskich scenariuszy to naprawdę cacuszka, jednak nie ma często funduszy na nagranie ich tak, jak na to zasługują. Co do tego, co nie podobało mi się w amerykańskim "The Ring": beznadziejnie zrobili twarze ofiar kasety... Oczywiście, jak to w prawdziwych amerykańskich horrorach musiały być zielone i obrzydliwe, co na sto procent wyda się widzom bardzo prawdopodobne i bardziej ich przerazi... Śmiech na sali. W japońskiej wersji natomiast ofiary wyglądały, o ile można użyć tu tego słowa, bardziej naturalnie, co w widzach wywoływało wrażenie, że coś takiego mogłoby się zdarzyć...