Plusem wersji USA jest wciągający scenariusz, choć nie ma dla mnie on tak enigmatycznej otoczki jak u Azjatów.
Cały film jest dość mroczny, ale nie pozbawiony pewnych zabiegów lekko okaleczający go z sugestii.
Aktorstwo jest w porządku. Naomi Watts oczywiście na plus. Martin Handerson i David Dorfman mnie lekko irytowali.
Zdecydowanie wolę ich odpowiedników w wersji ze wschodu.
Jest dużo ładnych zdjęć, ale czasami drażniła mnie kolorystyka, która była niekiedy zbyt intensywna i przez którą niektóre sceny zalatywały sztucznością.
Wątek z końmi był dla mnie dosyć śmieszny, a Samara nie była postacią tak tajemniczą jak Sadako.
Scena kulminacyjna z jej udziałem w ogóle nie umywa się do tego jak pokazali to twórcy z kraju kwitnącej wiśni.
Muzyka bardzo dobra, podobnie jak w wersji Japońskiej lecz zabrakło tutaj takich specyficznych dźwięków, które u Japończyków koiły moje uszy. Lecz nadrabiają to dosyć ciekawe efekty wizualne.
Obraz Verbińskiego uznaję ogólnie za bardzo udany i godny polecenia. W sumie to nawet jeden z najlepszych remake'ków minionego dziesięciolecia, bez wątpienia godny polecenia. Na swój sposób prezentuje całkiem rzetelnie amerykańskie kino grozy niewiele ustępując dziełu skośnookim.
Do ludzi, którzy wciąż się spierają czy lepsza jest wersji Made In Japane czy Made In USA mam jedną bardzo dobrą radę:
Przeczytajcie książkę Koji Suzuki'ego ! Tam najlepiej jest to wszystko opowiedziane !