Czy jednak ten film da się traktować do końca poważnie? Raczej nie, a szkoda, bo w tym samym czasie nurt ów mógł się już poszczycić takimi tytułami jak "Cicha noc, krwawa noc" i "Czarne święta". Jednakże "Miasteczko, które bało się zmierzchu" z 1976 nie jest slasherem w pełnym znaczeniu tego słowa. I to nie koniecznie ze względu na to, że nie spełnia wszystkich wymogów gatunkowych (pamiętajmy, że zasady na dobre ukształtował John Carpenter swoim "Halloween" w 1978, a dwa lata później potwierdził to Sean S. Cunningham "Piątkiem 13-tego". Tutaj zaś ma się wrażenie, że ogląda się jakieś dziełko Eda Wooda - narrator (obecny już we wstępie) pojawia się potem ni stąd ni z owąd niejednokrotnie (momentami owa narracja obraża widza), niektóre osoby (nierozgarnięty policjant) i sytuacje (z powyższym, ale nie tylko) związane, śmieszą. Świetna jest za to akcja przy torach kolejowych, chyba jedyna dobra scena w tym filmie. Nie polecam, ale jako ciekawostkę z tamtego okresu można obejrzeć.