Nie rozumiem . Owszem film jest dobry ,ale nie uwazam zeby zasługiwał az na tyle statuetek . Moim zdaniem lekka przesada. Są filmy o wiele lepsze ( i nie mówie tu o komediach romantycznych tylko o wiele ambitniejszym kinie ) które nie dostały ani jednej.
Oczywiście zrozumiałem Katie co miałaś na myśli, Twoja wypowiedź wcale nie była tak zagmatwana. Zrozum tylko jedno: "Titanic" według Jamesa Camerona nie miał być filmem biograficznym czy dramatem w stylu "true story" emitowanym w pasmach typu Okruchy życia. Katastrofa tego transatlantyka miała być tylko tłem do historii miłosnej, gdyż w wizji reżysera i scenarzysty to miał być przede wszystkim melodramat, wyciskacz łez. I trzeba przyznać, że mu się to udało (choć tu pewnie się nie zgodzisz). Fabuła jest prowadzona bardzo zgrabnie, bardzo sukcesywnie-najpierw "spokojne" sceny typu poznanie się Kate z Jackiem, rysowanie jej portretu czy wspólne kolacje. tańce, spotkania itd. W końcu akcja stopniowo nabiera coraz to szybszego tempa, jest intryga, fałszywe oskarżenie Jacka, jakaś strzelanina, a wszystko to idealnie komponuje się z wydarzeniami z tła, a więc uderzeniem w górę lodową. Jak jest później wszyscy wiemy, jednych to wzrusza, innych nie. Samo zakończenie, tj. ostatnia scena, gdy dusza Kate powraca do Titanica jest dla mnie jedną z najpiękniejszych scen z całego filmu, która świetnie oddaje przesłanie, że "serce kobiety to ocean pełen tajemnic".
A co do Oscarów, nie traktowałbym tego tak poważnie, te nagrody bardzo straciły na prestiżu. Odnośnie jeszcze do wypowiedzi Pana nade mną-mnie najbardziej boli, że Oscarów nie zdobył najlepszy wg mnie-i Akademii-film Sci-Fi ever, a mianowicie "2001:Odyseja kosmiczna", ale tu już za bardzo odbiegam od tematu.
jak dla mnie zasluzyl;d swietny dramat najlepszy film w swoim gatunku ewentualnie scisla czolowka zebym nikt mnie nie podejrzewal o fanatyzm xD
Nie rozumiem jak można było przedstawić taką tragedie tylko jako ,,tło" .. To jest dla mnie niedorzeczne. Wykorzystywac smierć tylu ludzi , dzieci tylko po to ,aby stworzyć bardziej wzruszające love story? Cameron przedstawił to tak jakby ta tragedia była niczym , najważniejsze było to ,że Jack oddał życie za Kate. To dla mnie obraza osób , które rzeczywiście zginęły w tej tragedii.. Stawiać miłość jakiś tam młodzieńców wyżej niż rozbicie statku. Jeżeli reżyserowi zależało na stworzeniu dobrego wyciskacza łez trzeba było się pokierować inną fabułą.. Dla mnie zdanie typu,, tragdia i rozbicie transantlantyku było jedynie tłem " jest po prostu brakiem szacunku dla prawdziwych ofiar .
A oglądasz czasem filmy o II wojnie światowej? I fakt, że reżyserzy nie ukazują w nich śmierci wielu ludzi, tylko najczęściej tragedię jednostki nie oznacza bynajmniej, że obrażają poległych.
No i niby w jaki sposób według Ciebie James Cameron miał nakręcić "Titanica" tak, aby nie wykorzystywać śmierci tylu ludzi? Przedstawić po kolei każdego bohatera? Zrozum, to nierealne, a właśnie Jack miał symbolizować osoby, które tam zginęły. Podobnie jest z melodramatami wojennymi.
Oglądam wiele dramatów wojennych , których akcja rozgrywa sie w obozach pracy . Tyle ,że tam nie ukazują warunków obozu jako tła lecz jako podstawe. Nie widziałam jeszcze dramatu wojennego w którym rozgrywałoby się ,,love story " .
Takie pierwsze lepsze melodramaty wojenne, jakie przychodzą mi do głowy: "Lecą żurawie", "Angielski pacjent", "Pearl Harbor", "Bardzo długie zaręczyny", "Miłość i wojna", jakby się tak zastanowić, to całkiem sporo tego jest.
A teraz z innej beczki-pewnie wiesz, że wersja Jamesa Camerona, to któryś z kolei film o Titanicu. Oglądałaś jakieś poprzednie? Ja tak, wersje z 1953r. oraz tę z Catheriną Zetą-Jones. O ile tę pierwszą kiepsko pamiętam, o tyle-wierz mi-druga wcale nie jest pod tym względem lepsza. Zeta-Jones na statku spotyka swego eks, znów nawiązuje z nim romans, mimo że jest mężatką, a dalej jest podobnie, tyle że skromniej ukazane.
Jednak, wracając do tego "Titanica", nadal uważam, że Cameron nie zbezcześcił pamięci ofiar, tylko wręcz przeciwnie-złożył im swoisty hołd. W filmie przecież ukazane są też losy pasażerów drugiej klasy, ich próba uratowania się z tonącego statku, porażka kapitana Smitha czy orkiestra grająca do końca.
A na koniec tej wypowiedzi, przytoczę cytat Rose: "Morze zabrało półtora tysiąca ludzi wokół dryfowało dwadzieścia szalup tylko jedna zawróciła, jedna. Z wody wyłowiono sześć żywych osób. Wśród nich byłam ja sześć z półtora tysiąca, a potem siedmiuset ocalałych mogło już tylko czekać w szalupach czekać, by umrzeć albo żyć czekać na rozgrzeszenie które nigdy nie nadeszło."
No i nadal czekam na odpowiedź, jak Twoim zdaniem, Cameron miałby nakręcić ten film tak, aby Ci się podobał. No bo, z tego co czytałem Twe wypowiedzi, to najlepszy byłby dla Ciebie dokument o wydarzeniach z 1912roku.
Pozdrawiam koleżankę z naszej Łodzi!
Ja także pozdrawiam :))
Zwyczajnie , po prostu mniejszą wagę przyłożyć do miłosci Rose i Jacka . Np. końcowa scena , w której Rose ucieka z łódeczki i biegnie do ukochanego . Ja rozumiem , miłość miłością ,ale to było tak cholernie sztuczne . Ludzie robili wszystko,aby sie uratować , przeżyć a ona traci taką okazję , bo na statku został jej chłopak . Chłopak , którego ile znała ? Myśle ze dobrze by było gdyby na końcu filmu dodali jeszcze napis ,, Pamięci ofiar z 1912 " czy coś takiego. .. Bardzo podobał mi sie np. film o ofiarach z 11 wrzesnia 2001 roku ,,Lot 93" . Co do poprzednich wersji , oj o tamtych nawet nie wspomne . Ta jest juz najlepsza..
Fakt, ta jest najlepsza, dobrze, że choć tutaj się zgadzamy :)
Wydaje mi się jednak, że napis w stylu "Pamięci ofiar Titanica" sugerowałby właśnie, że to film stworzony wyłącznie z myślą o tych, co utonęli, a jak wiemy, nie do końca tak było. Scena, w której Kate ponownie wskakuje na statek, zamiast uciec, jest przeciwieństwem postawy jej narzeczonego-Cala, czy pozostałych osób, które za wszelką cenę usiłują się uratować. Po prostu reżyser ukazuje, że w takich chwilach ludzie zachowują się różnie. Jedni ulegają panice, a inni, jak choćby muzycy, matka opowiadająca dzieciom bajką, kapitan Smith czy starsze małżeństwo. Wolałabyś, gdyby Kate odpłynęła w siną dal, a Jack utonął w samotności? To byłoby bardzo egoistyczne ze strony dziewczyny, zwłaszcza, że chyba dwa dni wcześniej on chciał skoczyć za nią do wody, gdyby ta chciała się zabić.
Swoją drogą-na ile oceniasz tego "Titanica"?
Dałam 6/10..
Oczywiście ,że nie .. To juz w ogole byłoby śmieszne , gdyby Rose odpłynęła a Jack został i sie utopił . Wtedy można byłoby nazwać to wręcz komedią. Dla mnie w ogole ta scena powinna być usunięta . Ale widzisz w tym filmie bardzo dużo robi charakter odbiorcy . Ja jestem raczej osobą , która nie wierzy w ,, miłość od pierwszego wejrzenia " , ,,na śmierć i życie " , więc może dlatego film wydaje mi się taki naciągany .. Ty widocznie jestes moim przeciwieństwem i uważasz, że takie sceny jak ta wyżej opisana są wzruszające i piękne.
Moja ocena jest widoczna z lewej strony, choć przyznaję, że jest ona nieco podciągnięta. Zdarza mi się nieco zawyżać lub zaniżać swe noty o jedno bądź dwa oczka niektórym filmom. Z tego co widzę, Ty chyba robisz podobnie ("Tajemniczy ogród" na 1/10? Nieźle, hehe).
W sumie, nie wiem czy jestem osobą, wierzącą w ,, miłość od pierwszego wejrzenia " , ,,na śmierć i życie", wiem tylko tyle, że ten wątek w "Titanicu" zupełnie mi nie przeszkadzał. Co innego w filmach najczęściej sensacyjnych, gdzie głównymi bohaterami są dopiero co poznana para i zgodnie ze schematem obowiązkowo na końcu muszą się zejść. Tutaj jednak związek Jacka z Kate był tak ładnie przedstawiony, że nawet jeśli jest odrobinę naciągany (fakt, w ciągu paru dni znajomości zdążyli już pójść do łóżka, ekhem znaczy samochodu oraz byli gotowi oddać za siebie życie, a po kilkudziesięciu latach od tego wydarzenia dusza Rose wraca do Jacka zamiast do swego męża, z którym ma dzieci), to jestem to twórcom wybaczyć.
Ohh.. Zgadles .. Zdarza mi sie troszke obniżyc albo zawyżyc.. W przypadku ,,Tajemniczego Ogrodu" .., no cóz nie podobał mi sie zupełnie.. Myślałam nad dobrymi cechami tego i filmu i wyszło ze powinnam dać dobrą note , bo niby dobry klimat obsada itd. Jednak nie umiałam ponieważ film mnie po prostu nudził i miałam go ochote wyłączyć ( mam jednak w zwyczaju ,że staram sie obejrzec film do końca , bo czasami zakonczenie może naprawde wiele ) . Książka była o wiele fajniejsza. Wciągnęła mnie w przeciwieństwie do ekranizacji . Natomiast co do filmów akcji o których mówisz , zgadzam sie mnie tez denerwuje , kiedy konczy się wielką love. np. Speed-niebezpieczna predkosc . Film byłby o wiele lepszy gdyby darowali sobie miłosc głównych bohaterów.
Hehe, Ty również zgadłaś, bo pisząc to, miałem na myśli właśnie Speed, no i oczywiście Bonda, który tradycyjnie w każdym odcinku musi mieć średnio dwie laski. O ile, jeżeli chodzi o cykl przygód agenta 007 zupełnie mi to nie przeszkadza, bo to stanowi już taki dodatek do niego, jak wstrząśnięte, niezmieszane Martini czy gadżety (tak, wiem, bardzo szowinistyczny tekst, ale nie moja wina, że Bond taki już jest), o tyle ten sam schemat we wszelkich filmach akcji już trochę drażni.
"Tajemniczy ogród" podobał mi się, nawet dziś już o tym pisałem na innym forum. Pięknie przedstawiony ogród, muzyka, gra dzieciaków, a że książka lepsza, cóż, prawie zawsze tak jest. Jedyne filmy, które przebiły swój literacki pierwowzór jakie znam to "Szczęki", "Jurrasic Park", "Lśnienie" i "Ojciec chrzestny", choć tu kwestia jest sporna.
Jednak, wracając do "Titanica", nie uważam, iż byłoby o wiele lepszy gdyby darowali sobie miłość głównych bohaterów. Moim zdaniem, tu wszystko było na swoim miejscu i jest to jeden z tych filmów, do których lubię wracać. Swoją drogą, właśnie rok minął od ostatniego seansu, a Polsat go nie powtarza. Hmm, to aż dziwne jak na tę stację...
Za to powtarzają jak co roku w święta ,,Kevina w Nowym Jorku " :)
Co do książek : Ja jeszcze dołoze ,,Zielona Mile" i ,,Skazanych na Shawshank "
No i samego w domu, tym razem mieli sobie darować, a jednak będzie w Boże Narodzenie. "Titanica" też niebawem pokażą, jestem tego więcej niż pewien :)
Co do "Skazanych na Shawhank", czy to aby na pewno książka, a nie opowiadanie? Nawet na liście jego powieści nie ma jej. Zresztą zarówno "Skazanych...", jak i "Zieloną milę" znam jedynie z filmów Franka Darabonta, które bardzo mi się podobały, zwłaszcza nieco mniej oceniona "Zielona mila".
To ksiązki też Ci polecam . Swietne. Bardzo mało różnia sie od ekranizacji. Frank Darabont odwalił kawał dobrej roboty , bo nie ominął zadnego ważnego wątku i trzymał się fabuły książki.
To można powiedzieć, że albo odwalił kawał dobrej roboty, albo poszedł po linii najmniejszego oporu, bo niekoniecznie lubię, gdy film jest w stu procentach zgodny z książką. Wolę, gdy reżyser ma własną wizję, tak aby film nie był kalką literackiego pierwowzoru. No ale wiadomo, pewnie Darabont wolał się nie narażać Kingowi, tak jak 30 lat temu zrobił to Stanley Kubrick (dostał za to nawet nominację do Złotej Maliny, jak czas pokazał, bardzo niesłusznie). Ale i tak pięknie mu te filmy wyszły.
Wiesz, co zrobić, by posty nam się aż tak nie zawężały? To znaczy, by znów któryś z kolei był tak szeroki jak pierwszy?
Wiesz, co zrobić, by posty nam się aż tak nie zawężały? To znaczy, by znów któryś z kolei był tak szeroki jak pierwszy?
Nie rozumiem co masz na myśli..
Dobra, już się dowiedziałem, trzeba po prostu odpowiadać pod tytułowym postem.
Żeby ten post jednak nie był "pusty", to dodam, że na moje pierwsze pytanie odpowiedziałaś, że odjęłabyś mu Oscary za najlepszy film i piosenkę. Widzisz, gdyby "Titanic" nie zdobył statuetki za piosenkę, a w innych kategoriach owszem, to automatycznie musiałby dostać go w kategorii film.
Jeszcze jedno, gdy mówiłaś, że chciałabyś pójść do liceum o profilu humanistycznym z elementami filmoznawstwa, to miałaś na myśli "szóstkę" przy Podmiejskiej? No cóż, powiem tylko, że odradzam.
A planowałaś tam iść? Mam koleżankę, która tam chodziła i bardzo na tę szkołę narzekała. Szczegółów nie znam, ale trzy lata temu sam stałem przed wyborem szkoły średniej (dobrze liczę, że jesteś w trzeciej gimnazjum?). "Szóstkę" umieściłem dopiero na trzecim, czyli ostatnim, miejscu, ale na szczęście bez problemu dostałem się tam gdzie chciałem i teraz jestem bardzo usatysfakcjonowany z obecnej szkoły. Zdecydowanie w wyborze najbardziej pomogło mi po prostu jeżdżenie po tych szkołach i sprawdzanie ich. Weź pod uwagę takie rzeczy jak: wygląd szkoły, jej osiągnięcia, dojazd do niej, no i zastanów się trochę poważniej, co byś chciała w przyszłości robić. Pamiętaj, że po liceum nic nie masz, a technikum nie dość, że ma te same przedmioty co LO (nawet większość podręczników się pokrywa), to jeszcze fachowo przyucza do zawodu, z czego przecież wcale nie musisz skorzystać. Poza tym, czasy się zmieniły i nie ulegaj stereotypom, że technika są tylko dla chłopaków, bo u mnie w szkole jest całkiem sporo dziewczyn.
Wiesz co tak szczerze Ci powiem ,że ja w ogóle nie mam pojęcia do jakiego liceum iść. Chciałabym bardzo dostać się do 3 ,ale z moją oceną z matmy to nie da rady . Technikum raczej odpada , bo ja nie jestem jeszcze do końca pewna co bym chciała robić ( miałam pewną pasję ,ale niestety , życie pokrzyzowało mi plany ) . Napewno pójde w strone przedmiotów humanistycznych , bo chemia , fizyka itd to moja ,, pięta Achillesa" . Ledwo co na 2 wyciągam z matmy . ( wiem wstyd się przyznać ) . Koło mnie jest blisko takie liceum, ale czy ja wiem .. Jestem raczej osobą , która stawia sobie wyżej poprzeczkę niż rejonówka.
W styczniu przyjdą ferie, pojeździj wtedy po wybranych szkołach i dowiedz się o nich czegoś więcej. Oczywiście dyrekcja będzie Ci wmawiać jaka to ich szkoła nie jest wspaniała itd, więc lepiej pogadaj z kimś komu aż tak na renomie szkoły nie zależy, np. z woźnymi czy starszymi kolegami.
Ja raczej jestem przeciwnikiem liceów, bo raz, że po nich zupełnie nic nie masz, to jeszcze często ich poziom jest dość niski (a porównuję go czasem z kolegami z gimnazjum). To, że masz słabe oceny w Twojej obecnej szkole wcale nie oznacza, że tak samo będzie dalej. Sporo zależy od nauczyciela, a pamiętaj, że technikum jest czteroletnie, więc masz większą szansę na ewentualne nadrabianie braków. A liceum nr 6 to lepiej sobie daruj, zainteresowania zainteresowaniami (jak widzisz, ja też bardzo lubię filmy), ale to nie jest przyszłościowe rozwiązanie.
Wiesz, masz jeszcze sporo czasu. Na pewno będziesz miała u siebie jakieś zajęcia związane z wyborem szkoły średniej, będziecie rozmawiać między sobą o tym, coś wybierzesz. Po prostu uważam, że dobrze by było, gdybyś coś po tej szkole miała. Zawsze można zaryzykować, pójść do jakiejś szkoły powiedzmy trudniejszej i w trakcie z niej zrezygnować. No bo raczej na odwrót, z gorszej do lepszej, tak łatwo Cię nie przyjmą. Masz do wybory 3 szkoły, pamiętaj by na pierwszym miejscu wybrać tę, do której najtrudniej się dostać, a na trzecim jakąś lajtową (ja właśnie na trzecim umieściłem szóstkę). A może napisz coś więcej o swoich planach i o tym, jak obecnie Ci idzie. Z matmy już wiem... ;)
W tym roku to raczej kiepsko , bo dużo chorowałam i wiesz zaległosci. Najlepiej jednak z polskim , bo mam ,,smykałkę" do pisania różnych opowiadań , recenzji itd . Z gramatyką trochę gorzej ,ale jakos idzie. Historia też w porządku =) ( szczególnie tematy o II wojnie św. ) Gegra kiepsko , bo gubię się w tych wszystkich mapkach i wykresach. Fizyka , teoria ok , zadania masakra . To samo chemia . Chociaz o dziwo , z tych dwóch przedmiotów mam nawet w miare oceny .Biologia , oprócz zadań , z genetyki , jest dobrze . Wos - w porządku . Co tam jeszcze jest?
A jak języki obce?
Zasadniczo i tak najważniejszy jest egzamin gimnazjalny, bo od niego zależy przeważająca liczba punktów. Ja otrzymałem z niego 71pkt (tylko wiesz, wtedy maksymalnie było 100, więc był to przyzwoity wynik) i bez większego problemu dostałem się do dobrego technikum. Chemii też nie lubiłem, ale odeszła nam ona w drugiej klasie, więc już mam spokój. U mnie najgorzej jest z biologią, gdyż po prostu nie umiem wyobrazić sobie tego, co czytam w podręczniku. Jakieś kariotypy, nukleotydy, specjalizacje allopatyczne, allele itp-za cholerę nie potrafię tego wyobrazić. Oczywiście, duży nacisk jest u nas na przedmioty zawodowe, ale jakoś daję radę.
No dobra, załóżmy, że już zdasz maturę i skończysz liceum. I co dalej?
Widzisz, technikum jest o tyle dobre, że już masz w ręku zawód, co w dzisiejszych czasach jest bardzo ważne. Ciężko będzie Ci znaleźć w przyszłości dobrze płatną pracę, umiejąc tylko przedmioty humanistyczne. Sam ma 5 z polskiego, ale świadomie nie poszedłem do liceum i teraz, porównując z kolegami, którzy tam poszli nie żałuję. Ale oczywiście wszystko jeszcze zależy, które LO. Trójka przy Sienkiewicza faktycznie jest bardzo dobra, ale tam ciężko jest się dostać, a wybieranie sobie przeciętnego liceum nie jest mądrym pomysłem.
Języki obce ? Niemiecki , z którego mam 5 .. Ale i tak podstawa jest angielski , więc sam rozumiesz. Bez niego ani rusz.
Własnie w tym jest rzecz ,że ja nie wiem co chce robić . Może nie to ,że nie wiem ,ale obawiam sie ze nie dam sobie rady . Do wybrania następnej szkoły pozostało mi pare miesiący , załóżmy ,że zdecyduje się na technikum . Jakie ?. Zawsze byłam dobra w sporcie ,ale to odpada . Przedmioty ścisłe o NIE! . Zostaje humanistyka . Ale jeszcze trzeba wybrać podkategorie . Nie... Ja nie wiem .. Boże . Pewnie wybiore cos na ostatnią chwile i pozniej będe załowac..
Hehe, pamiętam, że trzy lata temu miałem podobnie. Z niemieckiego miałem 5 i mam ją nieprzerwanie nadal, jestem więc pewien, że ten język będę zdawać na maturze.
Dla pocieszenia powiem Ci, że ja też nadal nie wiem, co chcę dalej robić. Niby dobrze idą mi przedmioty zawodowe u siebie (ze wszystkich czwórki, tylko z języków zawodowych piątki), ale nie mam pojęcia czy chcę to kontynuować na studiach. Ten sport faktycznie za bardzo Ci nie pomaga, humanistyka jest przydatna, ale nie sama w sobie, bardziej jako dodatek. Dobre oceny z polskiego nie dość, że podwyższą Ci średnią, to jeszcze pomogą zdać maturę, która z polaka jest obowiązkowa. Technika nie wszystkie są bardzo ścisłe, poszukaj, może jednak któreś będzie Ci odpowiadać. No i dobrze byłoby zorientować się, które kierunki są zabiegane w ofertach pracy, rzecz jasno dobrze płatnej. Nie chcę Cię martwić, ale zbyt wielu ofert z samą humanistyką nie znajdziesz.
No nic, mam nadzieję, że trochę Ci pomogłem. Na razie kończę, ale jeśli masz jakieś pytania, to jutro Ci odpiszę. A dobra znajomość niemieckiego to spory atut, bo wbrew pozorom niewiele osób biegle zna ten język, większość raczej go nie lubi. Angielski umieją niemal wszyscy, przynajmniej podstawę, więc niemiecki powinien Ci się przydać jako przeważający atut nad osobami znającymi tylko anglika.
Do jutra!
Proszę :)
Troszkę zrobił nam się z tematu off-topic. Z tymi podkategoriami to chodziło CI o to, które oceny z przedmiotów wliczają się do tej końcowej punktacji (obok egzaminu i konkursów) czy o profile? W sumie jedno wynika z drugiego, ale tym bym się nie przejmował.
O profile.. Jeju , zazdroszcze Ci ze masz to już za sobą . Ja się tak denerwuje tą cała sytuacją z wyborem szkoły , egzaminami , ocenami . Jeszcze na dodatek w tym tyg. mam próbne egz.
Próbne to chyba tylko takie sprawdzające, byś się zorientowała jak to w ogóle wygląda. Pamiętam, że ja na próbnym zaznaczyłem odpowiedzi jednocześnie iksem oraz kółkiem (nie mogłem się zdecydować), dopiero po oddaniu skapnąłem się, że wyglądało to tak, jakbym wszystkie dobre odpowiedzi (kółka) poskreślał. Ale i tak mi zaliczyli.
Tak ,ale i tak stresik jest . źle mi pójdzie to później komentarze nauczycieli.. Ehh.. Chciałabym to już mieć za sobą ..
A w ogóle są za to oceny? Jak ja pisałem to były, liczone razy 3 z każdego przedmiotu, którego egzamin dotyczył.
Pewnie tak.. Wiesz z matmy to i tak kolejna 1 mi nie zaszkodzi , ale jak nie daj Boże pójdzie mi źle z polskiego to mogę się pożegnać z 5 na sem.
Jakoś nigdy nie rozumiałem ludzi, którzy przejmują się oceną semestralną. Ona jest tylko informacyjna, liczy się i tak końcowa. Jedynka z matmy raczej nie jest możliwa, przecież to test, zwykłym strzelaniem można parę punktów uzbierać, a pewnie coś obliczyć też Ci się uda.
Ja muszę póki co wybrać sobie temat pracy maturalnej. Polonistka poprosiła bym zrobił to do ferii, więc też jest niewesoło. Zwłaszcza, że interesuje mnie najbardziej dość trudny temat. Też sobie stawiam wysoko poprzeczki :)
Ja też z reguły nie przejmuje sie oceną semestralną ,ale w tym roku do liceum /technikum wliczają sie własnie te a nie końcowe.. Myslisz ze takto bym się tak przejmowała? :-DD A jaki temat pracy bierzesz pod uwagę ?
"Dekalog Krzysztofa Kieślowskiego, a Dekalog biblijny-identyczne czy odmienne?". Dość trudne, ale chodziłem do gimnazjum im. Kieślowskiego, znam wszystkie jego filmy, z Biblią też jestem w miarę obeznany.
Dziwne co piszesz, u mnie liczyły się oceny końcowe. Przecież one dają punkty, które są wymagane do przyszłej szkoły. Skoro nie wiesz którą wybrać, to skąd masz wiedzieć na których ocenach, czyli punktach, Ci zależy?
Niee.. Podania do szkół mamy składac w maju , coś takiego . I wtedy liczą się pod uwage punkty z egzaminu i oceny z 3 przedmiotów semestralnych . Troche sie pozmieniało..
Faktycznie pozmieniali, moim zdaniem na niekorzyść. Czyli jeśli w kwietniu egzamin pójdzie nie tak jak planowałaś, to na biegu będziesz musiała zmienić wybór szkół? To trochę bez sensu, choć i tak oni raczej przyjmują wszystkich, poza tymi zupełnie najgorszymi, do których pewnie nie należysz :)
Dobra , nie mówmy już o tym proszę , bo jestem taka zmieszana ,że nie wiem kompletnie co robić .
Hehe, rozumiem. Ale masz jakichś starszych kumpli, by w razie czego ich potpytać? Może chociaż powiedz, który rejon Łodzi najbardziej by Ci odpowiadał. Ja chodzę do szkoły w śródmieściu, a dojazd do niej zajmuje mi coś koło pół godziny. No, teraz trochę dłużej dzięki naszemu kochanemu MPK, które jeździ jak chce.
No tak rozumiem . Ja też moge codziennie liczyc na ,,niezawodność" MPK.
Mieszkam na Bałutach , wiec byłoby miło gdyby znalazła sie jakas dobra szkoła w pobliżu , bo dojazdy , jak sam mówisz, szczególnie zimą nie są zbyt fortunne . Obecnie chodze do gimnazjum w sródmiesciu ,wiec musze wstawac 30 min wczesniej niż wiosna albo latem , żeby zdazyc na czas. do szkoły . ( chociaz i tak nie zawsze sie uda ) ..
Doskonale Cię rozumiem, ale półgodzinny dojazd do szkoły ma ten duży plus, że zawsze mona w autobusie coś sobie powtórzyć. Zakładając, że masz miejsce siedzące, albo chociaż "przy kole", jeśli mówimy o tych dłuższych autobusach. Rano to jeszcze jeszcze, jeżdżą w miarę zgodnie z rozkładem, zwłaszcza, że mieszkam nieopodal krańcówki, ale powrót ze szkoły często bywa koszmarem. Wtedy już nie można liczyć na rozkład ani miejsce siedzące. Mój rekord powrotu to prawie trzy godziny. To było chyba ze 3 tygodnie temu, wtedy, gdy tak nas zasypano.
3 godziny ?? Nie zartuj.. Rany.. z tego co pamiętam ja sie wtedy uchroniłam i zostalam w domu. Naprawde można oszalec . Rano ja czekam przewaznie do 45 minut jak nic nie przyjezdza to wracam do domu. A z powrotem jest okropnie. Buty mam całe przemoknięte , plecak ciązy mi jakbym miała tam z 5 kilo ziemniaków , rąk już nie czuje i stoje na przystanku jak taka sierota czekając jak któryś z kierowców w koncu sie zlituje i raczy łaskawie przyjechać . A jak już zaszczyci nas swoja obecnościa to pozostaje jeszcze sprawa wepchnięcia sie do tego autobusu. I te wstrętne mohery.. Ile ja już razy wdawałam sie z nimi w dyskusje..
Bardzo jestem ciekaw o co te dyskusje i jak wyglądały?
Rano przyjeżdżają u mnie punktualnie, gorzej jest, jak to ja się spóźnię. Jeśli chodzi o powrót, to mam tak niefortunnie, że odjeżdżają mi autobusy na kilka minut przed moim przyjściem na przystanek. Czasem próbuję go z al.Piłsudskiego dogonić jakimś tramwajem, co niestety, dość rzadko się udaje. W tamten poniedziałek nie dość, że tramwaje miały awarię (tzn. jeden miał, ale to wystarczy, by żaden nie jeździł, to jeszcze autobus godzinę nie przyjeżdżał, później wszystkie osoby z tramwai poszły właśnie na ten autobus, no to możesz sobie wyobrazić jaki był tam ścisk, kłótnie, no i prędkość (hehe, śmieszy mnie to słowo w tym kontekście) .
;-DDDD U mnie jest podobnie w autobusach , nie martw sie..
Naprawde chcesz wiedziec o co to kłótnie?.. O to co zwykle ,,, jaka ta młodzież niewychowana" ..
Ale niewychowana, bo...
Mnie najbardziej wkurza, gdy siedzę w autobusie i coś czytam, a siedzący obok obcy mi człowiek zaczyna ze mną rozmowę. Dodam, że często robią to w dość nachalny sposób. Ja ich olewam, jeśli już to odpowiadam bardzo lakonicznie, a ci dalej. Ech, słuchawki w takim momencie to wspaniała rzecz, ale jestem osobą, której muzyka przeszkadza w czytaniu, więc sama rozumiesz...
Niewychowana , bo tak jak one staram się wcisnąc do autobusu. Przecież ja powinnam je przepuscic jeszcze pomóc wsiąść a sama poczekac kolejna godzine na nastepny autobus. A jak juz wsiąde to w ogole maja pretensje ,że przy dzwiach stoje ,ze miejsce zajmuje ,że w ogole tam jestem. Ostatnio mówiłam chyba z 5 razy ,,przepraszam " bo wysiadałam a tu nikt sie nie rusza. W koncu zaczełam sie pchac i wtedy jakiś moher ,, pcha się i pcha sie a przepraszam to nie umie powiedziec " ... No myslałam ze mnie krew zaleje...
Co do tych zagadujących , tez mnie czasami zaczepiaja i najbardziej bawi mnie to jak zaczynaja opowiadac mi całe swoje zycie..;-DD