7,3 790 tys. ocen
7,3 10 1 790102
7,5 71 krytyków
Titanic
powrót do forum filmu Titanic

Film do lat 18. Sorry, ale po latach zwyczajnie śmieszy. Dobrze się stało, że Mendes zrobił Revolutionary Road i w głównych rolach obsadził DiCaprio i Winslet, bo to daje odczuć przerażający kontrast pomiędzy bajką Camerona a dramatem dwojga młodych ludzi w codziennej amerykańskiej rzeczywistości lat 60-tych.
Titanic "chwyta za serce" niczym włoskie obyczajówki.

monroepage

Powtórzę się -
Przesadne kontrastowanie biedy i arystokracji, o którym napisałeś, było celowym zamierzeniem Camerona. Więc w czym widzisz problem? Kłóci się to z realiami? Czy też uważasz jak któryś z użytkowników wyżej, iż Titanic był skupiony nie na arystokracji, lecz na imigrantach, którzy mieli przynieść zysk linii (totalna bzdura)???...

ocenił(a) film na 5
Martitta_4

"Przesadne kontrastowanie biedy i arystokracji, o którym napisałeś, było celowym zamierzeniem Camerona"

Oczywiście, że było celowe. Cały czas o tym piszę wytykając infantylność temu filmowi. Reżyser tej wielkości dobrze wie co chce przedstawić i w jaki sposób.

Natomiast co do tego jacy pasażerowie mieli przynosić zyski WLS, to nie wiem. Na pewno bogaci byli bardzo ważną grupą, bo przecież bilet jednego był równowartością kilkudziesięciu biletów pasażerów klasy niższej.

Nie twierdzę, że podziały klasowe nie istniały na tym statku. Krytykuję tylko sposób przedstawienia tego. Na pewno istniały, ponieważ Titanic zatonął w 1912 roku a więc w czasach początku wielkich przemian po których (koniec I WŚ) arystokracja utraciła wiele przywilejów a rzeczywistość kapitalistyczna zaczęła równać podziały klasowe niczym walec, bo każdy mógł stać się nagle bogaty bez względu na pochodzenie jeśli tylko potrafił się odnaleźć w nowych czasach. Symbolicznie coś poszło na dno jak ten Titanic - odeszło stare przy dźwiękach skrzypiec i odpływających szalup z najbogatszymi.

Można jeszcze długo rozwodzić się nad symboliką tego filmu. Malowany odpustowy kogucik też będzie miał jakąś wartość w tym względzie. Poematy o kupie też chyba powstawały. Tylko to nie zmienia faktu, że Titanic jest zwyczajnie prosty tj. wszystko masz tam łykać bez refleksji doświadczając wraz z główną bohaterką uczucia straty.

monroepage

A więc twoim zdaniem Cameron celowo nakręcił infantylny film, który będą łykać miliony widzów na całym świecie? Nawet gdyby mniej infantylnie przedstawił różnice klasowe, ten film sprzedałby się tak samo. Więc niby po co to tak przedstawił? Żeby powstawały poematy o kupie??? Czy po to, żeby widzowie rozmyślali nad symboliką odpustowego kogucika? ;/

Ok, rozumiem, że może ci się nie podobać sposób przedstawienia i przeplatające się sceny bogaczy i biedaków przesadnie zarysowane w tym filmie.
Ale nie możesz stwierdzić, że tak nie było, a odnoszę wrażenie, że cały czas o to się czepiasz;)
Nie chodzi tu już o historię Rose i Jacka, która jest wkomponowana w film tylko jednym jak dla mnie celu - pokazania różnic klasowych na statku. Zakochana para biegnąca przez kotłownię to absurd, tak samo jak mało prawdopodobne jest to, że w ogóle taka miłość mogłaby zaistnieć między biedakiem a arystokratką. Na samym początku postu zarzucasz, że film jest do lat 18.
Dlaczego?
Może widz do lat 18 widzi w nim niesamowitą, tragiczną miłość na tle katastrofy, a dojrzały widz potrafi spojrzeć głębiej i stwierdzić dlaczego przedstawił to tak a nie inaczej.

ocenił(a) film na 5
Martitta_4

"A więc twoim zdaniem Cameron celowo nakręcił infantylny film, który będą łykać miliony widzów na całym świecie?"

- Oczywiście. Przecież to jest profesjonalista od wytwarzania dochodowych produktów masowej popkultury. Jego filmy mają zarabiać pieniądze a on jako profesjonalista wie jak to zrobić. Mówiąc inaczej został zatrudniony przez ogromne wytwórnie filmowe, które wyłożyły pieniądze spodziewając się zysków. To brzmi bardzo materialistycznie, ale takie są realia.
Na Titanica poszło mnóstwo forsy (chyba 200 mln dolarów) i Cameron tak nakręcił ten film, że produkt się sprzedał. Była to rzecz jasna praca zespołowa, ale to do Camerona należało ostatnie zdanie i każdej kwestii, bo położył głowę na pieńku. I do tego stopnia się starał, że nawet podłożył głos pod gościa zakręcającego zawór po ogłoszeni alarmu na Titanicu (ten z wąsami).

„Nawet gdyby mniej infantylnie przedstawił różnice klasowe, ten film sprzedałby się tak samo.”

- A tego to nie wiesz. Ja wiem, że „ziew” widza powoduje palpitacje serca u tego, kto na film wyłożył pieniądze.

„Więc niby po co to tak przedstawił? Żeby powstawały poematy o kupie??? Czy po to, żeby widzowie rozmyślali nad symboliką odpustowego kogucika?”

- Przedstawił to w ten sposób, ponieważ targetem filmu miał być masowy odbiorca na całym świecie.

„Ale nie możesz stwierdzić, że tak nie było, a odnoszę wrażenie, że cały czas o to się czepiasz;)”

- Napisałem w poście wyżej, że podziały klasowe na Titanicu zapewne miały miejsce ze względu na specyfikę czasów w których zatonął ten statek. Ale na taki patos jak ukazany w filmie, moje poczucie gustu protestuje.

„Zakochana para biegnąca przez kotłownię to absurd, tak samo jak mało prawdopodobne jest to, że w ogóle taka miłość mogłaby zaistnieć między biedakiem a arystokratką. Na samym początku postu zarzucasz, że film jest do lat 18. Dlaczego?”

- Już to wcześniej napisałem w moich postach.

„Może widz do lat 18 widzi w nim niesamowitą, tragiczną miłość na tle katastrofy, a dojrzały widz potrafi spojrzeć głębiej i stwierdzić dlaczego przedstawił to tak a nie inaczej.”

- Zgadza się. Titanic to współczesne „Przeminęło z wiatrem” a raczej „przeminęło pod wodą”. Obydwie historie przyciągnęły do kin mnóstwo widzów i zostały obsypane Oskarami. Ci którzy je przyznali dobrze wiedzieli za co je dają – czas pokazał, że mieli rację.

monroepage

"Oczywiście. Przecież to jest profesjonalista od wytwarzania dochodowych produktów masowej popkultury. Jego filmy mają zarabiać pieniądze a on jako profesjonalista wie jak to zrobić. Mówiąc inaczej został zatrudniony przez ogromne wytwórnie filmowe, które wyłożyły pieniądze spodziewając się zysków. To brzmi bardzo materialistycznie, ale takie są realia.
Na Titanica poszło mnóstwo forsy (chyba 200 mln dolarów) i Cameron tak nakręcił ten film, że produkt się sprzedał. Była to rzecz jasna praca zespołowa, ale to do Camerona należało ostatnie zdanie i każdej kwestii, bo położył głowę na pieńku."

Owszem, zgadzam się, do czasów Avatara był to najbardziej kasowy film.

" Przedstawił to w ten sposób, ponieważ targetem filmu miał być masowy odbiorca na całym świecie."

Masowy odbiorca raczej nie będzie zachwycał się kogucikiem i rozmyślał nad sensem kupy.

"Napisałem w poście wyżej, że podziały klasowe na Titanicu zapewne miały miejsce ze względu na specyfikę czasów w których zatonął ten statek. Ale na taki patos jak ukazany w filmie, moje poczucie gustu protestuje."

Ale nie wiesz czy ten patos, to nie były realia:p

"-Już to wcześniej napisałem w moich postach. "

I właśnie nie znalazłam na to odpowiedzi, bo najpierw piszesz, że film jest do lat 18 a później, że nie krytykujesz nikogo komu się podoba film, ok, ale to jest już hipokryzja:)

"Zgadza się. Titanic to współczesne „Przeminęło z wiatrem” a raczej „przeminęło pod wodą”. Obydwie historie przyciągnęły do kin mnóstwo widzów i zostały obsypane Oskarami. Ci którzy je przyznali dobrze wiedzieli za co je dają – czas pokazał, że mieli rację."

Wątpię. Ten kto skupia się na historii miłosnej, może sobie patrzeć przez pryzmat melodramatu. Fakt, że dzięki tej historii film dociera do każdego widza. Mnie tam" Przeminęło z wiatrem: do kin nie przyciągnęło.

Ok. Podsumowując - w dużej mierze się z tobą zgadzam.
Nie mogę zrozumieć czemu widzisz w podziałach klasowych tak wielki patos:)
Moim zdaniem wyolbrzymienie warstw klasowych było właśnie dobrą zagrywką reżysera.
Titanic był oparty na luksusie i arystokracji, statek skonstruowany był tak, że by klasa 3 nie miała możliwości zatknąć się z klasą pierwszą, dla której były zarezerwowane wszelkie hece i apartamenty.
Mi się właśnie te przerysowane różnice podobają mimo, iż wywołują niekiedy uśmiech.
Historia nieszczęśliwej miłości jest tu jedynym patosem filmu. Cameron posłużył się nią, jako narzędziem do ukazania warstw społecznych i kontrastów np rozrywka arystokracji i rozrywka biedaków (zabawa pod pokładem).
Mimo, iż po latach film ten faktycznie odbiera się inaczej niż kiedyś, nadal zasługuje na swoje miano. Po prostu patrzysz na niego z innej perspektywy:)
Pozdrawiam

ocenił(a) film na 10
monroepage

"a rzeczywistość kapitalistyczna zaczęła równać podziały klasowe niczym walec, bo każdy mógł stać się nagle bogaty bez względu na pochodzenie jeśli tylko potrafił się odnaleźć w nowych czasach." ale bzdury, od tego był socjalizm. Kapitalizm (zwłaszcza w tamtych czasach) głosił: "jesteś biedny? to zdychaj, świat ma cię w d..."

ocenił(a) film na 9
monroepage

Co ty chcesz od "gorzkich godów"? Fajny film :)

ocenił(a) film na 5
nata1909

Pewnie, że fajny. Też się akcja dzieje na statku ;)

ocenił(a) film na 9
monroepage

Nawet jest tam zabawny wątek kiedy Oscar drze się :"Titanic znowu tonie" :D

monroepage

Bzdury aż głowa boli.
Po pierwsze mam trochę ponad 18 lat i jakoś film nie trąci mi ani naiwnością, ani infantylizmem, ani kiczem. Czemu - nie wiem. Może dlatego, że z doświadczenia wiem, że da się zakochać w ciągu dnia-dwóch i - co więcej - żyć później z takim człowiekiem przez dłuuugi czas (zaskakujące? przypominam, że powyższe słowa pisze dorosła osoba na swoim, a nie rozchwiana nastolatka)? A może dlatego, że pozostały mi jakieś resztki wrażliwości w tym świecie?
Jako że afera rozchodzi się głównie o fabułę, to daruję sobie mój zachwyt nad wersją w imaxie.
Po pierwsze: tak wtedy świat wyglądał. Arystokracja to byli bogowie, a chłopi i robotnicy to robale. Pamiętajmy jednak, że akcja dzieje się już w XX wieku - powoli rodzący się kapitalizm sprawił, że coraz więcej osób zaczęło dostrzegać kwestie równości i nierówności. Wiecie. Takie echo Rewolucji Francuskiej, która dopiero na początku XX stulecia osiągnęła swoje mentalne apogeum. W tym wszystkim mamy Ruth i Rose. Ruth ma swoje lata, urodziła się pewnie w latach '70 XIX wieku jako "księżniczka" i tak jej zostało. Rose ma 17 (!) lat, kiedy rozgrywa się akcja filmu. Wiecie, taki wiek buntownika. Każą jej wychodzić za kolesia pewnie starszego od niej o 2 dyszki, jak i nie lepiej, musi siedzieć sztywno i słuchać rozkazów. Każdy by coś ze sobą zrobił. A co jest najlepszą metodą?
[w następnym akapicie SPOILER]
Nie, niekoniecznie samobójstwo :P Urokliwa 17-latka wpada na wrażliwego biedaka. Naciągane? Czy ja wiem... Oczywiście można założyć, że gdyby oboje przeżyli, to Jack narobiłby Rose kupy dzieci, nie mieliby za co żyć i by się frustrowali, ale - u licha! - geniusz tej fabuły tkwi właśnie w tym, że nie przeżyli oboje!
[koniec akapitu ze SPOILEREM]
Niby można by się upierać, że tego typu historii było już multum... Tristan i Izolda, Romeo i Julia. Tylko, że, z całym szacunkiem, jak trzeba być oschłym, żeby nie dostrzec autentycznej szczerości w tym uczuciu? Szczerości, która opiera się na tym, że trwało raptem 3 dni. Uhm. No i pamiętajmy, bohaterowie są młodzi, bardzo młodzi. Ludzie w takim wieku naprawdę emocjonalnie reagują.
Swoją drogą, przeczytałam całą powyższą dyskusję i, co zaskakujące żaden z krytyków tak naprawdę nie napisał, CO mu się w fabule nie podoba. Stwierdzenie, że jest naiwna niczego nie tłumaczy. Dla mnie nie jest naiwna - jeśli chodzi o filmy o miłości (a nie o: nieszczęśliwej, tragicznej, chorej, niemożliwej, wstawić własne miłości, tylko o miłości po prostu) to broni się bardzo zgrabnie. I wzrusza. A jak kogoś nie wzrusza, to mi przykro. Czekam na wyjaśnienia. A. I jeśli krytycy są wielce dojrzali, pewnie starsi ode mnie, to niech sobie przypomną jaka była ich reakcja na spotkanie z ładną koleżanką, kiedy mieli te 20 lat. Nie pamięta wół jak cielęciem był. Cameron pamiętał :)

ocenił(a) film na 10
zytka_2

Zgadzam się z tobą. Ja mam lat 19, traktuję ten film z każdym rokiem coraz bardziej dojrzalej, poważniej. Nie widzę już tylko romantycznej miłości, ale widzę i tragedię setek ludzi, prawdę, ból... Może i ta miłosna historia jest prosta, banalna, ale to jest właśnie dobre, to wzrusza. Ja sama bardzo bym chciała by taki film jak Titanic był puszczany w kinach już do końca świata, bo jest to wielkie arcydzieło na które będą szły następne pokolenia, ale i starsze, które chcą odświeżyć sobie pamięć i wrócić na statek marzeń. Ja sama mogłabym oglądać ten film w kinach co roku. Dziś pierwszy raz byłam w kinie na filmie, o którym wszystko wiem, wiem jak potoczy się historia, ale zapomniałam o tym, i tak przejmowałam się losem głównych bohaterów tak jakbym oglądała to po raz pierwszy.

zytka_2

@zytka_2

Bardzo odważny komentarz;)
Fajnie, że są jeszcze osoby, które nie wstydzą się pisać o czymś takim. Akurat oglądając historię Titanica każdy po wyjściu czuje się zniesmaczony tym, że historia miłosna jest nieprawdziwa i co ona by zrobiła za parę lat, gdyby Jack przeżył a ona musiałaby żyć w biedzie z gromadką dzieci. To jest dopiero śmieszne:P To o czym niektórzy widzowie myślą po takim seansie:P

PS Odnośnie filmu takiego jak Titanic nie istnieje już chyba coś takiego jak SPOILER :P
Pzdr.

ocenił(a) film na 5
zytka_2

„Po pierwsze mam trochę ponad 18 lat i jakoś film nie trąci mi ani naiwnością, ani infantylizmem, ani kiczem. Czemu - nie wiem.”

- Bo to nie jest kwestia wiedzy, tylko subtelnych odczuć które się składają na coś, co się nazywa gustem.

„Po pierwsze: tak wtedy świat wyglądał. Arystokracja to byli bogowie, a chłopi i robotnicy to robale. Pamiętajmy jednak, że akcja dzieje się już w XX wieku - powoli rodzący się kapitalizm sprawił, że coraz więcej osób zaczęło dostrzegać kwestie równości i nierówności. Wiecie. Takie echo Rewolucji Francuskiej, która dopiero na początku XX stulecia osiągnęła swoje mentalne apogeum.”

- Proszę mnie nie małpować, bo o kwestiach podziałów społecznych panujących w tamtych czasach napisałem 2 dni wcześniej kilka komentarzy wyżej.

„jak trzeba być oschłym, żeby nie dostrzec autentycznej szczerości w tym uczuciu?”

- Ale ty piszesz o uczuciu tych dwojga do siebie a ja o sposobie przedstawienia historii. To zupełnie dwie różne rzeczy. Film jest formą sztuki a sztuka zawsze obrazowała piękno miłości- przeważnie idealnej, bezdyskusyjnej i niepodważalnej. Bo taką inną to ludzie znają z dnia powszedniego.

„żaden z krytyków tak naprawdę nie napisał, CO mu się w fabule nie podoba.”

- Ja wyraźnie o tym napisałem.

„Dla mnie nie jest naiwna - jeśli chodzi o filmy o miłości (a nie o: nieszczęśliwej, tragicznej, chorej, niemożliwej, wstawić własne miłości, tylko o miłości po prostu) to broni się bardzo zgrabnie. I wzrusza.”

- I bardzo dobrze :) Pięknie i cudownie :)

„A jak kogoś nie wzrusza, to mi przykro.”

- Przykro ci? Mnie nie jest przykro, że tobie on się podoba, chociaż uważam ten film za kawał hollywoodzkiej szmiry.

monroepage

monroepage , Ty tu chyba nie skumałeś o co mi z tymi podziałami chodziło. To, że one były i Ty o tym wiesz, to ja zauważyłam. Chodzi mi raczej o to, że to nie była celowa komercjonalizacja filmu, tylko to NAPRAWDĘ tak wyglądało. To nie jest jakiś patos, czy inna duperela, jak próbujesz Cameronowi zarzucić. Facet się zawziął i przedstawił realia ówczesnego świata chyba najlepiej w dziejach kinematografii (odtwórstwo historyczne tego filmu zachwyca mnie nieprzerwanie od jakiś 7-8 lat), chociaż się nie kłócę, nie zeżarłam wszystkich rozumów świata i wszystkich filmów nie oglądałam. Jeśli chodzi o kwestię gustu... hm. Dla mnie A.I. jest naiwne do bólu i to jest dopiero bajka, ale nie ukrywam, że film głęboko porusza i jest bardzo... ładny. Bo mimo milionów prób doszukiwania się tam drugiego dna, nie oszukujmy się - bajką (piękną!) zawsze zostanie. Co nie znaczy, że bajka musi być zła i trzeba się za nią wstydzić. Nie nakłaniam Cię do swojego zdania. Wszak de gustibus non est disputandum, tylko nie rozumiem, czemu wcześniej napisałeś, że wstydzisz się tego filmu. Hm? Miłość (jak już wcześniej pisałam: nie miłość sf, czy jakaś wypaczona, a to jeden z niewielu filmów, gdzie takowa jest) jest ludzka, a sam twierdzisz, że nic co ludzkie nie jest Ci obce :))
Przepraszam za tą straszną dociekliwość, ale interesują mnie ludzie i ich opinie.

ocenił(a) film na 10
zytka_2

zytka, naprawdę odpuść. Szkoda czasu i nerwów. Nie da się przekonać nikogo do spojrzenia na ten film przychylnym okiem - albo go czujesz, albo nie. Albo przemawia do ciebie, albo nie.

Choć nie kryję - też wkurza mnie patrzenie na filmy Camerona jak na maszynki do zarabiania pieniędzy. Absolutnie się z tym nie zgadzam. O ile mogę zrozumieć, że "Titanic" nie musi być w czyimś guście, to oskarżanie Camerona o tak prymitywne pobudki jak tylko chęć zarobienia kasy jest chamstwem. Gdyby zależało mu tylko na pieniądzach, zostałby maklerem, bankierem, przedsiębiorcą czy kimkolwiek, kto ma do czynienia z branżą finansową, w której łatwo o szybki zysk. A nawet jeśli specjalnie upatrzył sobie branżę filmową, to przecież mógł zostać producentem - nie musiałby ślęczeć nad scenariuszami, nie musiałby dbać o każdy szczegół gry aktorskiej czy scenografii. Mógłby trzepać kasę bez tego całego zawracania głowy.

Tymczasem facet został reżyserem. Ktoś, komu zależy na kasie nie poświęca swojego życia osobistego dla pracy nad filmem, nie prowadzi tak żmudnych, kilkuletnich przygotowań do jego realizacji, nie nurkuje 10 razy na dno Atlantyku, żeby zobaczyć wrak jakiegoś statku, nie jeździ po świecie w poszukiwaniu oryginalnych elementów scenografii, nie lata z kamerą za aktorami niemal dzień w dzień przez 6 miesięcy, nie siedzi całymi godzinami w zimnej wodzie z całą ekipą filmową, żeby nakręcić jedną scenę.

Cameron nakręcił "Titanica", bo to była jego autentyczna pasja, w wielu wywiadach przyznawał, że miał fioła na punkcie tego statku. Sam też powiedział, że historia Jacka i Rose była tylko pretekstem do nakręcenia filmu o Titanicu - gdyby nie chwytliwy wątek romansowy, wytwórnia nie dałaby mu kasy. Jeśli czyimś celem jest tylko zbicie kasy, to robi durny film sensacyjny czy głupią komedię, do której angażuje gwiazdy Hollywood i zyski ma gwarantowane. Nie bierze się za realizację filmu, który wymaga tylu żmudnych przygotowań, tyle nakładu pracy, tyle czasu. Nikt, kto nie jest pasjonatem się na takie rzeczy nie porywa.

Dlatego proszę, monroepage, skończ z tymi idiotycznymi oskarżeniami, bo są kłamliwe i niesprawiedliwe. Cameron naprawdę poświęcił się pracy nad tym filmem, osobiście nadzorował każdy aspekt realizacji. Stworzył chyba najwierniejszą w historii kina scenografię odzwierciedlającą w najdrobniejszych szczegółach wnętrza prawdziwego statku. Był do tego stopnia skrupulatny, że dywany na plan zdjęciowy Titanica dostarczyła ta sama firma, która niemal 100 lat wcześniej utkała je na pokład prawdziwego liniowca. Podobnie szalupy. Na każdym najmniejszym elemencie zastawy stołowej było wyrobione logo armatora, choć kamera nawet nie była w stanie uchwycić takiego szczegółu. Statyści brali specjalne lekcje etykiety, uczyli się sposobu poruszania, a nawet śmiania.

NIKT, kto do tego stopnia dbał o szczegóły filmowego planu nie mógłby robić tego tylko z tak prymitywnych pobudek jak chęć zysku. Za tym kryje się prawdziwa fascynacja i ambicja, by dokonać czegoś wielkiego w świecie kina. To samo tyczy się "Avatara", którego fabuła też była jedynie pretekstem do otwarcia w kinie nowej ery filmów 3D.

ocenił(a) film na 5
adonae

„(… to oskarżanie Camerona o tak prymitywne pobudki jak tylko chęć zarobienia kasy jest chamstwem. Gdyby zależało mu tylko na pieniądzach, zostałby maklerem, bankierem, przedsiębiorcą czy kimkolwiek, kto ma do czynienia z branżą finansową, w której łatwo o szybki zysk.”

- Branża filmowa nie prowadzi działalności charytatywnej. Jak ktoś dysponuje własnymi pieniędzmi, to może sobie wówczas kręcić filmy zaspokajające jego twórczą artystyczną wrażliwość. Jeżeli natomiast na film wykładają pieniądze inwestorzy, zwani czasami sponsorami, to oczekują zwrotu z inwestycji. Nie zawsze jest to bezpośrednia korzyść finansowa – czasami jest to reklama danego sponsora, który będzie wymieniany na każdym kroku podczas promocji filmu, czasami są to inne korzyści, także finansowy zwrot z inwestycji uzyskiwany po wygenerowaniu zysku przez film.

Nawet Kieślowski robiąc Trzy Kolory, musiał się liczyć z ostatecznym zdaniem francuskiego producenta, który wykładał kasę na tę trylogię. Z resztą bez ogródek mówił o tym wielokrotnie w wywiadach. A przecież jego filmy były skierowane do wąskiego grona odbiorców, jako europejskie kino artystyczne. Natomiast my tutaj mówimy o „Titanicu” czyli filmie Hollywoodzkim na który poszło mnóstwo, mnóstwo pieniędzy. Każda produkcja przeznaczona dla szerszej widowni wychodząca z tego filmowego zagłębia, jest produktem który musi na siebie zarobić i koniec. Inaczej w rzeczywistości kapitalistycznej przemysł filmowy nie miałby racji bytu, bo to jest przemysł właśnie – fabryka z której na taśmie wychodzą filmy. Żyje z tego mnóstwo innych firm, kin na całym świecie i miliony pracowników tej branży. Każdy tutaj musi zarobić, więc presja jest ogromna.

Natomiast pisanie o tym, że Cameron gdyby chciał zarabiać pieniądze, to zająłby się czymś innym, jest pro prostu głupie. On jest kolego reżyserem filmowym, taki ma zawód i potrafi robić filmy przynoszące zyski. Jest w ścisłej światowej czołówce w tym co robi i wątpię czy kieruje się w swojej twórczości wyłącznie własną korzyścią materialną. Bardziej imponuje mu stworzenie epickiego dzieła, dobrze sprzedającego się produktu który będzie się podobał milionom ludzi na całym świece i podniesie jego rangę jako reżysera, a to ile on, jako James Cameron na tym pieniędzy zarobi, jest na marginesie tej całej zabawy, aczkolwiek na pewno biedy nie klepie. Wiedzą o tym również szefowie wytwórni filmowych, znają jego wartość, doświadczenie i przede wszystkim – potwierdzone umiejętności. Nie wiem czy Cameron, jest reżyserem „na zamówienie” jak np. Zanussi (może nie najlepsze zestawienie tych nazwisk), ale robić sprzedające się filmy to ten gość potrafi.

ocenił(a) film na 4
monroepage

co mam zrobić, żeby mnie nie informowano o komentarzach pod moim postem?

ocenił(a) film na 10
monroepage

No to ja już naprawdę nie wiem, o co Ci chodzi. Myślałam, że oskarżasz Camerona o to, że robi filmy tylko dla kasy. Okazało się, że nie. Więc co Ci się nie podoba? Że "Titanic" był jednym z najbardziej dochodowych filmów w historii? I co z tego? Co Cię w tym tak irytuje?

Sam napisałeś, jakie są realia tej branży - jeden film zarabia miliony, inny ledwo się zwraca. Dlatego naprawdę nie pojmuję Twoich zarzutów.

ocenił(a) film na 5
adonae

Może czytaj ze zrozumieniem. Ja nie mam nic przeciwko temu, że Titanic zrobiony przez Camerona był sukcesem komercyjnym. W tym wątku pozwoliłem sobie wyrazić krytykuję infantylności tego filmu. Nie mam natomiast żadnych zastrzeżeń co do realizacji, scenografii, zdjęć, efektów itd - to bez dwóch zdań film epicki - także pod względem dochodu.

Titanic to taka "baśń katastroficzna" tyko bez królewny, smoka, jednorożców i czarnoksiężników. Dla przykładu Stardust jest w porównaniu do Titanica o wiele bardziej uczciwszy, bo przynajmniej ma jasno określoną konwencję przez co widz nie ma żadnej wątpliwości z jaką fabułą będzie miał do czynienia. Na marginesie, historia miłosna przedstawiona w Stardust jest równie piękna. I obawiam się, że chyba nawet mądrzejsza.

użytkownik usunięty
monroepage

Czy masz na myśli "Stardust", którego reżyserem jest Matthew Vaughn?
Jeśli chodzi o niego, to owszem, ma swój urok, ale nie ma co go porównywać do Titanica. Stardust to absolutna bajka, w której książę ma krew dosłownie BŁĘKITNĄ. Ukazuje miłość w sposób bardzo prosty, by trafić do dzieci. Nie twierdzę, że jest złym filmem, ale nie porównujmy go do Titanica.

Co do Titanica, to jest on wstrząsający i urzekający. Żeby dostrzec prawdziwą głębię tego filmu, nie wystarczy usiąść i zacząć oglądać, myśląc tylko o efektach specjalnych i o tym, kiedy to dojdzie do katastrofy albo kiedy Jack i Rose wreszcie się pocałują. Należy bardziej się przyglądać, dokładniej wszystko rozważać, oceniając go.
Jeśli chodzi o moje zdanie o poszczególnym wątkach, tudzież postaciach:
- miłość Jacka i Rose, tak szybko rozkwitająca i tak niesamowicie GŁĘBOKA, wzrusza do granic możliwości. Ich poczucie odpowiedzialności za siebie nawzajem... Ty skaczesz, ja skaczę. Zawsze razem. Rose zachwycały w Jacku swoboda bycia, stawianie czoła kolejnym dniom, życie pełnie niespodzianek. Nie wstydziła się go. Mogła być rozpieszczoną damą, traktować go jak robaka, lecz ona widziała w nim coś więcej. Widziała w nim wszystko, o czym zawsze marzyła - przede wszystkim wolność. On za to był świadom tego, iż nic nie mógł jej dać oprócz miłości. A ona jest najcenniejszym skarbem.
- podział na klasy, może i zbyt wyraźnie zarysowany, ale było to zamierzone (o czym często dyskutujecie ;), pokazuje różnice między ludźmi. Trzecia klasa - ludzie dość biedni jeśli chodzi o majątek, ale serca mieli szczere i ciepłe. Arystokracja - bogactwo w portfelu, lecz ubogie uczucia;
- co do matki Rose, wdowy - nie mogłam znieść samego jej widoku. Przekonanie co do własnej wartości i traktowanie pięknej córki jako ostatniej karty w grze o pieniądze - właśnie przez to zalazła mi za skórę;
- nasza kochana Niezatapialna Molly Brown - "ordynarna", choć według mnie złota kobieta. Jako że sama od niedawna należała do arystokracji, szanowała pasażerów trzeciej klasy i chciała pomóc nieszczęśnikom, dla których zabrakło szalup;
- Cal - mężczyzna sporo starszy od głównej bohaterki, zaborczy, nerwowy, porywczy i absolutnie nieczuły. Spotkałam się z opinią, że on też kochał Rose i po przemyśleniu tego, doszłam do wniosku, że może ją kochał, ale jego uczucie polegało jedynie na chęci posiadania dziewczyny niezaprzeczalnie pięknej. Kiedy gonił Rose i Jacka z pistoletem, było widać, że puściły mu nerwy, ale to chyba głównie kwestia jego dumy. Jak biedak, mający zaledwie kilka dolarów w kieszeni mógł odbić mu narzeczoną? Podsumowując: Cal to mężczyzna traktujący wszystko i wszystkich jak swoją własność lub podwładnych, oczekujący szacunku, ale ofiarowujący do innym;
- katastrofa przedstawiona w sposób dokładny, statek nie idzie po prostu na dno, ale jest mowa o jego stopniowym zatapianiu, oderwaniu się dzioba, wszystko odtworzone z precyzją. Porusza (i w dużej mierze oburza) ewakuacja najpierw pierwszej klasy, a trzeciej odcięcie drogi ucieczki. Wstrząsająca jest również panika wśród tłumu, wyskakiwanie niektórych osób do oceanu, absolutna utrata nadziei. Matka opowiadająca dzieciom bajkę na dobranoc, zapewne kobieta już widziała, że się nie uratują. Staruszkowie leżący razem w łóżku, czekający na śmierć - gotowi na nią, jeśli tylko będą razem...

Tak więc, jeśli chodzi o moje zdanie, "Titanic" to coś więcej, niż zwykły hit kinowy. To film, który ma ludziom przybliżyć część historii, wzruszyć ich... Ja osobiście po obejrzeniu tego filmu z głębokim wczuciem się w sytuację bohaterów, czuję się jakby... dojrzalsza. Może to zabrzmi dla niektórych śmiesznie, ale tak jest. Rozumiem ogrom katastrofy, bólu ocalałych na widok paniki ofiar i pojęcie prawdziwej miłości.
Wszystko jest kwestią gatunku, jaki się lubi, ale według mnie nic w tym filmie nie jest naiwne, a tym bardziej nierealne. Tylko wstrząsające.

ocenił(a) film na 5

Przeglądam filmy które oceniłaś i jest zupełnie zrozumiałe, że Titanic ci się tak podoba.

Jeżeli zobaczysz w profile innych użytkowników filmwebu którzy znają klasykę kina, to Titanica u nich raczej nie uświadczysz z wysoką oceną. Dlaczego tak jest? Czy oni się wstydzą tego filmu? Czy nie znają się na kinie? W Polsce chyba 90% ludzi go widziało i każdy kto filmami się interesuje też go widział.

To jest coś, co trudno oddać słowami, a co kryje się pod ogólnym pojęciem gustu. Z resztą uważam, że ogólna ocena Titanica na filmwebie jest uzasadniona i faktycznie ten film nie zasługuje na więcej, niż 7,5 przy ponad 213 tysiącach oddanych głosów.

ocenił(a) film na 5
monroepage

Jeszcze chciałbym dodać co do, jak to ujęłaś - "głębi" tej historii miłosnej, że co by było, gdyby się główna bohaterka dowiedziała, że jej wybranek serca byłby np. narkomanem lub złodziejem. Czy wówczas ta piękna historia byłaby twoim zdaniem tak samo atrakcyjna? Bo ja nie potrafię sobie wyobrazić skazy na tym cudownym filmowym diamencie i moim zdaniem dla wielu ludzi wzdychających nad pięknem i głębią tego filmu, taka niejednoznaczność postaci byłaby nie do zniesienia.

ocenił(a) film na 4
monroepage

dzięki

ocenił(a) film na 10
monroepage

"Jeszcze chciałbym dodać co do, jak to ujęłaś - "głębi" tej historii miłosnej, że co by było, gdyby się główna bohaterka dowiedziała, że jej wybranek serca byłby np. narkomanem lub złodziejem. Czy wówczas ta piękna historia byłaby twoim zdaniem tak samo atrakcyjna?"

Rzecz w tym, że Rose w pewnym momencie dowiaduje się, że Jack jest złodziejem. Jest to fałszywe oskarżenie, ale dowody były mocne i nie miała powodu, by im nie wierzyć. Jednak wbrew zdrowemu rozsądkowi wraca po Jacka.

Nie uważam się za filmowe bezguście, lubię raczej ambitne filmy, a mimo to znajduję w Titanicu jakąś refleksję o życiu, która - mimo że podana w niewyszukany sposób - jest bardzo prawdziwa. Dla mnie nieodłącznym elementem tego filmu są sceny mające miejsce w teraźniejszości. W ostatnich minutach, gdy pokazane są stare zdjęcia Rose - ta krótka scena jest moim zdaniem jedną z piękniejszych, jakie mogłam oglądać w kinie. Abstrahując od gigantycznego ładunku emocjonalnego, jest jedną z lepszych sekwencji, które przy minimum środków wyrazów zawierają maksimum treści: prostą, lecz zapomnianą i często banalizowaną konkluzję, że życie to dar, który trzeba wykorzystać do końca, wycisnąć z niego wszystkie soki. Fakt, że Rose ocalała z katastrofy nadaje tej uniwersalnej prawdzie jeszcze głębszy wymiar - podkreśla ten specjalny aspekt życia jako daru, ponieważ wraz z uratowaniem się z katastrofy dostała od losu całkiem nową szansę.

OK, brzmi to banalnie, ale trafia do mnie dużo mocniej niż prawdy zawarte w niektórych "ambitnych", niskobudżetowych filmach, często silących się na nie wiadomo jak głębokie mądrości, których sens często rozmywa się pod całym nawałem wydumanych środków wyrazu. Prawie 100-letnie doświadczenie popkultury wykształciło w nas przekonanie, że wszystko, co wartościowe musi pochodzić ze sfery undergroundowej, alternatywnej, niskobudżetowej. Jednak tak kategoryczny podział "głębokie kino niezależne" vs. "mainstreamowa hollywoodzka papka" to zbyt duże uproszczenie. Są historie, które mimo swojej prostoty, czasem nawet naiwności, zawierają w sobie coś uderzająco prawdziwego. I nie można ich skreślać tylko dlatego, że były nakręcone w Hollywood czy dlatego, że nie penetrują wzdłuż i wszerz pokręconej psychiki bohaterów.

Seans z Titanikiem zawsze wprowadza mnie w nostalgiczny nastrój pełen zadumy. Myślę wtedy o przemijaniu, o starości, w ogóle o sensie naszego bycia tu i teraz, o ludzkiej pysze, o kruchości człowieka i jednocześnie o jego sile. Dla mnie motyw katastrofy statku został genialnie wyzyskany przez Camerona dla zilustrowania pięknej refleksji o życiu i nie interesuje mnie, że zachowania Jacka i Rose były przewidywalne. Jeśli kiedyś byłeś zakochany to doskonale wiesz, że właśnie tak wygląda zakochanie, że miłość naprawdę nie zna granic i że ludzie w tym stanie naprawdę potrafią dokonywać szalonych rzeczy. Jeśli byłeś kiedyś młody, to też wiesz, że właśnie tak czuje się człowiek mając naście lat, tak jak Rose - głowa pełna marzeń, planów, zwariowanych pomysłów.

Ta historia ma swój niezaprzeczalny urok i siłę, i jeśli tylko patrzy się na nią bez wygórowanych oczekiwań, bez intelektualnego zadęcia czy balastu dorosłych doświadczeń, który czyni nas często zgorzkniałymi i zacietrzewionymi w swoich przekonaniach, naprawdę potrafi przemówić do serca i umysłu i uświadomić nam pewne prawdy, których fakycznego sensu dotąd nie rozumieliśmy.

adonae

Zgadzam się z przedmówcą ale dorzucę swoje 3 grosze.

Jakby ktoś spojrzał na wąską ekipę odpowiedzialną za konstrukcję treściową Titanica (czyli przyjaciół Camerona z ekspedycji oraz dzielących z nim pasjonowanie się tą niesamowitą historią), to mógłby odnieść wrażenie, że to ma być film historyczny. W zasadzie czytając komentarze przedmówców, z niektórymi przytykami można się zgodzić. Ot, uproszczanie na przykład - to oczywiste, w końcu Cameron, też chciał zarobić ale nie spłaszczać historii, w końcu tzw. Theatrical cut miał o ok. 50 minut mniej niż w "Final cut".
Moim zdaniem jest kilka spraw, o których należy pamiętać oglądając ten film, żeby uchwycić cały szeroki aspekt poza wątkiem miłosnym, notabene nieprzesłodzonym (za co JC ma ode mnie plus).
Jednym z tych aspektów jest etykieta i wychowanie ludzi płynących tym statkiem. Pamiętajmy że Ci ludzie, z wyższych warstw, byli wychowywani wedle tradycji jeszcze XIX-wiecznej. W filmie podkreślone jest urodzenie, i jego wartość. Pamiętajmy, że gdy matka Rose mówi do niej o nazwisku, chodzi o korzenie, o cały bagaż nobilitacji, tytułów. A gdzie tu miejsce na szacunek dla tych z niższych warstw ? Jasne, pogardy nie ma, nabijanie może, ale o szacunku mowy raczej brak.
Tym samym nie mogę zgodzić się ze zdziwieniem większości komentujących cd. pokazania traktowania, jakim bogaci raczą biednych.
Spójrzmy na wymowę samego statku, po co budowano kraty i elem. oddzielające, jakbyśmy to dziś nazwali strefę VIPa od strefy "normalnej" ? To daje do myślenia.
Pokazane są również konflikty wewnątrz warstw na przykł. stosunków między "niezatapialną" Molly Brown a innymi zamożnymi.
Można Titanicowi wytykać wiele, ale to że to bajka to lekka przesada.
Jedna osoba z ww. kręgu Camerona musiała czytać zeznania tych, co przeżyli, ich pamiętniki, artykuły w gazetach, Marconigramy.....innymi słowy, realizm starano się zachować i moim zdaniem w większości to wyszło. Jasne elem. samobójstwa oraz to że, Molly Brown się "niejako" poddaje są sfabularyzowane, ale tylko po to by dodać realizmu. W realu obie postaci zachowały się niezwykle heroicznie i widzowie mogli by nie uwierzyć. Na to warto zwrócić uwagę, a to dlatego że w XIX wieku generalnie honor stał b. wysoko, jeżeli ktoś "dawał słowo", to tak musiał zrobić, inaczej przestawał istnieć "w społeczeństwie". Albo to, albo śmierć.

PS. Sporą część to szokuje ale gros III klasy serio nie rozumiałą angielskiego. Sam się niedawno zagłębiłem w tą kwestię ale tam podróżowali obywatele narodów spoza Anglii, poza Włochami również m. in. Chorwaci, Słoweńcy, ogólnie sporo z Eur. i Bałkan.

ocenił(a) film na 9
monroepage

I tak wiem żeś Troll :D xD

monroepage

Masz rację. Poczytaj:

http://users.uj.edu.pl/~romanows/titanic.htm