Nie ma A-HA, nie ma Sheryl Crow, nie ma Alicii Keys, ani Erica Serry, kompozytora muzyki do GoldenEye (tacy trudni do zdobycia?), ale oddaje ten film hołd komu trzeba:
Monty Norman-John Barry-George Martin-David Arnold.
Co zrozumiałe, dużo Hansa Zimmera i Billie Eilish, choć przecież nie zasłużyli sobie na aż taką atencję jak choćby Shirley Bassey czy Tina Turner. No nic. Byli w zasięgu :-)
Warto obejrzeć, bo jest... chronologiczny, w dzisiejszych czasach nieporządku to prawdziwa egzotyka. I ma świetne archiwalia (m.in. Bono i Edge nagrywający GoldenEye, Paul McCartney i... Louis Armstrong:-)
Na osłodę:
https://www.youtube.com/watch?v=hR2OwmariWk
https://www.youtube.com/watch?v=Yg2dsMW4I7s
https://www.youtube.com/watch?v=m5GYObGfqek
Ależ to było seksowne kino.
Dziś jest takie... pogrzebowe(:
Piosenka Alicii Keys jest choć ona sama się nie wypowiada. Chronologiczność jest nie do końca bo przeskakują z utworami. Zgadzam się ,że za dużo Billie Eilish ale pewnie dlatego, że to najnowszy utwór. Brakowało mi też obecności A-ha , ale fajnie, że pojawili się Duran Duran. Jeśli nie mogli zdobyć wszystkich wykonawców to chociaż utwory powinny być wspomniane.
Tak, tak. Ja się dużo nowych rzeczy w tym filmie dowiedziałem, ale też mi czegoś brakowało. Bardzo mało było wspomniane o filmach z Daltonem. Living daylights można by było coś o tym powiedzieć. Ostatni film z muzyką Barry'ego. Świetna piosenka tytułowa i dobre przejście we wstępie od klasycznego brzmienia do innego stylu (sceny na Gibraltarze). Chciało by się też więcej usłyszeć o filmach z Moorem i Brosnanem. Ale i tak dobrze ogólnie się oglądało.